Cierpienie Papieża jest cierpieniem wielkiego świadka wiary - podkreśla ks. prał. Krzysztof Ukleja, dyrektor warszawsko-praskiej Caritas.
Mimo że podczas wizyty w Pompejach Jan Paweł II wyraźnie czuł się lepiej i przemawiał donośnym głosem, w mediach wciąż powraca temat złego stanu zdrowia Papieża.
Nie tak dawno odwołał przecież audiencję generalną. A na kolejnej spotkał się wprawdzie z wiernymi, ale znacznie skrócił swoje wystąpienie. Wkrótce potem niemiecki tygodnik Bunte
zacytował słowa kard. Ratzingera, który miał powiedzieć, że Papież czuje się źle i trzeba się za niego modlić. Jak się potem okazało, wypowiedź kardynała prawdopodobnie nie była
utrzymana w takim tonie. Co więcej, stwierdził on, że nie udzielał osobnego wywiadu dla niemieckiego tygodnika, a dziennikarze zniekształcili jego słowa. Abp Dziwisz ostro zaprzeczył
później informacjom niemieckiego pisma. „Wielu dziennikarzy, którzy pisywali o zdrowiu Papieża, jest już w niebie” - powiedział.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Papież jest osłabiony i że cierpi. Z trudem wygłaszał jedną z ostatnich katechez, a w czasie przemówienia dwa
razy westchnął: „Jezus Maryja”. Mimo to nie chce ograniczyć publicznych wystąpień ani też swoich zajęć. Jak powiedział Vittorio Messori w wywiadzie dla Corriere della Sera, Papież
nie słucha rad tych, którzy zachęcają go do ograniczenia zajęć męczących nawet dla człowieka młodego.
Ale widać także, że Ojciec Święty nie kryje swoich dolegliwości przed światem.
Mam taką chorobę jak Papież
Reklama
Izabela Pakulska, lekarz ze Szpitala Grochowskiego mówi, że ludzie chorzy patrzą na Ojca Świętego jak na kogoś bardzo bliskiego, stąd cierpienie, którego Papież doświadcza, jest dla nich rodzajem
heroizmu. I tego chyba od Papieża się uczą w znoszeniu własnego bólu. - Ponadto, kiedy człowiek patrzy na Ojca Świętego, to widzi, że nie ma prawa narzekać: na własną chorobę,
zmęczenie, po prostu na nic - mówi dr Pakulska.
Dr Robert Pływaczewski z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie, na co dzień spotyka pacjentów, dla których cierpiący Papież jest wzorem i przykładem.
Jeżeli dzielnie znosi on swoje cierpienie, podkreślają chorzy, i nie mówi: „dość”, nie rezygnuje ze swoich obowiązków, ludzie to doceniają. - I łatwiej
im wtedy przyjąć ich własne niedomagania - podkreśla dr Pływaczewski. Twórcze podejście do trudności po prostu się udziela. Podobnie zresztą jak na przykład nastroje pacjentów, którzy leżą w jednej
sali szpitalnej. Jeżeli jeden drugiego podtrzymuje na duchu, z pewnością ma to wpływ na proces zdrowienia.
Chory Papież jest często dla pacjentów ważnym punktem odniesienia. Do gabinetu dr. Pływaczewskiego trafiła kiedyś kobieta ze złamanym biodrem. „Mam taką chorobę jak Papież”
- powiedziała w pierwszych słowach.
Ks. Andrzej Dziedziul, kapelan Hospicjum Domowego księży marianów twierdzi, że Papież, który nie wstydzi się własnego bólu i słabości, pragnie w ten sposób nadać sens ludzkiemu
cierpieniu.
- Dostrzegają to chorzy w naszym hospicjum. Wiele razy słyszałem od nich, że widok cierpiącego Ojca Świętego pomaga im przezwyciężyć własną niemoc i ból. „Chory Papież,
który nie może się poruszać i z trudem mówi, uświadomił mi, że ja też jestem coś wart, mimo że choruję na raka i nie mam szans na wyleczenie” - usłyszał od
jednego z pacjentów ks. Dziedziul.
Ks. Władysław Duda, kierownik Warszawskiego Hospicjum na warszawskich Bielanach, dodaje, że cierpienie Ojca Świętego jest dla chorych formą jedności z Papieżem. Wielu chorych codziennie
zresztą modli się za Jana Pawła II. - Papież jest dla nich uwiarygodnieniem sensu cierpienia - mówi ks. Duda.
Z ludźmi chorymi, potrzebującymi pomocy na co dzień spotyka się ks. Krzysztof Ukleja, dyrektor Caritas praskiej. Wciąż dostrzega, że chorzy wpatrujący się w cierpienie Papieża, nie tracą
nadziei. Bo on im tę nadzieję codziennie na nowo przywraca. - Ilekroć patrzą na Papieża doznającego potwornego bólu, na Papieża, który nie jest już pod krzyżem, ale na krzyżu, daje im to siłę, jakąś
wewnętrzną moc. I łatwiej im wtedy znosić własne cierpienie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zaczęło się od zamachu
To wspaniały człowiek, nawet nie pamięta, że niesie krzyż - powiedział kiedyś o Papieżu J. Navarro-Valls, rzecznik Stolicy Apostolskiej. Znamienne jest, że Papież nigdy nie skarżył się,
nie narzekał. Nawet gdy po zamachu w 1981 r., ciężko zraniony przebywał w szpitalu, lekarze zgodnie twierdzili, że to łatwy pacjent. I że dzielnie znosi cierpienie.
