Reklama

Wiara

Spełnił dziecięce marzenie

Od zawsze marzył o tym, by być fajnym mężem, ojcem, trzeźwym, czego nie doświadczył we własnej rodzinie. Jak udało mu się to osiągnąć?

2025-04-14 14:19

Niedziela Ogólnopolska 16/2025, str. 68-71

[ TEMATY ]

Bliżej Życia z wiarą

Michał Koterski

Karol Porwich/Niedziela

Michał Koterski

Michał Koterski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dla wielu ludzi obraz Boga wiąże się z obrazem ojca w domu. U Pana było to zaburzone, bo najukochańszy tata – Marek był uzależniony od alkoholu, nie dawał poczucia bezpieczeństwa. Dom rzutował na Pana wiarę?

Reklama

Jestem przekonany, że każdy człowiek, tak jak rodzi się z potrzebą bliskości, pragnieniem miłości, zaopiekowania, rodzi się też z przeświadczeniem, że ktoś tam na górze istnieje. Nie zawsze musi to być ten „Pan z brodą”. Gdy byłem małym chłopcem, w domu były awantury, tata wracał pijany, mama próbowała go przede mną ukryć w drugim pokoju. Jako dorośli zapominamy, że rodzic pod wpływem alkoholu generuje w dziecku ogromny lęk. Ja w tamtych momentach, nie mając się do kogo zwrócić, powiedzieć o tym, co dzieje się w rodzinie, modliłem się swoimi słowami. Prosiłem nieraz: „Boże, proszę Cię, aby matka tego mojego ojca nie zabiła za to, że pije”. Wierzyłem głęboko, że ktoś mnie po tej drugiej stronie wysłucha. Później, gdy podrosłem i miałem pretensje, że moje życie wygląda tak, a nie inaczej, też często kierowałem je w stronę Boga. Dlaczego mam problemy? Dlaczego mam taką, a nie inną rodzinę? To były wyrzuty w Jego stronę. Do momentu nawrócenia cały czas tak to wyglądało, mimo iż chwytałem się też ręki Boga – w sytuacjach: „jak trwoga, to do Boga”. Przypominałem sobie o Nim w momentach, że jak już nic nie pomogło, to może Bóg zainterweniuje. Żeby mnie z pracy nie wyrzucili, żeby mnie bandziory za długi nie dopadły. Obiecywałem wtedy żarliwie, że nie będę pić. On problemy rozwiązywał, ja kilka dni byłem trzeźwy, a potem wszystko wracało do normalności – alkohol, narkotyki i Bóg znowu do niczego nie był mi potrzebny. Kiedy się cztery litery zaczynały palić, przypominałem sobie o modlitwie. Tyle że ja tyle razy tego Boga okłamywałem i żeby tej Jego dobroci nie nadwyrężać, prośby kierowałem potem to do Jezusa, to do Matki Bożej, a później to już chyba do wszystkich świętych z litanii.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W poczuciu osamotnienia, pustki, zmagania się z nałogami przyszedł jednak moment nawrócenia – od dziś Pan nie pije. Z Bożą pomocą ten stan trzeźwości trwa 10 lat. Jak patrzy Pan na tamto „wczoraj” bez Boga, w uzależnieniu, i na to „dziś” – w przyjaźni z Nim i w abstynencji?

