Statystyki demograficzne Warszawy biją rekordy, ale ten pozorny sukces kryje ponurą prawdę. Za lśniącą fasadą metropolii czai się głęboki kryzys. A pierwsze powiewy demograficznej zimy są w placówkach, gdzie coraz ciszej jest od dziecięcego gwaru.
Śródmieście Warszawy tętni życiem, ale to życie ma dorosły charakter. Wśród tłumów korporacyjnych pracowników i turystów rzadko dostrzec można dzieci. To dzielnica, która się starzeje. Luksusowe mieszkania zamieniają się w biura lub apartamenty na wynajem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Rodziny nie mają czego szukać w Śródmieściu. Brak tam placów zabaw, przestrzeni do spacerów, powietrze jest zanieczyszczone – słychać w urzędowych korytarzach. Pandemia przyspieszyła exodus: praca zdalna pozwoliła wielu na wyprowadzkę na obrzeża stolicy lub dalej – na wieś. Lokalne przedszkola, nawet te najlepsze, nie są już atrakcją.
– Mimo że mamy bardzo dobrze wyposażone przedszkola, bo Śródmieście jest dzielnicą bogatą, to nikt nie będzie specjalnie stał w korkach rano i po południu tylko z tego powodu, że przedszkole jest ładniejsze – mówi Joanna Siudzińska, dyrektor Przedszkola nr 35 przy ul. Górskiego. – Jeszcze kilka lat temu po wiosennych rekrutacjach nie było miejsc, teraz w żłobkach i przedszkolach dysponujemy wolnymi miejscami w każdej chwili – dodaje.
Reklama
W placówce przy ul. Górskiego zamiast trzech grup są dziś tylko dwie, a łącznie uczy się w nich zaledwie 25 dzieci. Kilkoro odeszło po pierwszych dniach września – być może ich rodzice również podjęli decyzję o ucieczce z centrum.
Dyrektor Siudzińska obserwuje jeszcze inne, niepokojące zjawiska. – Z mojego punktu widzenia dzieci są coraz trudniejsze, coraz więcej przychodzi z dysfunkcjami. Dzieci te wymagają specjalistów i mniejszych, kameralnych grup – mówi. Niestety, na rynku pracy brakuje logopedów, psychologów i terapeutów.
Za furtkami stołecznych przedszkoli widać też zmieniający się obraz polskiej rodziny. Do placówek chodzi coraz więcej jedynaków i dzieci samotnych rodziców.
– Więcej jest też rodzin patchworkowych, w których rodzeństwo przyrodnie jest o kilkanaście, a nawet 20 lat starsze. W rodzinach rozwiedzionych nierzadko rodzice sprawują opiekę naprzemienną, która jest bardzo niekorzystna z punktu widzenia rozwoju dzieci. One nie czują się bezpiecznie, gdy co tydzień mieszkają w innym miejscu – mówi dyrektor Siudzińska.
Przedszkole nr 35 nie jest odosobnionym przypadkiem niżu demograficznego. W pobliskim Przedszkolu nr 32 przy ul. Nowogrodzkiej funkcjonuje już tylko jedna grupa, do której chodzi 14 dzieci.
Jak dotąd pustkami nie zieją jedynie przedszkola katolickie, które oferują poszukiwany przez część rodziców stabilny system wartości. – Przedszkole Sióstr Rodziny Maryi nr 217 na Woli miało po rekrutacji pełne grupy – zapewnia siostra dyrektor, jednak i ona dodaje, że podczas ostatniej rekrutacji „nie było takich tłumów jak dawniej”.
Nasi sąsiedzi w Czechach mawiają, że „posiadanie dzieci to szczęście i obowiązek wobec kraju”. Czy my, Polacy, podołamy temu obowiązkowi patriotycznemu zanim demograficzna próżnia stanie się nieodwracalna? Warto to pytanie postawić 11 listopada.
