Osamotnieni, opuszczeni, osieroceni... Przychodzimy na groby naszych kochanych zmarłych, kładziemy wiązanki jesiennych kwiatów, wieńce, zapalamy świece. Światła świec i zniczy mają symbolizować
naszą niezmienną o nich pamięć. Ale w naszej pamięci jest żal, jest smutek, jest bolesna świadomość, że ich odejście zmieniło nasze życie na zawsze, że tak dobrze znany i akceptowany
świat odmienił się w nieodwracalny sposób, że bez zgody naszej woli stało się to, czego nie chcieliśmy, czego baliśmy się, czego nawet nie mogliśmy sobie wyobrazić. Nagle zabrakło nam ukochanych,
tych, o których myśleliśmy, że zostaną na zawsze, czyli do końca naszego życia lub choć na jeszcze długi, długi czas, aż będziemy mogli się do ich odejścia przygotować, przyzwyczaić, zrozumieć...
A przecież nigdy nie jesteśmy i nie będziemy gotowi, bo śmierć ukochanych osób zawsze jest przedwczesna i nieoczekiwana, bo tym, czego pragniemy, jest niezmienność i wieczność,
a nie nieubłagany upływ czasu i przemijanie.
Przychodzimy na cmentarz, żeby raz jeszcze, nawet po wielu latach, pożegnać naszych zmarłych. Modląc się, wspominamy ich z nami obecność, głosy, śmiech, drogie twarze stają nam w pamięci.
Uśmiechamy się czasem do naszych wspomnień. Ale to nieprawda, że czas goi rany. Czas powoduje tylko to, że uczymy się żyć z bólem, tęsknotą i sieroctwem. Miejsca po odeszłych nigdy
nie zastąpi nikt.
- Odeszli - mówimy - umarli, zasnęli w Panu. Ale mówimy też, że zasnęli z nadzieją zmartwychwstania.
Osieroceni, opuszczeni, osamotnieni przychodzimy zapalić światła na grobach naszych kochanych zmarłych. Znicze i świece płoną ciepłym blaskiem pamięci, a w ich świetle
jaśnieje nadzieja. Zabierzmy ją ze sobą i zachowajmy na przyszłe dni. Ona rozjaśni mrok największego nawet smutku, doda sił, przywróci radość. Niech płonie w nas nadzieja
dobrych przyszłych lat, nadzieja na spotkanie, nadzieja zmartwychwstania. Bo to, co zostało nam obiecane, to niezmienność i wieczność, a nie upływ czasu i przemijanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu