Reklama

Janusz

Z Januszem kumplowałem od niepamiętnych czasów. Razem się bawiliśmy, mimo iż jest o 6 lat ode mnie młodszy. W zimie, na stawie graliśmy w hokeja. Janusz należał do najlepszych zawodników. Szybki, pełen energii - jak to się mówi - królował na lodowisku. Każdy chciał grać w jego drużynie. Zainteresowanie do sportów Janusz wykazywał od najmłodszych lat. Mimo ciężkiej pracy w gospodarstwie, zawsze znalazł chwilę by zagrać w piłkę, albo wieczorem pobiegać. Dziś jest zupełnie inaczej...

Niedziela kielecka 33/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Rodzice Janusza nie zwracali większej uwagi na predyspozycje i zainteresowania syna. Zajęci gospodarstwem, a raczej wiązaniem końca z końcem, nie mieli czasu na myślenie o sportowej karierze ich pociechy. Mieszkali na wsi, więc to wieś była ich oraz Janusza przyszłością. Małe gospodarstwo, dom składający się z pokoju i kuchni, oraz kilka hektarów ziemi miały być dla chłopca przeznaczeniem.
Jednak profesja rolnika nie była jego wymarzonym celem. Mimo iż Janusz harował na roli jak wół, wciąż myślał o tym, by kiedyś zostać sławnym biegaczem. Los mu sprzyjał. Nauczyciel wychowania fizycznego zauważył nieprzeciętne predyspozycje Janusza i zaproponował mu intensywne ćwiczenia. Na efekty treningów nie trzeba było długo czekać. Praktycznie od szóstej klasy szkoły podstawowej Janusz przywoził z olimpiad sportowych dyplomy oraz medale za zdobycie pierwszych miejsc. Był nie do pokonania. Podczas zawodów jego rywale zawsze przybiegali kilka, a czasem kilkanaście sekund za nim.
Te sukcesy, o dziwo, nie zmieniły go - nawet wtedy, gdy jako uczeń szkoły ponadpodstawowej zdobył I miejsce w biegach przełajowych województwa tarnowskiego w swojej kategorii wiekowej. Był taki, jak zawsze; ciągle marzył o byciu zawodowym biegaczem.
Januszem zainteresowali się trenerzy poważnych klubów sportowych. Na to właśnie czekał od zawsze. Wydawało się, że marzenia zaczynają się spełniać - wbrew temu, co mówili rodzice i złośliwi koledzy.
Danej mu szansy nie zaprzepaścił. Dwa razy w tygodniu jeździł do oddalonego o przeszło 30 km Tarnowa, by trenować. Rodzice spokojnie przyjmowali jego kolejne sukcesy. Chyba byli z niego dumni. Nikt z jego kolegów aż tak się nie wybił, a to był dopiero początek. Na szafie zaczynało brakować miejsca na puchary i medale.
Gdy dziś wspominam z Januszem tamte dni, jego oczy się uśmiechają. Po westchnieniach można od razu poznać, że za bieganie oddałby wszystko. Patrząc na puchary, mówi: "To były chwile, których nigdy nie zapomnę" - gdy wypowiada te słowa, ciarki przechodzą mi po plecach. Janusz jest bowiem całkowicie sparaliżowany i jeździ na wózku inwalidzkim...

Słoneczny dzień

Reklama

Dokładnie 10 lat temu Januszowi zawalił się świat. Piękny słoneczny dzień, jak prawie każde święto Matki Bożej Zielnej. Odpust w sąsiedniej parafii za rzeką - w Wietrzychowicach. Już idąc do kościoła na sumę, myślał o jednym - aby popływać w Dunajcu. Przewoźnicy promowi zawsze zezwalali na kąpiel. Wracając z kościoła, Janusz jeszcze raz przeprawiał się przez rzekę, a myśl o kąpieli była nie do pokonania. Szybko pobiegł do domu na obiad, przebrał się. Wychodząc z domu rzucił do domowników: "Idę nad Dunajec".
Rodzice nie bali się o Janusza. Wszyscy wychowywali się nad tą rzeką i oczywiste było, że w ciepłe dni tam się pływa. Tego lata rzeka płynęła wyjątkowo leniwie, poziom wody obniżył się o przeszło metr. Poza tym Janusz był świetnym pływakiem.
On sam wspomina ten dzień następująco: "Czułem się, jakby we mnie wstąpił diabeł; tylko rzeka była mi w głowie, nie mogłem się od tej myśli uwolnić. Nie wiem, co mi się stało".
Woda była ciepła. Leniwy nurt zachęcał do kąpieli. A przewoźnicy jak zwykle mili. Dzięki ich zgodzie mógł poskakać z promu do rzeki. Skakał więc raz za razem, bez opamiętania, jak w amoku. "Złośliwi pytają się, gdzie był wtedy mój Anioł Stróż, a ja siebie ciągle pytam, gdzie był mój zdrowy rozsądek. Teraz wiem, że za błędy się płaci, i to słono..." - podkreśla Janusz.
I stało się. Po kolejnym skoku do wody już nie wypłynął. Okropny ból przeszył jego ciało - kręgi szyjne nie wytrzymały. Woda nie chciała wypuścić na powierzchnię. Przewoźnicy obserwujący Janusza szybko zorientowali się, że stało się coś strasznego. W ciągu kilku chwil wyciągnęli go na brzeg. Zdezorientowani i przestraszeni ludzie nie wiedzieli, bądź nie pamiętali, że w takich przypadkach z poszkodowanym trzeba obchodzić się ostrożnie. Paraliż dał o sobie znać bardzo szybko.
Wspominając te chwile, Janusz mówi: "Nie mam do nikogo żalu, chociaż lekarze twierdzą, że mogło być lepiej. Ale oni chcieli mnie ratować i robili to jak umieli najlepiej - za to należą się im słowa podziękowania. Nigdy im tego nie zapomnę. Trochę żalu w sercu mam do pracowników służby zdrowia. Gdy przewożono mnie z jednego szpitala do drugiego, ktoś stwierdził, że usztywnienia na szyję nie będą mi potrzebne". Po przetransportowaniu do kliniki, paraliż zawładnął całym jego ciałem. Wcześniej mógł poruszać jeszcze rękami. Teraz nawet głowa nie chce ustać w jednym miejscu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wspomnienia

Dzień Matki Bożej Zielnej sprzed 10 laty rodzice Janusza wspominają z bólem. Tato, który pokładał w synu nadzieje, załamał się, dostał rozstroju nerwowego, musiał się leczyć. Matka z siostrą z czasem przestały płakać po kątach i przywykły do ciągłych zmian pościeli i opróżniania cewnika, do wysłuchiwania próśb Janka, do karmienia, golenia i kąpania 30-letniego mężczyzny.
Pasją Janusza są króliki i kozy. Kolega pozbijał klatki, króliki i kozę Janusz kupił za inwalidzką rentę. Pieniędzy dostaje niewiele, bo od renty musi zapłacić podatek. Rodzice z siostrą muszą gospodarzyć się sami.
Janusz cały rok spędza przed telewizorem. "Najpiękniejsza była olimpiada w Sidney - mówi. - Ale zdobyliśmy medali!". Po policzkach płyną mu łzy. Dzięki temu, że ma antenę satelitarną, może zobaczyć cały świat. Najbardziej lubi oglądać kanały sportowe i filmy przyrodnicze. Ta antena napsuła mu trochę nerwów, bo gdy stał się jej właścicielem, ludzie we wsi mówili: "Niby biedni - drewniany dom i pokój z kuchnią, a satelitarną sobie kupili". Tylko latem Janusz wyjeżdża wózkiem na dwór i jedynie w słoneczne dni. Nawet, gdy jest upał, musi być ciepło ubrany, bo marznie i szybko się przeziębia.
Często jeździ na rehabilitacje. Kilku jego niepełnosprawnych kolegów, poznanych w szpitalu, nie żyje, bo - jak twierdzi - "załamali się i pękło im serce". "Życie jest piękne, wszystko daje nam Bóg - i za wszystko trzeba mu dziękować. Mogłem przecież już nie żyć" - wyznaje Janusz. Jego marzeniem jest uczestniczyć w spotkaniu z ojcem Tardiffem, podczas których dochodzi do uzdrowień. Gdy to mówi, od razu wyjaśnia: "Nie dla tego, żeby wyzdrowieć, żeby doznać cudu! Pan Bóg wie co robi, ale chciałbym razem z Ojcem Tardiffem tak się pomodlić, aby nabrać siły i aby się nie załamać, bo życie jest piękne, ale nieraz ciężkie".

Zawsze, gdy widzę skaczących do wody młodych ludzi, przypomina mi się Janusz siedzący na swoim wózku. Przed oczami mam piękny słoneczny dzień, w którym świat mu się zawalił. Ciągle widzę jego załamanych rodziców, zapłakaną siostrę. I ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego tak się stało? Odpowiedź nie jest prosta, ale jeden powód można na pewno znaleźć - chyba dlatego, byśmy jeszcze bardziej kochali właśnie takich ludzi jak on.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Patron na czas epidemii

Niedziela łódzka 2/2021, str. IV

[ TEMATY ]

bł. Rafał Chyliński

Archiwum

Bł. o. Rafale, wstawiaj się za nami

Bł. o. Rafale, wstawiaj się za nami

Kim jest bł. Rafał Chyliński, ubogi, pokorny franciszkanin, najdłużej posługujący w łódzkich Łagiewnikach (dziś dzielnica Łodzi), który zmarł 275 lat temu, a od 25 lat cieszy się chwałą błogosławionych?

"Dziadowski biskup” – niejednokrotnie słyszał o. Rafał od brata, gdy zaraz po posiłku biegł do kuchni, aby zabrać jeszcze ciepły przydział dla biednych, którzy gromadzili się przy furcie klasztornej.
CZYTAJ DALEJ

Bejrut: 150 tys. wiernych na Mszy św. pod przewodnictwem Leona XIV

2025-12-02 12:38

[ TEMATY ]

Bejrut

Leon XIV w Turcji i Libanie

150 tys. wiernych

Vatican Media

Papież Leon XIV

Papież Leon XIV

Do przezwyciężania podziałów, otwierania się na dialog i budowania społeczeństwo pokoju i sprawiedliwości wezwał papież Libańczyków 2 grudnia podczas Mszy św. na Bejrut Waterfront w Bejrucie. W Eucharystii wzięło udział ok. 150 tys. wiernych. Była ona ostatnim punktem programu trzydniowej wizyty Leona XIV w Libanie.

Witając Ojca Świętego patriarcha Antiochii obrządku grecko- melchickiego, Youssef Absi zaznaczył, że wierni z „krainy pokoju” odpowiadają na jego wezwanie do pokoju i witają go jako Następcę Piotra, który przybywa, by umocnić chrześcijan Bliskiego Wschodu. Podkreślił znaczenie Katolickich Kościołów Wschodnich oraz zaangażowanie papieża w budowanie jedności i nadziei w regionie dotkniętym niepokojem. Zauważył, że spotkania Ojca Świętego z chorymi, osobami konsekrowanymi, młodzieżą, przesiedleńcami i poranionymi stanowią znak jego troski i miłości. Hierarcha wyraził przekonanie, że to spotkanie wnosi radość i pokój w serca wiernych, będące obietnicą Pana.
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV: przeczytajcie tę książkę, a poznacie, kim jestem

Podczas konferencji prasowej w samolocie Papież opowiedział o tym, jak przeżywał konklawe. Zdradził też sekret swej duchowości i podał tytuł książki, która nauczyła go ufać Panu Bogu. To właśnie w tej postawie ufności przyjął też decyzję konklawe. Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem: „Oto jestem, Panie, to Ty dowodzisz, Ty poprowadzisz”.

Jedno z pytań, które postawiono Papieżowi w drodze powrotnej z Libanu do Bejrutu dotyczyło tego, jak on przeżywał konklawe. Ojciec Święty przypomniał, że kiedy na dzień przed wyborem został zaczepiony na ulicy przez jednego z dziennikarzy i zapytany, jak postrzega to, że jest jednym z kandydatów, odpowiedział: „Wszystko jest w rękach Boga”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję