sposób opisują dziennikarze z największych polskich gazet pedofilską aferę, której sprawcą był jeden z najbardziej znanych polskich psychologów. Nie chodzi mi wcale o sposób opisu. Bo roi się w nim od
gromów, na jakie sam czyn lub czyny i osoba sprawcy w pełni zasługują. Chodzi mi o to, czego w tych opisach brak. A brak jest samokrytycyzmu, poczucia winy, wyrzutów sumienia. Z jakiego powodu?
Z prostego. Przecież to ci sami dziennikarze doprowadzili do tego, że psycholog-pedofil został osobą znaną. Oddając mu miejsce na łamach gazet, zapraszając do programów radiowych czy do studia telewizyjnego,
kreowali go na eksperta, profesjonalistę, fachowca. Nietrudno się domyślić, że tym samym napędzali mu małych pacjentów, którzy stawali się ofiarami.
Oczywiście, że nie wiedzieli, z kim mają do czynienia i kogo promują. Dlatego też nie mówimy o winie, która podlegałaby karze. Jednak po ludzku sądząc, powinni się czuć nieswojo. Powinni mieć moralnego
kaca. Powinien to być dla nich wstrząs. Wszak nieświadomie przyczynili się do zła. I to wcale nie do byle jakiego zła. Do wielkiego zła.
Takich zwykłych ludzkich odczuć przy opisywaniu przez żurnalistów całej sprawy nie zauważyłem. Nawet tego prostego słowa: Przepraszamy. Można się tego domagać od tych, którzy mają w ręku narzędzie
potężne, teraz okazało się - nie po raz pierwszy - jak może być niebezpieczne. To taki apel o odpowiedzialność. Może nie skierowany nawet do nadawców, ale do odbiorców. Bo równie ważna jest
odpowiedzialność w przyjmowaniu przekazu. Jak to mówią. Nie wszystko złoto, co się świeci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu