Z s. Agnieszką Jaworską i s. Moniką Siemionko ze Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus rozmawia Alfred M. Karwowski
Alfred M. Karwowski: - W Kościele katolickim postać św. Teresy od Dzieciątka Jezus jest powszechnie znana i kochana. Zgromadzenie, które Siostry reprezentują, obrało ją za patronkę. Proszę nam przedstawić krótki rys historyczny Waszego Zgromadzenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
S. Agnieszka Jaworska: - Zgromadzenie Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus zostało założone przez bp. Adolfa Piotra Szelążka 1 sierpnia 1936 r. w diecezji łuckiej na Wołyniu. Podczas II wojny światowej siostry heroicznie służyły pomocą ludziom chorym, kapłanom, potajemnie studiującym klerykom, więźniom i prześladowanym Żydom. W latach 1943-45 siostry zostały wysiedlone z Wołynia i rozpoczęły swoją działalność w nowych granicach Polski.
- Czym zajmuje się Zgromadzenie? Jaka jest jego duchowość?
Reklama
- Duchowość naszego Zgromadzenia oparta jest na Ewangelii i „małej drodze” św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Fundamentem tej drogi jest: ufność, głęboka wiara i całkowite zdanie się na Boga. Naszym celem jest dążenie do doskonałej miłości Boga przez wierne naśladowanie Jezusa Chrystusa i poświęcenie się dla zbawienia bliźnich. Siostry z naszego Zgromadzenia pracują w Polsce, we Włoszech i na Ukrainie, oddając się apostolstwu, działalności wychowawczej i społeczno-religijnej.
- Jak wygląda praca Sióstr w Polsce?
Reklama
S. Monika Siemionko: - W Polsce mamy 11 domów zakonnych, w których kształcimy i wychowujemy dzieci i młodzież, pracujemy na rzecz misji, modlimy się za kapłanów, włączamy się w działalność
apostolską i dzieła charytatywne przy parafiach.
Zła sytuacja w Polsce związana jest głównie z bezrobociem. W dramatyczny sposób dotyka to dzieci - zaniedbanych, niedożywionych i często narażonych na przeżywanie „scen” alkoholowych
ojca lub matki. Przykładem może być Pawełek, który po skończonej lekcji religii powiedział, że nie ma po co wracać do domu. Na pytanie dlaczego, odpowiedział, że tata i mama już od kilku miesięcy są prawie
codziennie pijani, a on przez dwa miesiące często jadł suchy chleb. W takich sytuacjach nie umiemy być obojętne, zakładamy placówki opiekuńczo-wychowawcze dla dzieci i młodzieży z rodzin najuboższych
i z rodzin dysfunkcyjnych. W ostatnim czasie w Wasilkowie koło Białegostoku powstało pogotowie opiekuńczo-wychowawcze oraz placówka dziennego wsparcia dla dzieci z takich rodzin. Podobną placówkę prowadzimy
również od kilku lat w Suwałkach. Znajdują w niej schronienie dzieci, które często idą do szkoły i wracają z niej głodne, nie mają gdzie spokojnie odrobić lekcji lub zwyczajnie pobawić się z kolegami.
Na Dolnym Śląsku (Ścinawka Dolna) prowadzimy dom dziecka - dla dzieci niepełnosprawnych fizycznie i umysłowo. Obecnie siostry mają poważne trudności ze znalezieniem środków finansowych na wybudowanie
windy, która jest wymogiem stawianym przez Unię Europejską. O ile nie zostanie ona zainstalowana do 2006 r., istnieje groźba zamknięcia placówki przez władze, do czego nie możemy przecież dopuścić.
- A jak wygląda praca poza Polską?
Reklama
A. J.: - Obecnie mamy dwie placówki we Włoszech: w Rzymie i w Goi (niedaleko Bari), gdzie siostry pracują w szpitalu dla ludzi dotkniętych chorobą trądu. Szczególnym polem apostolskiej działalności
naszego Zgromadzenia jest Ukraina. Obrazem najpełniej odzwierciedlającym istniejącą tam sytuację niech będzie wypowiedź s. Serafiny, która wcześniej pracowała w Berdyczowie, a obecnie pracuje w Łucku:
- Co najbardziej poruszyło mnie u tych ludzi? Niesamowite pragnienie Boga, chęć poznawania i doświadczania, że Bóg ich kocha takimi, jakimi są. Ci ludzie przez 70 lat nie słyszeli o Bogu. Byli świadkami
niszczenia cerkwi, kościołów, które zamieniano w stajnie, magazyny, muzea. Bardzo dużo świątyń zostało spalonych. Ogromne prześladowanie ludzi, mordowanie, wywożenie na Sybir tylko dlatego, że są katolikami,
a jeszcze bardziej, że są Polakami, pozostawiło w sercach wielu pustkę i tęsknotę za Bogiem i sprawiedliwością. Bieda, której doświadczał i nadal doświadcza naród, jest połączona z głodem Boga.
W naszej codziennej posłudze zajmujemy się przygotowaniem dzieci, młodzieży i dorosłych do sakramentów świętych. Odwiedzamy ludzi starszych, chorych i samotnych w domach, starając się podnosić ich
na duchu i wzbudzać wiarę w Boga kochającego, miłosiernego, przebaczającego. Ludzie ci są bardzo nam wdzięczni za to, że pozostawiając swoją Ojczyznę, idziemy do nich, aby nieść Ewangelię, miłość i dobro.
Czują, że są kochani i potrzebni, a przez naszą posługę odzyskują wiarę w to, że Bóg ich kocha.
- Co obecnie jest tzw. priorytetem dla Waszego Zgromadzenia?
Reklama
M.S.: - Otwierają się przed nami szerokie horyzonty pracy apostolskiej na Wschodzie. 70 lat komunizmu pozostawiło ruinę, strach, cierpienie, ból i zwątpienie. Taka właśnie sytuacja jest dla
nas ogromnym zadaniem i wyzwaniem, by nie stać obok bezczynnie, patrząc jak nasi bracia i siostry umierają dziś z głodu, nie tylko tego materialnego, ale również z głodu Boga. Pragniemy przywrócić tym
ludziom na nowo radość, nadzieję życia i wiarę w Boga. Jednak to zadanie będziemy mogły realizować wtedy, gdy będziemy miały ku temu odpowiednie środki duchowe i materialne.
Dziękujemy Panu Bogu za nowe powołania, które rodzą się na Wschodzie. Dziewczęta po wielu latach przygotowań w Polsce wracają na swoje tereny, by tam być świadkami Ewangelii. Najbardziej wymownym
świadectwem niech będzie wypowiedź ukrainki s. Antoniny: „(...) wraz z młodzieżą wyruszyliśmy do pracy obejrzeć warunki życia tych ludzi, do których nas posłał Pan Bóg. Przygotowaliśmy piosenki,
ale również i trochę jedzenia dla chorych, które z dużym wysiłkiem udało się nam zorganizować. Pukamy do drzwi i słyszymy głos: »idę, idę«. Za 5 minut otwierają się drzwi, a w nich ukazuje
się postać kobiety w podeszłym wieku przesuwającej się na krześle. Nogi miała już całkowicie sparaliżowane, a jej »wózkiem« było właśnie krzesło, gdyż tylko na to mogła sobie pozwolić. Miesięcznie
otrzymuje zaledwie 20 $. Po opłaceniu rachunków nie wystarcza jej na chleb i mleko, jak więc można myśleć o wózku. Nie zwracając uwagi na swoją sytuację, z uśmiechem, a jednocześnie z płaczem radości
przyjęła nas do swojego domu. Ledwie wcisnęliśmy się do jej małego pokoiku, w którym jest sypialnia, jadalnia, pokój gościnny - wszystko razem. Babcia przesunęła się na swoim krzesełku do łóżka
i na rękach z wielkim trudem przesiadła się na nie, po czym opowiadała nam o różnych tradycjach, które istniały na naszej wołyńskiej ziemi i o swoim trudnym życiu. Idąc dalej z naszą posługą, podeszliśmy
do drugiego glinianego domu i zapukaliśmy. Otworzyła 50-letnia pani, która niechętnie zapraszała nas do środka. Dopiero później zrozumieliśmy powód. W jej domu nie było nawet gdzie stanąć. Musieliśmy
bardzo uważać, gdyż wszędzie było pełno sadzy i brudu. Jak nam potem przyznała, codziennie modliła się i prosiła Boga, by przysłał jej dobrych ludzi, którzy sprzątaliby w jej mieszkaniu. Sama bardzo potrzebowała
natychmiastowej pomocy lekarskiej. Jej nogi były pokryte ranami, z których wyciekał jakiś płyn. Tak więc zamiast śpiewać, zakasaliśmy rękawy i wzięliśmy się do pracy. Na miarę naszych możliwości opatrzyliśmy
jej rany, po czym zorganizowaliśmy pomoc lekarską”.
- Nasi Czytelnicy na pewno chcieliby nawiązać z Siostrami kontakt. W jaki sposób mogą to uczynić?
A.J.: - 1 sierpnia będziemy mogli spotkać sie w kościele św. Stanisława Biskupa Męczennika przy 5352 W. Belden Ave., a także w kościele św. Rozalii przy 4401 N. Oak Park.
Gdyby ktoś z Czytelników chciał się z nami spotkać i porozmawiać na poruszone tu tematy, serdecznie zapraszamy. Oto adres e-mailowy: monika122@go2.pl i numer telefonu:
(773) 625-6202 - należy prosić s. Monikę. Podajemy również numer naszego konta tu, w Chicago, które dzięki życzliwej pomocy dobrych ludzi zostało ostatnio założone. Zgromadzenie Sióstr św.
Teresy od Dzieciątka Jezus; Midameica Bank, nr 110 480 850.
Serdecznie dziękujemy redakcji „Niedzieli w Chicago” za zainteresowanie naszymi problemami. Cieszymy się, że spotkaliśmy w parafii św. Jana Brebeuf w Niles ks. Adama Galka - redaktora
„Niedzieli w Chicago”, który pracował na Ukrainie w latach 1992-95 i doskonale zna problemy tamtych ludzi. Jak powiedział nam w rozmowie, kiedy odbudowywali tam zniszczone kościoły i organizowali
życie religijne, to zawsze zwracali się najpierw o pomoc do św. Teresy od Dzieciątka Jezus - patronki misji katolickich. Wtedy wiele rzeczy niemożliwych stawało się możliwe.
- Dziękuję za rozmowę.