Ks. Maciej Flader: Gratulujemy nominacji na urząd nuncjusza apostolskiego w Angoli. O czym w chwili jej ogłoszenia Ksiądz Arcybiskup pomyślał?
Ks. prał. Kryspin Dubiel: Na początku są emocje, ale potem, kiedy człowiek zaczyna zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji, przychodzi refleksja, mimo że ma się przygotowanie do pracy dyplomatycznej, bo przez 20 lat pełniłem taką służbę. Pytanie, czy przyjmuję nominację Ojca Świętego, jest pytaniem krótkim, i wymaga krótkiej odpowiedzi, nie ma czasu na pogłębioną refleksję. Wydaje mi się, że jest to taki dar i tajemnica zarazem. Dar ze strony Kościoła, ze strony papieża, bo to jest jego decyzja. A na nią wpłynęły opinie wiernych i moich przełożonych: kapłanów, biskupów, którzy mnie znali. To Pan Bóg kieruje losami Kościoła, posyłając swoich apostołów, ludzi, którzy taką decyzję podejmują, a zatem jest to też posłuszeństwo wobec Niego. Jeżeli człowiek zaczyna za bardzo szukać w tym ludzkiej logiki, to może się bardzo przestraszyć, ale wiara w Opatrzność Bożą, wiara w wolę Pana Boga i Jego plany związane z pracą, którą mam wykonać, pozwala mi ze spokojem powiedzieć: tak, przyjmuję i uczynię wszystko, aby to, co zostało mi powierzone przez Ojca Świętego, i czego oczekują ode mnie przełożeni z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej, zostało wypełnione.
Reklama
Święcenia biskupie nie odbędą się w Bazylice św. Piotra, ale w Leżajsku. Dlaczego?
Byłem w rozterce. Ponieważ w Bazylice św. Piotra przeważnie odbywają się święcenia biskupie nuncjuszy, którzy pracowali w Sekretariacie Stanu, a ja takiego epizodu w życiorysie nie miałem, to mogłem wybrać miejsce. Postanowiłem, że święcenia odbędą się w mojej rodzinnej diecezji. Nasza archikatedra jest w stanie renowacji, dlatego zdecydowaliśmy o innym miejscu. To też jest opatrznościowe – patrzę na to przez pryzmat wiary. W tym roku przypada 100. rocznica śmierci św. Józefa Sebastiana Pelczara, biskupa, który odznaczał się pobożnością maryjną, i był oddany Matce Bożej Leżajskiej. Wszystkie decyzje podejmował po uprzedniej pielgrzymce do Leżajska. Tam także miało miejsce jego cudowne uzdrowienie jako dziecka. W naszym archiprezbiteracie mamy też teraz bł. rodzinę Ulmów. Poza tym pomyślałem, że parafia w Leżajsku ma już trzeciego biskupa w ciągu ostatnich 20 lat: pierwszym był bp Ignacy Dec – biskup świdnicki, drugim – bp Damian Muskus, który jest biskupem pomocniczym archidiecezji krakowskiej, i teraz jestem ja. Chcieliśmy więc to miejsce uszanować, ale też pochwalić się nim, bo klasztor swoim wyglądem, pięknem potrafi zachwycić nawet tych, którzy przyjadą tu z dalekiego świata. Chcieliśmy również pokazać, że jest to miejsce naznaczone wielką modlitwą pielgrzymów, słynące łaskami. Trzeba też podkreślić, że jest to chyba jedyne miejsce, gdzie nastąpiło objawienie Matki Bożej wraz ze św. Józefem. W tej pobożności maryjnej trwamy tam, gdzie się wychowałem, ukształtowałem, gdzie wzrastało moje powołanie. Jest to chyba jakiś znak z nieba, że możemy to uczynić właśnie w tym miejscu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W naszej parafii zawsze było bardzo dużo powołań. To zasługa wspaniałych duszpasterzy, którzy posługą kapłańską potrafili zafascynować młodych ludzi. Zachęcali nas do bycia ministrantami, potem lektorami – to była ich ofiarna praca, a także ich modlitwa i troska. Wpływali na to, żebyśmy mieli dobre stopnie w szkole, ale też żebyśmy się pozytywnie odróżniali, bo jak przychodzi się do ołtarza, to nie można być rozbójnikiem.
Reklama
Leżajsk zapewne jest ważnym miejscem na życiowej mapie Księdza Arcybiskupa. Ale były też inne, nie mniej ważne...
By odpowiedzieć Panu Bogu na Jego wołanie, trzeba najpierw podjąć indywidualną decyzję; to jest też tajemnica szczęścia, które w życiu człowieka jest czymś istotnym. Kiedyś, w jakiejś refleksji modlitewnej, doszedłem do wniosku, że szczęśliwy jest ten człowiek, który odnalazł miejsce, w którym potrzebuje go Pan Bóg. Następna kwestia to tajemnica związana z przyjęciem święceń; to jest indywidualny dialog z Panem Bogiem i poddanie się w posłudze jako kapłan. Moja pierwsza posługa była bardzo krótka, bo po święceniach zostałem skierowany do parafii Wszystkich Świętych w Iwoniczu, gdzie przyjechałem pod koniec sierpnia, a wyjechałem stamtąd na początku lipca – byłem tam więc niecały rok. To parafia z dobrymi tradycjami, stałą i stabilną formą duszpasterstwa. Ksiądz prałat Piotrowski był takim mentorem, który pokazywał nam, jak odkrywać tajemnice posługi kapłańskiej, a szczególnie fascynował nas chęcią przygotowywania homilii. Potem pojawiła się możliwość wyjazdu na studia do Rzymu. Tam łączyłem studia z pracą na parafii. Zostałem skierowany do dwóch parafii. Na jednej z nich pewien ksiądz, który przyjeżdżał z Sekretariatu Stanu pomagać właśnie na parafii, powiedział, że jest taka potrzeba – był na synodzie biskupów – aby kapłani z diecezji byli przedstawiani jako kandydaci do Papieskiej Akademii Kościelnej. To miejsce, w którym przygotowują się przyszli dyplomaci (formacja trwa 4 lata). Arcybiskup Józef Michalik obdarzył mnie wtedy dużym zaufaniem, przedstawiając jako kandydata na te studia; przeszedłem wszystkie rozmowy kwalifikacyjne.
Moim pierwszym doświadczeniem związanym z dyplomacją był wyjazd do Meksyku. W tamtym czasie w Papieskiej Akademii Kościelnej było tzw. tirocinium, czyli wyjeżdżało się po pierwszym roku, aby zobaczyć, jak wygląda praca w nuncjaturze. Dostałem przydział do Meksyku, pojechałem tam na prawie 3 miesiące. Na miejscu przyglądałem się z bliska, jak wygląda praca dyplomatyczna. Byłem włączony w grafik dnia, we wszystkie obowiązki – oczywiście na tyle, na ile mogłem, na ile pozwalała moja pozycja. Wiązało się to z możliwością zetknięcia się z kolejnym językiem obcym – dotychczas włoski był tym językiem, którym się posługiwałem, a tam była okazja, żeby zacząć się uczyć języka hiszpańskiego.
Reklama
Moją pierwszą placówką dyplomatyczną była Rwanda – wyjechałem tam na 3 lata. To jest – można powiedzieć – pierwsza miłość, która zostaje w sercu, pierwsze ważne doświadczenie, choć niełatwe. Kraj bardzo trudny, doświadczony krwawą przeszłością. Spotkałem tam wspaniałych polskich misjonarzy, którzy od samego początku okazywali mi ogromną życzliwość, zawsze mogłem na nich liczyć. Następnie zostałem skierowany na Białoruś – tam byłem 5 lat. Potem przeżyłem zaskoczenie, bo nagle z Białorusi zostałem oddelegowany aż do Kolumbii. Była to dość długa podróż, ale też wielką satysfakcję sprawiała mi praca w tym kraju. Po służbie w Kolumbii znowu udałem się w długą podróż, tym razem na Filipiny. Jest to kraj uśmiechniętych ludzi, bardzo wyjątkowy. Niestety, jest w nim też sporo biedy, ale ludzie są naprawdę wspaniali, bardzo życzliwi, a Kościoły są pełne wiernych.
Po pobycie na Filipinach zostałem skierowany na dwuletni pobyt w Polsce, a następnie wyjechałem do Słowenii. Byłem tam niecałe 2 lata. To bardzo miły kraj. Gdy przebywałem w Słowenii, dostałem informację, że jest potrzeba, aby ktoś udał się do Abu Zabi, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, żeby otworzyć nuncjaturę. Tam właśnie otrzymałem wiadomość, że Ojciec Święty mianował mnie nuncjuszem apostolskim w Angoli...
Ks. prał. Kryspin Dubiel dotychczas pracował w służbie dyplomatycznej Stolicy Apostolskiej w Rwandzie, na Białorusi, w Kolumbii, na Filipinach, w Polsce, Słowenii i Emiratach Arabskich.