W świecie dźwięków coraz częściej mamy do czynienia z instrumentami, które nie wymagają wielkich umiejętności, a gra na nich daje wiele przyjemności i satysfakcji. Należy do nich tongue drum (inaczej tank drum albo steel-tongue drum). Zalicza się on do instrumentów perkusyjnych. Jego dźwięk wydobywa się przez uderzanie młoteczkiem lub palcami w metalowe „języczki” (tongues) – każdy z nich jest tak wycięty, żeby generować konkretną nutę. Im większy instrument, tym więcej „języków”, a co za tym idzie – bogatsza paleta dźwięków. Dla początkujących jednak w zupełności wystarczą małe modele. Większe instrumenty pozwalają na zagranie bardziej złożonych melodii lub akordów, tworzenie akompaniamentów itd.
Czy musisz znać nuty, żeby grać na tongue drum? Absolutnie nie! Większość modeli ma ponumerowane „języczki” albo dołączone naklejki z numerkami, a w internecie można znaleźć wiele popularnych melodii rozpisanych systemem cyfrowym, będziesz więc wiedzieć, w jakiej kolejności wydobywać dźwięki. Skoro już jesteśmy przy internecie, to znajdziesz tam mnóstwo darmowych nagrań instruktażowych, dzięki którym twoje początki będą jeszcze łatwiejsze. Tongue drum jest tak prosty w obsłudze, że przy odrobinie wprawy niektóre utwory będziesz w stanie zagrać ze słuchu.
Niewątpliwą zaletą tego instrumentu jest jego niewielki rozmiar, co sprawia, że można zabrać go ze sobą praktycznie wszędzie.
Dźwięk tongue drum jest łagodny, lekko wibrujący, eteryczny, dlatego instrument jest bardzo popularny w muzykoterapii. Co ważne – nie trzeba nawet grać konkretnej melodii, żeby osiągnąć relaksacyjny i uspokajający efekt. Już samo uderzanie w „języczki” w przypadkowej kolejności sprawia, że jesteśmy otoczeni przyjemnymi dźwiękami. Na najprostszych modelach nie da się zagrać źle!
Dzięki swojej konstrukcji tongue drum nadaje się dla każdego, począwszy od małych dzieci, a na seniorach skończywszy. Wielu nauczycieli i terapeutów wybiera ten instrument ze względu na to, że gra się na nim intuicyjnie. Specjaliści odnotowują pozytywne działanie tongue drum m.in. w terapii depresji, spektrum autyzmu czy demencji. Granie na nim pomaga w redukcji stresu i poprawie koncentracji.
Czy wiesz, że...
...pierwszy tongue drum został stworzony w latach 90. XX wieku? Amerykański muzyk Dennis Havlena wykonał go, nacinając powierzchnię starej metalowej butli na gaz. Inspiracją były dla niego antyczne instrumenty, takie jak slit drum czy huehuetl. Slit drum używany był przez ludy Afryki, Azji Południowo-Wschodniej i Oceanii, zaś huehuetl wykorzystywali m.in. Aztekowie. Oba rodzaje instrumentów wykonywano, nacinając w odpowiedni sposób kawałki drewna.
Kiedy do melomanów nieskoncentrowanych na jednym gatunku muzyki dociera informacja, że niebawem Polskę odwiedzi artysta, którego nazwisko jest jednym z najbardziej pożądanych przez organizatorów koncertów i festiwali, to można mówić o wielkim szczęściu. Co zatem mają czynić melomani, gdy taka informacja płynie na fali wspaniałego albumu, który staje się forpocztą czekających nas niebawem emocji? Chyba można mówić o szczęściu do kwadratu, bo Brad Mehldau, chyba najwybitniejszy obecnie obok Vijaya Iyera intelektualista jazzowego fortepianu, zagra w Warszawie 7 lipca br. w ramach popularnego festiwalu Warsaw Summer Jazz Days. Tajemnicą poliszynela jest również to, że organizatorzy zabiegają o jego koncert we Wrocławiu, gdzie ma w listopadzie zagrać z orkiestrą swoją nową kompozycję. Z tym większą radością informujemy, że „Niedziela” dotarła do nowej płyty artysty, zatytułowanej „Seymour Reads the Constitution!”, i dzielimy się entuzjastyczną opinią na jej temat. Album ma właśnie swoją oficjalną premierę i zapewne będzie wielkim zaskoczeniem dla tych, którzy zachwycili się niedawnymi eksperymentami Brada Mehldau z muzyką Jana Sebastiana Bacha i idącymi w ślad za nimi własnymi miniaturami inspirowanymi dziełem lipskiego kantora. O ile „After Bach” to krążek solowy, o tyle „Seymour...” to popis na klasyczne jazzowe combo – czyli trio: fortepian (Mehldau), kontrabas (Larry Grenadier) i perkusję (Jeff Ballard). Krytyk „Chicago Tribune” bardzo precyzyjnie określił ten styl grania, pisząc o albumie słowami: „Trzech instrumentalistów, których łączy wspólna estetyka, a jej gesty wyrażane są delikatnie i z niezwykłą subtelnością, co czyni muzykę tak przejrzystą, że słuchacze mogą rozkoszować się szczegółami faktury i brzmienia”. Osiem kompozycji, w tym zarówno autorskie lidera („Spiral”, „Ten Tune” i tytułowa albumu), jazzowe standardy, ale i zapożyczenia z muzyki pop („Great Day” Paula McCartneya i „Beatrice” Sama Riversa) – to wszystko u Mehldau osiąga nieczęsto spotykane w jazzie nasycenie przy jednoczesnym stronieniu od natłoku nut. Mnie najbardziej zachwyca łatwość, z jaką lider przekracza granice między stylistykami. U Mehldau nie czuje się szwów między jazzem a muzyką klasyczną – współczesną, a ten stylistyczny ścieg jest niezauważalny, choć artysta balansuje jak linoskoczek między nutami i emocjami. Amerykanin należy do tego ekskluzywnego grona jazzmanów, którzy nie muszą ogłaszać z każdą płytą kolejnej jazzowej rewolucji tylko po to, aby skupić na sobie uwagę melomanów. On buduje swoją pozycję kreatywnością i solidnością. Bo taka jest – że odwołam się do słowa zawartego w tytule albumu – jego muzyczna konstytucja. Stąd już zaczynam oddzierać kartki kalendarza, które dzielą nas od jego warszawskiego występu. Fakt, że przywozi do nas właśnie trio, z którym zarejestrował ten album, tylko podnosi mi ciśnienie. Reasumując – znakomity album genialnego pianisty.
350 osób niepełnosprawnych oraz towarzyszących im opiekunów spędziło podczas tegorocznych wakacji bezpłatne wczasy na terenie sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w Fatimie, przekazał rektorat tego miejsca kultu maryjnego. Poinformował, że zazwyczaj wraz z niepełnosprawnymi przybywali na tygodniowy wypoczynek do Fatimy członkowie ich rodzin.
Kluczowe wsparcie dla organizacji projektu wczasów o nazwie „Vem para o meio” (Wyjdź na środek) okazali portugalscy wolontariusze. Według sanktuarium, w tegorocznych wakacjach dla osób niepełnosprawnych pomagało w sumie 150 ochotników, głównie młodych.
- Ewangelizacja, pokazywanie, jak patrzeć na życie w świetle Paschy Chrystusa i towarzyszyć ludziom we wzrastaniu w wierze - to szczególnie istotne wymiary katechezy parafialnej - mówi bp Artur Ważny, ordynariusz sosnowiecki, przewodniczący Zespołu ds. Katechezy Parafialnej. W rozmowie z KAI bp Ważny omawia 5 typów katechez, jakie przygotowuje zespół. Podkreśla też, że choć opracowywany program ma wejść w życie od września 2026 r., nic nie stoi na przeszkodzie, by na polu katechezy parafialnej działać już teraz. Biskup zaprasza też do kontaktu z zespołem, do przesyłania uwag i dzielenia się doświadczeniem.
Maria Czerska (KAI): Powstaje nowe dyrektorium katechetyczne dla Kościoła w Polsce. Jak wygląda praca nad tym dokumentem i na jakim jest etapie?
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.