Bardziej, niż własnym zdrowiem martwił się zresztą wtedy o umierającego w Polsce Prymasa Wyszyńskiego.
Cierpiący Papież zawsze dużo się modlił. Gdy ranny na Placu św. Piotra osunął się na kolana ks. Dziwisza, powtarzał tylko: „Maryjo, Matko Moja!, Maryjo, Matko Moja!”. Pierwsze słowa zaś,
jakie wypowiedział w dzień po zamachu, brzmiały: „Czy wczoraj odmówiliśmy kompletę?”.
Jako Papież nigdy nie ukrywał swego cierpienia. Potrafił nawet śmiać się z niego, żartować. Gdy przebywał w klinice Gemmelli, wciąż podkreślał, że zanadto wszyscy się o niego
troszczą. Posługująca siostra wspominała później, że w pierwszych dniach pobytu Papieża w szpitalu zbliżała się do niego z pewną obawą. Ale lęk minął szybko. Powiedziała
mu nawet: „Ojciec Święty musi szybko wstać z łóżka, żeby nabrać sił”. A on się roześmiał i odparł: „Patrzcie no, siostra straciła swoją nieśmiałość!”.
Mimo cierpienia, choroby i słabnięcia siły fizycznych, Ojciec Święty wciąż pozostaje aktywny. Nie dąży do ograniczenia liczby spotkań, audiencji. Nie chce słyszeć o zmianach
dość rygorystycznego rozkładu zajęć, jak też o dłuższym odpoczynku. Wciąż bardzo wiele czasu poświęca też osobistej modlitwie, odmawia Brewiarz, Drogę Krzyżową, Różaniec. - To niewiarygodne,
ale on więcej klęczy niż siedzi - wyznał kiedyś o. Konrad Hejmo.
Jan Paweł II wiele miejsca w swym nauczaniu poświęcił teologii cierpienia. Zawsze podczas audiencji czy pielgrzymek kierował swe słowa do ludzi chorych, starszych, cierpiących. Nieustannie
podkreślał, że cierpienie pojmowane w aspekcie wiary, może być źródłem mocy duchowej. W ludziach chorych dostrzegał też znak szczególnej miłości Stwórcy: „Wy stoicie w pierwszym
szeregu tych, których Bóg miłuje” - mówił.
Jego nauczanie splata się z jego życiem. - Swoim cierpieniem Papież wciąż potwierdza, że to wszystko, co o cierpieniu napisał, jest prawdą. I że jego nauczanie
nie jest oderwane od tego, czego sam doznaje - konstatuje ks. W. Duda.
- Cierpienie nie istnieje samo dla siebie - tłumaczy ks. Krzysztof Ukleja. - Ojciec Święty okazuje w nim swą ogromną wiarę i nadzieję. Przez to staje się prawdziwym
apostołem cierpienia.
Boleść świata
W swych audiencjach i przemówieniach Jan Paweł II często wspomina o aktualnych wydarzeniach, które bólem napełniają jego serce: toczące się wojny, zamachy, trzęsienia ziemi,
powodzie czy inne katastrofy, prześladowania czy łamanie praw człowieka. Reaguje on na każdą tragedię w świecie. Wciąż też niestrudzenie modli się o pokój. Jak ostatnio, w Pompejach,
kiedy donośnym głosem błagał Boga o pokój „w świecie targanym wichrami wojny”.
Jak sam wyznawał, wielkim cierpieniem jest też dla niego niezrozumienie nauczania Ewangelii czy procesy sekularyzacji. Także wspomniał o tym w czasie swej pielgrzymki do sanktuarium
Matki Bożej Różańcowej w Pompejach: „Dzisiaj, tak jak w czasach starożytnych Pompejów, trzeba głosić Chrystusa społeczeństwu, które oddala się od wartości chrześcijańskich,
a nawet zapomina o nich”. Wreszcie, Papież niejednokrotnie dawał do zrozumienia, że wielkim bólem są dla niego podziały wśród chrześcijan, i że mimo dialogu ekumenicznego
do jedności jest wciąż daleko.
Cierpienie Jana Pawła II ma zatem jeszcze jeden wymiar: metafizyczny, nadprzyrodzony. Bo jest to człowiek, który dźwiga na swych ramionach odpowiedzialność za losy świata. Gdy dziś
patrzymy na niego, jest to widoczne chyba jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Jak ujął to włoski poeta Mario Luzi, „cierpienie Papieża robi wielkie wrażenie, nie ostentacyjne, ale też nie ukrywane.
Odnosi się wrażenie, że na jego barkach spoczywa cała boleść świata”.