Niedziela 5 października. Choć przez ostatnich kilka dni padało, to dziś już wiadomo, że od dawna zapowiadany festyn parafialny dojdzie do skutku. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
dżdżysta pogoda zmienia się, na początku trochę nieśmiało, potem już coraz pewniej, w słoneczną aurę. „To dobry znak” - komentują parafianie z Dziektarzewa.
Poranna Msza św. Jak twierdzi proboszcz ks. Jarosław Kulesza, takich tłumów nie było ani na Pasterce, ani na Rezurekcji. I rzeczywiście: wnętrze świątyni nie jest w stanie pomieścić
nawet połowy uczestników Liturgii, której przewodniczy Ksiądz Proboszcz. Skąd taka frekwencja? O wyjaśnienie nietrudno. Podczas Mszy św. śpiewy wykonuje światowej sławy chór chłopięcy „Poznańskie
Słowiki”. „Bardzo się cieszymy, że możemy śpiewać Panu Bogu akurat w waszej świątyni. Cieszymy się, że przyszło tak wiele osób” - mówił do dziektarzewskich parafian
dyrygent chóru Bartosz Michałowski.
Festyn. Atrakcji jest tyle, że nie sposób ich wszystkich wymienić. Gdy „Słowiki” jedzą śniadanie, na placu koło kościoła mocnym uderzeniem rozpoczyna zabawę zespół z parafii
św. Maksymiliana w Płońsku. Początkowo publika reaguje dosyć niemrawo. Ale od czego pomysły? Zaludniająca się powoli tańczącymi maluchami scena powoduje, że rodzice także podrygują, patrząc
na swoje pociechy.
Wreszcie gwóźdź programu: recital Mariana Opani. Choć prywatnie bardzo cichy i spokojny, znany aktor stanowczo „rozprawia się” z nieco natrętnymi kamerzystami i fotografami:
„Jestem tu dla publiczności. Nie zasłaniajcie mnie, proszę!”. Te słowa wywołują gromki aplauz zebranych. W eter płyną świetne żydowskie szmoncesy i wspaniałe, niemal
pachnące stepem rosyjskie piosenki. Salwom śmiechu i oklaskom nie ma końca. Na recital męża (w dużej części złożony ze skeczów, w których aktor drwi z niektórych
niewieścich przywar) patrzy spokojnie małżonka Pana Mariana - Hanna. - Nie obraża się Pani za dowcipy męża? - Musiałabym całe życie chodzić obrażona. To tylko niewinne żarty
- odpowiada z czarującym uśmiechem.
Aukcja dzieł sztuki. „Parafialny kościół jest w nie najlepszym stanie. Jak widzicie, kochani, robimy wszystko, żeby zdobyć pieniądze na remont. Na ten cel przeznaczymy też dochody
z dzisiejszej aukcji” - zachęca do licytowania ks. Kulesza. Aukcję prowadzi aktor Maciej Rayzacher. Pod młotek idą różne dzieła: mające po 200 lat wizerunki świętych, a także
współczesne obrazy i rzeźby. Pan Maciej prowadzi aukcję w mistrzowskim stylu. Po prostu wywołuje po imieniu znajdujących się na placu. Nie sposób się ukryć. „Taki piękny obraz
św. Franciszka… kto da więcej? Cena wywoławcza 100 złotych. Ooo… widzę Księdza Redaktora, proszę Księdza, wstyd nie włączyć się do licytacji na taki cel!” - zachęca mnie (oczywiście
przez mikrofon) Maciej Rayzacher. Przyłączam się zatem. Niestety, po sprawdzeniu zawartości portfela dość szybko rejteruję.
Przychodzi czas na loterię. Za złotówkę, trzy lub pięć złotych można stać się posiadaczem cennych fantów. Tradycją dziektarzewskiego festynu stała się możliwość wygrania zwierząt domowych.
W tym roku nie ma kozy - jest za to cielę. Inne atrakcje to zawody. Parafianki konkurują podczas kiermaszu ciast, parafianie zaś w zawodach sportowych, m.in. w piłowaniu
drewna i przeciąganiu liny. Z pysznych wypieków nie pozostał nawet okruszek: ci, którzy mocowali się w różnych konkurencjach, musieli przecież nadrobić ubytek energii.
To już koniec? Kilka godzin parafialnego święta upłynęło jak z bicza strzelił. Trzeba pójść na Sumę. A na następny festyn czekać cały rok.
Pomóż w rozwoju naszego portalu