Reklama

Alkoholik, narkoman, każdy uzależniony zakłamuje rzeczywistość. Też tak miałem. Mówiłem: „wszyscy wokół piją, ale ja to tylko 4 piwka”. Od tego się zaczyna. Dziś jestem trzeźwy i co ciekawe, nie mam w ogóle znajomych, którzy piją. Ja pewnego dnia, te 10 lat temu, wszedłem do swojego pustego domu, poszedłem do piwnicy, wyłożyłem butelki na stół – cały towar, jaki miałem – i w momencie dostałem obraz. Stałem się obojętny na łzy mojej matki i moich dziewczyn.Zobaczyłem siebie jako małego Michała, który miał kilka lat i patrzył na swojego ojca zniszczonego przez alkohol. Nie chciałem być taki jak on, nie chciałem, aby moja mama czy żona płakały przeze mnie. Po tym czasie, od małego Michała do wtedy, mało, że stałem się taki jak ojciec – ja stałem się od niego gorszy. Wszystkie mnie zostawiały. Jedna z nich napisała mi list, w którym poruszyły mnie słowa: „Odeszłam, bo dotarło do mnie, że nie jestem w stanie Ci pomóc. Nie umiałam patrzeć na to, jak ukochana osoba umiera na moich oczach. Byłam przekonana, że umrzesz, a ja tego nie dźwignę”. Zobaczyłem wtedy Michała, któremu alkohol, narkotyki odebrały wszystko. Dosłownie wszystko, bo wręcz zniewoliły mi duszę. Ja miałem dosłownie obsesję na punkcie picia i brania. To były niekończące się pytania: czy mam na alkohol, czy będę na niego miał, czy będą narkotyki? Nawet marzenia, które się spełniały, w ogóle mnie nie cieszyły. Grałem na planie z ulubionymi aktorami i co z tego? Chciałem jak najszybciej wracać ze zdjęć po to, żeby się napić i naćpać. Najważniejsze były alkohol, narkotyki. To była moja miłość. Mam natomiast świadomość, że nikt nie rodzi się zły. Każdy narkoman, alkoholik, uzależniony to kiedyś było czyjeś ukochane dziecko. Tak potoczyło się też u mnie, bo alkohol odebrał mi godność, siłę sprawczą, przejął totalnie kontrolę nad moim życiem. Uświadomiłem sobie, że nie ma mnie kto zatrzymać i ja się sam nie zatrzymam. Poczułem absolutną bezsilność. Wiedziałem, że nie ma dla mnie ratunku, bo żadne leczenie nie pomagało. Wtedy pomyślałem, że Bóg to moja ostatnia deska ratunku. Uklęknąłem, pomodliłem się. Wziąłem alkohol i go wylałem. Wyrzuciłem też towar. Z moich ust popłynęły słowa: „Zabierz tę obsesję picia i brania, a ja zrobię wszystko, żeby wytrwać”. Tak bardzo tego zapragnąłem, że zaufałem. Po prostu chciałem spełnić marzenie małego Miśka, który marzył o tym, aby być fajnym mężem, ojcem. Trzeźwym! Następnego dnia rano, po 21 latach obsesji, obudziłem się bez tego głosu w głowie, który mi mówił: Napij się... Ten głos zniknął. Byłem w takim szoku, że jeszcze chwilę nie mogłem uwierzyć i siedziałem, czekałem, czy głos przyjdzie, a jego nie było. Wówczas przypomniałem sobie, że cudem trzeba się zaopiekować. Stał się cud i ja nie mogę teraz bezkarnie leżeć! Uczono mnie w tych wszystkich ośrodkach uzależnień, że najważniejsze jest wyrzucić wszystkie kontakty do ludzi, z którymi piłem, którzy mi się kojarzą z alkoholem. Konieczne były mityngi, terapia. Warto sobie na takim etapie też znaleźć przewodnika duchowego, pisać swój program wychodzenia z uzależnienia. Słuchałem zaleceń mądrzejszych ode mnie i to pozwoliło mi dojść do miejsca, w którym jestem dzisiaj.

Dzieli się Pan swoim świadectwem, powstała książka pt. To już moje ostatnie życie, są spotkania z ludźmi. Wszystko po to, aby swoim przykładem uratować choć jedno życie. Postrzega Pan to jako cuda?

Przed każdym takim spotkaniem proszę Boga na modlitwie, aby mnie prowadził. Żebym nikomu swoimi słowami nie zrobił krzywdy, bo słowa mogą ranić, nawet te w najlepszej intencji. Bycie z Nim w relacji daje mi natomiast poczucie bezpieczeństwa, czuję się zaopiekowany. Nie widziałem tych cudów wcześniej w swoim życiu. Byłem zamknięty, poblokowany. Teraz jestem na to otwarty – dopatruję się wręcz tych znaków. Gdy pomoc przychodzi, dostrzegam, że jest to działanie z góry. Wiem, że w chorobę alkoholową wpisane są upadki. Mówi się, że jest to choroba nawrotów. Modlę się więc słowami: „Jezu, Ty się tym zajmij!”, i widzę, że On się zajmuje, najlepiej, jak się da.

Jaką ma Pan receptę dla współczesnych rodziców, którzy martwią się, że ich dziecko popadnie w uzależnienia? Jakie ma Pan swoje metody dziś, będąc ojcem 7-letniego Fryderyka, aby czuł się kochany, bezpieczny?

W rodzinie ważne jest, aby rozmawiać. Zwłaszcza uczyć tego dzieci od najmłodszych lat. Mój syn ma dziś 7 lat i kiedy pytał mnie w zeszłym roku, czemu tak dużo nie ma mnie w domu, to usłyszałem ten komunikat i zareagowałem. Po 14 latach zakończyłem pracę w serialu Pierwsza miłość, bo zdjęcia były we Wrocławiu. Ta rezygnacja była po to, aby być bliżej, być częściej, być z dzieckiem, z ukochaną osobą. I nie być z musu, zasłonięty telefonem w ręku, ale właśnie z należytą uwagą, bez pośpiechu. Tu i teraz, tak aby dać dziecku odczuć, że jest dla mnie najważniejsze. Staram się teraz tak żyć i to pielęgnować. I nie jestem odpowiednią osobą do dawania rad, bo nie wiem, jak będzie za kilka lat, jak się życie potoczy. Ale widzę, że u nas w domu, który tworzymy, to działa, i myślę, że miłość, poczucie bezpieczeństwa, dialog – to jest to, co rodzic może dać najlepszego dziecku, aby obronić go przed wpływem otoczenia, które będzie kusić do używek, zachowań takich czy innych. Kiedy będzie dobra relacja rodzic – dziecko, to gdy zaczną się problemy, ono przyjdzie i powie, bo będzie ufało, że otrzyma pomoc. To bezcenne!

Michał Koterski – aktor filmowy, teatralny, osobowość telewizyjna. Przez 21 lat zmagał się z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Dziś, będąc „po jasnej stronie mocy”, otworzył Klinikę Leczenia Uzależnień „Odwróceni”. Jeździ też po Polsce na spotkania autorskie, aby dzielić się swoim doświadczeniem, że Bóg pomaga człowiekowi dźwignąć się z jego nałogów. Podczas jednego z nich rozmawiał z Angeliką Kawecką.

Oceń: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Radosnego dawcę miłuje Bóg

Im bliżej świąt Bożego Narodzenia, tym częściej zastanawiamy się, co ofiarować naszym bliskim.

Spośród wielu propozycji na rynku często trudno wybrać coś, co będzie miało duchowy charakter i pomoże zatrzymać się przy Tym, który jest w tym wyjątkowym czasie najważniejszy. Dlatego, żebyście nie musieli zbyt długo szukać czegoś odpowiedniego, przychodzimy do Was z propozycją kilku inspirujących prezentów, które ucieszą zarówno małego, jak i dużego obdarowanego.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: Przed konklawe strażacy rozpoczęli montaż komina na dachu Kaplicy Sykstyńskiej

2025-05-02 12:11

[ TEMATY ]

konklawe

PAP/EPA/ETTORE FERRARI

Na dachu Kaplicy Sykstyńskiej zamontowano kominek. Jest to jeden z najbardziej charakterystycznych momentów, które będą nam towarzyszyć w okresie konklawe, aż do wyboru nowego papieża, 267. następcy św. Piotra.

To właśnie z tego kominka świat dowie się o wyborze, a oczekiwanie zaczyna się już teraz, ponieważ konklawe rozpocznie się 7 maja o godz. 10. 00 Mszą św. „Pro eligendo Pontifice”, a o godz. 16. 30 kardynałowie wejdą procesjonalnie do Kaplicy Sykstyńskiej. Następnie odbędzie się przysięga i „extra omnes” (wszyscy wyjdźcie) wypowiedziane przez mistrza ceremonii, abp. Diego Ravelli. Od tego momentu 133 kardynałów elektorów zostanie odciętych od świata zewnętrznego, który będzie mógł domyślać się przebiegu konklawe dzięki dymom wydobywającym się z kominka zamontowanego dzisiaj: dwa razy dziennie, jeden pod koniec poranka, a drugi pod koniec popołudnia, po każdych dwóch głosowaniach, i będą one czarne, jeśli nie zostanie osiągnięte porozumienie w sprawie wyboru nowego papieża. Biały dym będzie natomiast znakiem, że chrześcijaństwo ma nowego papieża.
CZYTAJ DALEJ

Królowa bliska każdemu człowiekowi

2025-05-03 20:02

Magdalena Lewandowska

3 maja w Bazylice Garnizonowej

3 maja w Bazylice Garnizonowej

– Bliskość Maryi przypomina nam, że Jej królowanie wyraża się poprzez miłość, służbę i oddanie – podkreślał ks. płk. Janusz Radzik.

3 maja w Bazylice Garnizonowej modlono się w intencji tych, którzy za ojczyznę oddali życie i za tych, którzy ją dzisiaj tworzą.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję