Reklama

Wspomnienie wielkanocne

Moja liturgia z koszykiem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdy byłem dzieckiem Święta Wielkanocne zaczynały się od pójścia do kościoła z koszykiem pełnym pokarmów, aby ksiądz poświęcił. Była to oczywiście Wielka Sobota, musiało być dużo słońca. I choć trochę zielone drzewa.
Święcone przygotowywała mama, która już od rana piekła sernik, makowiec i tradycyjnie babkę. Do pokoju, w którym jeszcze spałem, przedostawał się zapach wanilii, smak cukru, rodzynek i masła. Kuszony takimi słodkościami nie zrywałem się jednak szybko z łóżka, gdyż nie było mowy o skosztowaniu; od Wielkiego Piątku post jeszcze obowiązywał.
W tym dniu szedłem do kościoła w najnowszym ubraniu. Miałem nową białą koszulę, nowe krótkie spodnie, nowe białe podkolanówki i nowe sandały. Czekałem niecierpliwie, kiedy mogłem się ubrać i wyjść do kościoła. Ksiądz święcił dopiero od dziewiątej rano. Poranek strasznie się dłużył. Po porannej toalecie, po zjedzeniu na śniadanie suchej kromki i wypiciu gorzkiej herbaty pojawiał się tata w roboczym ubraniu. Urywał się z pracy, by donieść jeszcze do koszyka cukrowego baranka.
Koszyk stał na środku dużego stołu w pokoju gościnnym, był zasłany białą serwetką i przybrany zielonym bukszpanem. Przychodziła wreszcie ta godzina, o której w koszyku musiały się znaleźć: jajka, chleb, sól, szynka, kiełbasa, chrzan, lukrowana babka i baranek z cukru - słowem po trosze cały świąteczny pokarm.
Czekałem niecierpliwie, kiedy będzie godzina dziewiąta. Dopiero na krótko przed wyjściem mama zaczęła się moją osobą interesować. Wtedy nagi stawałem na taborecie i posłuszny poleceniom mamusi wkładałem nową białą koszulę, nowe krótkie spodnie, nowe białe podkolanówki i nowe sandały.
Do kościoła wyruszaliśmy prawie wszyscy o jednakowej porze. Cała kamienica. Bywało, że na czele naszej procesji szła dozorczyni. Nazywaliśmy ją Baba-Jaga. Jak w bajce i wobec nas była okrutna. Przez całe dnie chowała się po kątach kamienicy, by nas wystraszyć swoim brudnym narzędziem pracy, czyli miotłą. Tego wielkanocnego poranka wychodziła z nami do kościoła, niosąc w ręku ogromną torbę z żywnością do poświęcenia.
Wszyscy szli w milczeniu. A trzeba było jeszcze bardziej zamilknąć, gdy w z zakrystii Bożego Ciała wychodzili ministranci, a za nimi ksiądz w białej komży i złotej stule. Ministranci nieśli naczynie z wodą święconą i kropidło. Ksiądz przez mikrofon odmawiał modlitwę, później kropidłem czynił znak krzyża. Krople wody wsiąkały w chleb, ciasto i spływały po skorupkach jajek w koszykach.
W drodze powrotnej byliśmy już rozgadani, weseli. Ktoś komuś ukradł jajko, kawałek ciasta, to znowu kawałek kiełbasy, ale na koniec, w bramie kamienicy oddawaliśmy sobie rozkradzione pożywienie, bo w domu by była awantura i podejrzenie o naruszenie postu.
Święconkę mama odstawiała do jutra. Dopiero wczesnym rankiem - po Rezurekcji można było to wszystko spokojnie zjeść. Uroczyste śniadanie mama i tata zaczynali od dzielenia się tym, co poświęcone. Zaczynali od jajka.
Gdy byłem dzieckiem już wtedy moja liturgia z koszykiem szybko się zmieniała. Zacząłem odkrywać na nowo wszystkie inne obrzędy wielkanocne, zwyczaje, gesty, obrazy, krzyże, słowa, pieśni. Tylko jedno zostało takie samo: przeżywam te święta jak wtedy, gdy byłem dzieckiem. No cóż, w każdym z nas jest wcale sympatyczny dzieciuch.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ofiara konfesjonału – św. Rafał Kalinowski

Niedziela podlaska 44/2018, str. VII

[ TEMATY ]

św. Rafał Kalinowski

Archiwum

Św. Rafał Kalinowski

Św. Rafał Kalinowski

Św. Rafał pokazuje nam, że zebrane w życiu trudne doświadczenia mogą w późniejszym czasie wydać piękny owoc. Służba wojskowa u Rosjan, udział w powstaniu styczniowym i ciężka praca na Syberii doprowadziły do tego, iż stał się cenionym spowiednikiem i kierownikiem duchowym

Święty przyszedł na świat 1 września 1835 r. w Wilnie. Na chrzcie otrzymał imię Józef. Jego ojciec, profesor matematyki na Uniwersytecie Wileńskim, troszczył się o edukację i wychowanie patriotyczne syna. W 1852 r. Józef rozpoczął naukę w Mikołajewskiej Szkole Inżynierii Wojskowej w Petersburgu, wstępując jednocześnie do wojska rosyjskiego. Po trzech latach uzyskał tytuł inżyniera i został adiunktem matematyki i mechaniki budowlanej. Równocześnie rozwijała się jego kariera wojskowa i awansował do stopnia porucznika. Wtedy właśnie przestał przystępować do sakramentów świętych, do kościoła chodził rzadko, przeżywał rozterki wewnętrzne, a także kłopoty związane ze swoją narodowością, służbą w wojsku rosyjskim. Wciąż jednak stawiał sobie pytanie o sens życia, szukając na nie odpowiedzi w dziełach filozoficznych i teologicznych. Czując, że zbliża się powstanie, podał się do dymisji, aby móc służyć swoją wiedzą wojskową i umiejętnościami rodakom. Został członkiem Rządu Narodowego i objął stanowisko ministra wojny w rejonie Wilna. Przystępując do powstania Kalinowski uważał, że nie ma ono szans powodzenia, ponieważ znał dobrze sytuację militarną wojsk rosyjskich, stacjonujących na owych terenach. Mimo to uznał, że nie wolno mu stać na uboczu „sprawy uważanej wówczas za istotnie narodową”. Po niepowodzeniu powstania, 24 marca 1864 r., został aresztowany i skazany początkowo na karę śmierci, którą dzięki protekcji rodziny i znajomych z czasów służby w wojsku rosyjskim, zamieniono na 10 lat przymusowych prac w warzelniach soli na Syberii.
CZYTAJ DALEJ

Korea Płd.: Papuga podkradała gościom kawę. Interweniowała policja

2025-11-19 18:33

[ TEMATY ]

kawa

papuga

podkradała

interwencja policji

Adobe Stock

Amazonka żółtogardła (Amazona oratrix)

Amazonka żółtogardła (Amazona oratrix)

Koreańska policja została wezwana przez właściciela lokalu do pomocy w schwytaniu niepożądanego skrzydlatego gościa, który wypijał klientom kawę z kubków. Zielono-żółta papuga prawdopodobnie należy do gatunku zagrożonego wyginięciem - przekazała w środę agencja UPI.

Ptak był przyjazny. Nim na miejsce dotarli stróże prawa, papuga przyjęła od szefa lokalu małą przekąskę i pozwoliła się nawet pogłaskać - podała agencja.
CZYTAJ DALEJ

Dwaj katoliccy duchowni zwolnieni z kolonii karnej na Białorusi

Dwaj katoliccy księża, Henrych Akałatowicz i Andrzej Juchniewicz, zostali zwolnieni z więzienia na mocy decyzji przywódcy Białorusi Alaksandra Łukaszenki - podał w czwartek opozycyjny portal Zerkało, powołując się na informacje Konferencji Katolickich Biskupów na Białorusi. Obaj duchowni są obywatelami Białorusi.

- Duchowni, którzy byli oskarżeni o ciężkie przestępstwa przeciwko państwu, zostali zwolnieni z kolonii karnej po ułaskawieniu przez Alaksandra Łukaszenkę – podał portal.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję