W drugiej turze wyborów George Simion rywalizuje z burmistrzem Bukaresztu Nicu?orem Danem, który również jest politykiem sprzeciwiającym się układowi duopolu sprawującego władzę w Rumunii. Sam fakt, że żaden kandydat z rządzących partii nie wszedł do drugiej tury, już jest zwycięstwem demokracji w Rumunii po kompromitacji zeszłorocznych wyborów prezydenckich. Niekwestionowanym faworytem wyścigu do fotela prezydenckiego jest jednak Simion, zwolennik Donalda Trumpa, europejski sojusznik Giorgii Meloni oraz zastępca Mateusza Morawieckiego w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
Przez europejskie media oraz rumuński establishment Simion był oskarżany o prorosyjskość, co jednak ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. – Oskarżenia są na wyrost, chodzi o to, by pokazać go jako czarną owcę tych wyborów, jako osobę zagrażającą bezpieczeństwu Rumunii. Simion jest politykiem proamerykańskim, takim był nawet w czasach administracji Joe Bidena. Opowiada się za obecnością amerykańskich wojsk na wschodniej flance NATO, więc trudno mu zarzucić prorosyjskość – mówi Kamil Całus, analityk ds. Mołdawii, Naddniestrza i Rumunii w Ośrodku Studiów Wschodnich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu