Reklama

Kościół

Jak się raz pójdzie, trudno przestać

Co roku na Jasną Górę przybywają pieszo setki tysięcy pielgrzymów z całej Polski. Niektóre grupy idą tylko kilka dni, inne – ponad tydzień, najdłużej trwa pielgrzymka helska – niemal 3 tygodnie. Co sprawia, że tak wiele osób w różnym wieku wybiera w wakacje trudy pielgrzymiego szlaku zamiast luksusowych wczasów i błogiego lenistwa?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

To jeden z tych upalnych letnich dni, w których prażące słońce odbiera wszelkie siły. Wysokie temperatury sprawiają, że chwilami mój telefon się przegrzewa, co nie pozwala uruchomić choćby aparatu, a dłoń sama sięga do ukrytej w torbie butelki lodowatej wody. Tuż przed południem przed Jasną Górą stopniowo zaczynają się zbierać ludzie pragnący przywitać zbliżającą się poznańską pieszą pielgrzymkę. Jednym z pątników, który przybył odrobinę przed swoimi towarzyszami, jest Stanisław pielgrzymujący wspólnie z żoną w grupie pokutnej. Do Pani Jasnogórskiej udał się po raz dwudziesty, by dziękować za otrzymaną w kolejnym roku łaskę.

– Trochę wstyd się przyznać, ale jestem alkoholikiem. Dwadzieścia lat temu przestałem pić i co rok idę podziękować Matce Bożej za kolejny rok trzeźwości. Gdy jeszcze miałem problem z alkoholem, to poszedłem do mojego kościoła parafialnego i uklęknąłem przed obrazem Matki Bożej, prosząc o trzeźwość. I tę trzeźwość otrzymałem, i bardzo Maryi za to dziękuję. Obecnie jestem innym człowiekiem, chodzę na pielgrzymki i to mi daje siłę – opowiada.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Każdy jest ważny

Reklama

Po kilkunastu minutach zebrany tłum, na czele z metropolitą poznańskim, wita gromkimi oklaskami przybyłą jako pierwszą grupę ekstremalną. Na twarzach pątników, ubranych w jaskrawe żółte koszulki, można dostrzec zmęczenie, ale i ogromną radość. Jedną z osób przybyłych z tą grupą jest Rafał – kleryk piątego roku Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu. Na Jasną Górę zmierza już dwunasty raz. Pielgrzymowanie ma we krwi, bez pielgrzymki nie wyobraża sobie wakacji. – Ten czas spędzony w drodze, w ogromnym słońcu, które pali, niekiedy też w deszczu, jest czasem na pewno trudnym, ale dającym ogromną satysfakcję, wiele radości i umocnienia. Ten czas możemy spędzić nie tylko z Panem Bogiem, ale także z ludźmi z tej grupy, z którymi tworzymy jedną rodzinę, jeden, duży organizm. Niezależnie od tego, czy ktoś niesie tubę, jest przewodnikiem, klerykiem czy w drogówce, to każdy z nas jest równy, każdy z nas jest potrzebny i mile widziany – podkreśla. Wspomina też swoją pierwszą pielgrzymkę. – Wtedy szedłem z grupą „20” z Grodziska Wielkopolskiego. To był bardzo trudny czas, bo człowiek nie wiedział, z czym ma do czynienia. Teraz, kiedy idę już po raz enty, wiem, jak się spakować, co wziąć, czego nie zabierać, ale są te emocje, które towarzyszą zawsze – opowiada kleryk Rafał.

Po powitaniu z biskupem przedstawiciele grupy ekstremalnej ruszają przed mury Jasnej Góry, a po chwili kładą się krzyżem. Ten gest uniżenia i hołdu oddawanego Pani z Jasnej Góry wykonają niedługo później przedstawiciele innych grup idących w pielgrzymce poznańskiej. Każda z nich ma inny charakter. Są m.in. grupy: biblijna, rodzinna, wyciszenia czy wielbienia. W tej ostatniej idzie m.in. 20-letni Jakub, dla którego jest to pierwsza piesza pielgrzymka. – Były to dla mnie piękne przeżycia, które trudno mi porównać z tym, co słyszałem wcześniej o pielgrzymowaniu od znajomych. Były, oczywiście, chwile słabości, ale chwile radości przewyższają je o stokroć i wspominam to naprawdę przepięknie. Na pewno chcę tutaj wrócić. Jeśli wszystko się uda, to na pewno spróbuję pójść jeszcze raz na pielgrzymkę – uśmiecha się Jakub. Zapytany przeze mnie, dlaczego nie wybrał np. wczasów zamiast pielgrzymki, odpowiada: – Ostatnio jestem mocniej związany z moją wiarą i chcę ją pogłębiać. Już kilku moich znajomych chodziło na tę pielgrzymkę, pozytywnie się o niej wypowiedziało, więc ja sam chciałem tego spróbować. Faktycznie, mogłem gdzieś wyjechać, choć pielgrzymka też nie trwa całe wakacje, ale bardzo chciałem spróbować. I nawet gdybym miał jakieś plany, na pewno bym je odwołał, żeby pójść na pielgrzymkę.

Trudno przestać

Reklama

Na wewnętrznym dziedzińcu klasztoru spotykam pielgrzymów 44. Przemyskiej Archidiecezjalnej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę, w tym towarzyszącej jej pielgrzymki rowerowej, której uczestnicy właśnie wyszli z Eucharystii. Wśród nich są roześmiane przedstawicielki grupy św. Urszuli z Łańcuta – s. Beata, służebniczka Dębicka, oraz s. Olimpia, która drugi raz idzie w pielgrzymce, ale już doskonale rozumie, dlaczego niektóre osoby chodzą po kilkanaście razy. – Po prostu jak się raz pójdzie, to potem trudno jest przestać. Pod koniec być może ktoś mówi: a może już ostatni raz, już nie pójdę.... A gdy zbliża się lipiec, to wszyscy pakują plecaki, bo tęsknią za tą atmosferą, za tymi ludźmi i wspólnymi śpiewami – mówi s. Olimpia. – Ja już kolejny raz pielgrzymuję, i to w różnych grupach, z różnymi diecezjami. I na pewno tu umacnia się wiara, na pewno to, co zostało tu usłyszane, zapada w serce. Później się do tego wraca, to pomaga w codzienności, w wypełnianiu obowiązków i wierności Jezusowi – podkreśla s. Beata.

„Miodowe” pielgrzymowanie

W rzeszach pielgrzymów wchodzących przed oblicze Pani Jasnogórskiej wyróżniają się młode małżeństwa ubrane w stroje ślubne. Zazwyczaj idą one na czele swoich grup. Z pielgrzymką poznańską przybyło kilka takich par, m.in. Jan i Aleksandra. – Cała pielgrzymka jest szczególna, czekam na nią cały rok. W tym roku jesteśmy tylko 3 dni, więc to tylko taka skrócona forma – dzieli się Jan. – Dlaczego jest szczególna? Może dlatego, że właśnie miesiąc temu wzięliśmy ślub i mogliśmy w tych strojach prowadzić całą naszą grupę na Jasną Górę – zaznacza Ola. A Jan dodaje: – Nasza grupa nazywa się rodzinna. Staramy się teraz tworzyć piękną rodzinę i właśnie w tej intencji się tutaj wybraliśmy.

Kolejną spotkaną „młodą parą” pielgrzymkową są Paulina i Rafał, którzy są małżeństwem od niemal roku. – Poznaliśmy się akurat na pielgrzymce, w grupie z Wielkopolski. Było to 7 lat temu – wspomina Rafał, który na Jasną Górę szedł już dziesiąty raz. – Motywuje nas wiara. Wiara, Bóg... i to, że Matka Boża wysłuchuje naszych próśb, i że możemy Jej też zanieść to, za co Jej dziękujemy. Wszystko Jej oddajemy, a Ona wspiera nas w życiu codziennym – uzupełnia Paulina.

Motywacje

Reklama

Pierwszy szczyt pielgrzymkowy na Jasnej Górze przypadł na lipcowe wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z góry Karmel. Stąd każdy przybyły tego dnia pątnik miał możliwość przyjęcia szkaplerza karmelitańskiego.

W przeciwieństwie do poprzedniego upalnego dnia w sam dzień uroczystości ku czci Pani z Karmelu jest trochę chłodniej. Niebo jest zachmurzone, zaczyna kropić lekki deszcz. Z uwagi na zagrożenie burzą Msza św. pielgrzymki poznańskiej zostaje przeniesiona z błoni do bazyliki. Tego dnia na Jasnej Górze są obecne również mniejsze pielgrzymki, w tym trwająca 3 dni z Suszczy. Szła w niej m.in. p. Justyna, która akurat spacerowała po sanktuarium z pielgrzymim krzyżem brzozowym, ustrojonym kwiatami. – Pielgrzymuję od lat, byłam na pielgrzymce już ok. dziesięciu razy. I to właśnie ten wysiłek i trud bardzo mi się podobają, bo jest to taka relacja z Bogiem i z Maryją oraz inna forma odpoczynku. Najbardziej podoba mi się ta atmosfera, jest też możliwość poznania drugiego człowieka, rozmowy z księdzem, również spowiedź w innej formie. Jest okazja przeżycia Mszy św. polowej, nie tylko w kościółku, ale też gdzieś po drodze, relacjonuje. Pątniczkę cieszy liczna grupa młodych na pielgrzymce, zarówno dzieci, jak i młodzieży. – Myślę, że najbardziej motywuje ich do pójścia na pielgrzymkę druga osoba, czyli przyjaciółka lub przyjaciel, którzy idą, dzięki czemu i oni chcą iść z nimi. Motywacja od rodziców też ma znaczenie, ale jest ona może mniej przekonująca niż to, że idą kolega, koleżanka – zauważa p. Justyna.

Reklama

Na wewnętrznym dziedzińcu Jasnej Góry spotykam Pawła, który przyszedł z poznańską pieszą pielgrzymką, w grupie ekstremalnej. Wybór tej najtrudniejszej grupy może szokować, jest to bowiem jego pierwsza piesza pielgrzymka. – Powiem prosto z mostu: na wybór tej grupy wpłynął fakt, że dużo moich znajomych i przyjaciół szło właśnie w niej. Plus ksiądz wikary, który był przewodnikiem tej grupy, jest z parafii, do której należę – mówi szczerze. Do uczestnictwa w tegorocznej pielgrzymce zachęcił go widok pielgrzymów wchodzących rok temu. – Wtedy, gdy byłem na ich przywitaniu i zobaczyłem, jak kładą się krzyżem pod Jasną Górą, pomyślałem sobie: jakie to musi być niesamowite przeżycie. Jest też coś niezwykłego we wspólnej modlitwie, wspólnie przeżywanej radości. Na pewno jest to inspirujące. Poza tym szedłem w intencji zdrowia niejednej bliskiej mi osoby. Modlitwę obiecałem również niedawno zmarłemu koledze... tak, szedłem też w intencji jego zbawienia – dzieli się, nie kryjąc swoich emocji związanych z przybyciem na Jasną Górę.

– Na ostatnich 500 m nie byłem w stanie śpiewać, bo łzy leciały mi z oczu ze wzruszenia. Podobnie jak wszedłem tutaj, pod wały, gdy leżeliśmy krzyżem, to też łzy same poleciały. I tę samą sytuację przeżyłem w kaplicy przed obrazem. Powiem szczerze – nie przeżyłem nigdy czegoś takiego w moim życiu. Nie potrafię znaleźć słów, by opisać to, co wczoraj poczułem. Miałem gęsią skórkę na rękach, bo czułem, że dokonało się coś niezwykłego. Bardzo się wyciszyłem w trakcie tej pielgrzymki, czytałem również Dzieje Apostolskie i uświadomiłem sobie, jak mało mimo wszystko wiem na temat swojej wiary – przekazuje Paweł, na którego trafiłem w zakrystii, gdy szykował się, by służyć do Eucharystii na zakończenie pielgrzymki poznańskiej.

Siostro, bracie!

Na Jasnej Górze spotykam również pielgrzymów z Trzemeśni. Na początku rozmowy z nimi popełniam pewną gafę, bo p. Stanisław przedstawia mi się jako „brat”. Jestem w związku z tym przekonany, że mam do czynienia z zakonnikiem. – Nie, nie! Po prostu przyjęliśmy na pielgrzymce, że odnosimy się do siebie: siostro lub bracie – wyjaśnia. Towarzyszy mu „brat” Michał, który na Jasną Górę szedł po raz pierwszy, samotnie. – Nie udało mi się zabrać ze sobą nikogo z rodziny, więc byłem sam. Pozytywne wrażenia mam takie, że wszyscy byli otwarci, serdeczni, pomocni. Zaskoczyło mnie tutaj także to, że mimo iż poszedłem sam, czułem się naprawdę dobrze. Na pielgrzymce są różne trudy, ale pozytywne jest to, że można wspólnie się pomodlić, poznać nowych ludzi, dobrze spędzić czas – opowiada. – Warunki, no, wiadomo, są trochę spartańskie, może też trapią nas bóle, nogi są trochę obite. Ale mieliśmy wspaniałe siostry z zaopatrzenia medycznego, które nam pomagały, opatrywały nas. Każdy słowem „przybił piątkę” umocnił, no i to dawało siłę, żeśmy szli – dodaje „brat” Stanisław.

***

Kończy się uroczysta Msza św. w bazylice jasnogórskiej, ze świątyni stopniowo zaczyna wylewać się rzesza pielgrzymów. Wielu z nich jest w tym momencie zapewne „naładowanych duchowo”, umocnionych tym wyjątkowym czasem pielgrzymki, który powoli zbliża się ku końcowi. Nadchodzi czas rozstań i pożegnań z poznanymi w tym czasie towarzyszami wędrówki, a przede wszystkim z Panią Jasnogórską, do której niekiedy tak długo zmierzali. Część pielgrzymów ma zapewniony transport, z głośników słychać komunikaty o godzinie odjazdu autokarów i ich lokalizacji. Wielu z pątników udaje się na ostatnie zakupy do pobliskich sklepów z pamiątkami i dewocjonaliami. Powrócą do domów z czymś o wiele cenniejszym niż najdroższe różańce i ikony, będą bowiem nieśli w głębi swoich serc wspomnienie tych dni. Wspomnienie wędrówki we wspólnocie, w której starali się być dla siebie wzajemnie jak brat i siostra. Na ich skórze pozostanie „wspomnienie” żaru lejącego się z nieba, chłodnego, leśnego wiaterku bądź kąsającego deszczu. W ich uszach pozostaną na zawsze melodie i słowa śpiewanych w drodze pieśni, które dodawały sił, gdy obolałe nogi mówiły: dość. Pozostaną liczne relacje z towarzyszami wędrówki, które u jednych przerodzą się w przyjaźń, a u niektórych w miłość życia. Przed oczami pozostanie pełne miłości i troski spojrzenie Czarnej Madonny. A w sercach wielu osób zrodzi się ten tajemniczy i niezbadany duch pielgrzymki, który być może za rok ponownie zaprowadzi ich na ten wymagający szlak, wiodący w stronę Pani z Jasnej Góry.

2024-08-06 13:38

Oceń: +6 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Piekary Śląskie: pielgrzymka kobiet do Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej

[ TEMATY ]

pielgrzymka

kobieta

www.piekary.pl

„Wdzięczność” była tematem, który zdominował piekarskie wzgórze podczas stanowej pielgrzymki kobiet do sanktuarium Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich.

O wdzięczności mówił metropolita katowicki abp Wiktor Skworc. – Wdzięczność oznacza, że potrafimy dostrzec i docenić dobro, jakie otrzymujemy od Boga i od ludzi – mówił.
CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV: przed Bogiem zdamy sprawę z troski o bliźnich i świat stworzony

2025-10-01 17:47

[ TEMATY ]

Leon XIV

Monika Książek

„Bóg zapyta nas, czy pielęgnowaliśmy i dbaliśmy o świat, który stworzył (por. Rdz 2, 15), dla dobra wszystkich i przyszłych pokoleń, oraz czy troszczyliśmy się o naszych braci i siostry” - stwierdził Ojciec Święty podczas konferencji zorganizowanej w 10. rocznicę publikacji encykliki Laudato si’ w Centrum Mariapoli w Castel Gandolfo.

Zanim przejdę do kilku przygotowanych uwag, chciałbym podziękować dwojgu przedmówcom, [Arnoldowi Schwarzeneggerowi i Marinie Silva - brazylijska minister środowiska i zmian klimatycznych - przyp. KAI], ale chciałbym dodać, że jeśli rzeczywiście jest wśród nas dziś po południu bohater akcji, to są to wszyscy, którzy wspólnie pracują, aby coś zmienić.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję