Reklama

Niedziela Wrocławska

Jureczek

Od jego śmierci minęło 5 lat, ale dzieło, które zapoczątkował, wciąż trwa i nieustannie się rozwija. Ksiądz Jerzy Marszałkowicz stał się iskrą, która rozpaliła ogień w dziele pomocy osobom w kryzysie bezdomności. Księdza Jerzego wspomina ks. Aleksander Radecki.

Niedziela wrocławska 22/2024, str. IV

[ TEMATY ]

wspomnienie kapłana

Archiwum prywatne

Ks. Aleksander Radecki i śp. ks. Jerzy Marszałkowicz

Ks. Aleksander Radecki i śp. ks. Jerzy Marszałkowicz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pierwsze nasze spotkanie miało miejsce mniej więcej w połowie roku 1970, kiedy zgłosiłem się do Wrocławskiego Seminarium Duchownego, jako kandydat na kleryka. W przedsionku, na schodach tego znanego nam budynku przy pl. Katedralnym 14, siedziało kilkunastu bezdomnych mężczyzn, wśród których krzątał się on – Jureczek, rozdając im chleb i napełniając butelki herbatą. Zapach tej gromady pamiętam do dziś… I z pewnością nie tak wyobrażałem sobie to pierwsze zetknięcie z „domem ziarna” – z seminarium duchownym!

Skromny, pracowity, rozmodlony

Reklama

Jerzy mieszkał z nami, klerykami, posługiwał na furcie i w bibliotece. Z nami się modlił, z nami spożywał posiłki, z nami rozmawiał, gdy tylko była po temu okazja. Okazało się, że studia seminaryjne ukończył w 1956 r., ale… nie przyjął święceń – ani diakonatu, ani prezbiteratu. Mimo to posługiwał w seminarium – co więcej: nieustannie nosił strój duchowny, czyli sutannę – i to do końca swego życia (a jego pielgrzymka w drodze do Domu Ojca trwała 88 lat). Zwracaliśmy się do niego: brat Jerzy, ksiądz Jerzy, albo – z wielką serdecznością – Jureczek. Budził wielki szacunek, podziw, a nawet… strach! Dlaczego? Wyciszony, skromny, pokorny, pracowity, skrajnie ubogi, rozmodlony. I ta sutanna – we wszystkich okolicznościach, w których się znalazł! W swoim pokoju miał rzeczy tylko najpotrzebniejsze, które zresztą był gotów rozdać, gdy komuś były – jego zdaniem – bardziej niezbędne.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Sutanna

Dla bezdomnych sutanna Jerzego była jednoznaczną informacją, z kim mają do czynienia i niemal natychmiast skracała dystans między nimi. Nic dziwnego, że wreszcie zauważyli oni potrzebę troski o ten strój, który przecież nie był niezniszczalny. Doprowadzili swego opiekuna do krawca, który wziął miarę i zaoferowali się, że w dowód wdzięczności zafundują swemu duchowemu opiekunowi nową suknię. Cóż, kiedy zbierając fundusze, po dojściu do sumy, która gwarantowała zakup alkoholu, szlachetna fundacja upadła! I taki stan trwał wiele miesięcy! Zniecierpliwiony krawiec odnalazł mój numer telefonu i zażądał wykupienia zamówionej przecież sutanny… Ten wątek miał jednak znacznie pomyślniejsze zakończenie, gdyż niemal w dniu śmierci Jerzego na jego adres przysłane zostały nowiutkie sutanny i koszule kapłańskie, które (acz niechętnie) przekazałem klerykom ze względu na ich rozmiar.

Uczynić coś więcej

I oto okazało się, że na tych seminaryjnych schodach, gdzie ubodzy przychodzili po chleb, dobre słowo i wszelaką pomoc, odkrył swoje „powołanie w powołaniu”. Jego przewodnikiem, duchowym „guru” okazał się św. Brat Adam Albert Chmielowski. Nasz ks. Jerzy zrozumiał, że tych braci, sponiewieranych przez alkohol, najróżniejsze biedy, choroby i bezdomność, nie może pozostawić bez pomocy.

Reklama

A sprawa łatwa nie była! Przecież żyliśmy w ustroju „najlepszym” z możliwych, gdzie oficjalnie nie mogło być miejsca dla bezdomnych! Jureczek zaczął poznawać warunki ich życia, najpilniejsze potrzeby i angażował się w pomoc, jak potrafił. I wiedział, że musi zrobić coś więcej, niż podawać im herbatę i zupę na seminaryjnych schodach. Zaczął szukać ludzi, z którymi zamierzał zorganizować i otworzyć schronisko. Ten proces, który wreszcie zaowocował rejestracją Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta Chmielowskiego, trwał około 20 lat! Dokument został podpisany 2 listopada 1981 r., co sam ks. Jerzy uznał za cud, bo niewiele później wszelkie tego typu organizacje zostały zawieszone ze względu na planowany stan wojenny!

Wrocławski barak

Otwarcie niezwykle skromnego drewnianego baraku przy ul. Lotniczej 103/105 nastąpiło w samą wigilię Bożego Narodzenia 1981 r. Miałem szczęście być uczestnikiem tego wydarzenia wraz z pierwszą dziesiątką nowych mieszkańców, sprawować z nimi Eucharystię i dzielić się opłatkiem. A Jerzy z nimi zamieszkał na stałe w maleńkim pokoiku, oddzielonym od reszty baraku cienką ścianką…

W styczniu 1982 r. kard. Henryk Gulbinowicz pobłogosławił schronisko i jego mieszkańców podczas Mszy św. Gdy po pozdrowieniu zebranych powiedział, że wita wszystkich na pierwszej Mszy św. w tym schronisku, br. Jerzy w swej prostocie i szczerości poprawił księdza kardynała: „Na drugiej, bo pierwszą odprawił ks. Radecki”. Arcypasterz nie pozostał mu dłużny i stwierdził: „I nielegalnie!”.

Reklama

Pamiętam pierwsze rekolekcje wielkopostne dla bezdomnych w tym wrocławskim baraku. Stłoczeni w jednym pomieszczeniu, przed wysłuchaniem nauki musieli usunąć jednego z mężczyzn, który będąc „pod wpływem”, nie zachowywał spokoju. Wyniesiono go za wahadłowe drzwi, a w tym czasie jeden z panów grał na prostym flecie wielkopostne pieśni. Nasz bohater nie dał jednak za wygraną. Podczas konferencji co jakiś czas wychylał się zza drzwi i dogadywał mi, jak umiał (nawet całkiem dowcipnie). Flecista w końcu nie wytrzymał. Podniósł palce do góry i poprosił: Księże, przerwij na chwilę, pójdę, zabiję go i będziesz mógł mówić dalej…

Święty prowokator

Po siedmiu latach ks. Marszałkowicz przeniósł się do Bielic (niedaleko Nysy) na terenie diecezji opolskiej i tam tworzył największe w Polsce schronisko. Tam także zdecydował się zamieszkać we wspólnej izbie, goszcząc przez ponad 30 lat czterech bezdomnych lokatorów. Jako współzałożyciel TPBA uważał się jedynie za jakąś „iskrę”, która zapoczątkowała powstanie i rozwój dzieła. Nie ograniczył się jedynie do zapewnienia podopiecznym możliwie najlepszego w danych warunkach „socjalu”. Jeśli tytuł „ksiądz” nie był w stosunku do niego nadużyciem, to właśnie dlatego, że był w schroniskach prawdziwym duszpasterzem, pamiętającym o formacji wewnętrznej i religijnej mieszkańców, a także więźniów, z którymi utrzymywał szeroką i ożywioną łączność listowną. W schronisku prowadził wspólne modlitwy dla mieszkańców, organizował rekolekcje, dbał o Msze św., pogrzeby. W stosunku do Zarządu TPBA nie ustawał w przedkładaniu idei św. Brata Alberta Chmielowskiego, uważając, że ta właśnie droga towarzyszenia osobom bezdomnym, była i będzie nadal i słuszna, i warta kontynuowania.

Reklama

Dla podopiecznych: Jureczek, ojczulek, tato, księżulo, dziadulo, popek – a dla nas? Pewnie święty prowokator, bo przecież problem ludzi bezdomnych jest i pewnie wciąż będzie aktualny. I tak jak Jureczka sprowokowało do służby pytanie, kończące książkę Marii Winowskiej o św. Bracie Albercie: co ty zrobisz dla bezdomnych? – tak powinno być ono wyzwaniem, które według swoich możliwości powinien podjąć każdy z nas.

Przypomnijmy sobie pytania, jakie otrzymamy w dniu Sądu Ostatecznego, a zrozumiemy, że sprawdzana tam będzie nasza wyobraźnia miłosierdzia: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40).

Odwołam się zatem do hasła, umieszczonego na plakacie zapraszającym na film Andrzeja Kotwicy Brat brata, poświęcony Jerzemu Marszałkowiczowi: „A więc odwagi i do dzieła!”.

2024-05-28 13:53

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Legenda Zawiercia

Niedziela częstochowska 13/2025, str. IX

[ TEMATY ]

wspomnienie kapłana

Archiwum parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Zawierciu

Ks. prał. Piotr Miklasiński przed kolegiatą zawierciańską

Ks. prał. Piotr Miklasiński przed kolegiatą zawierciańską

Trudno sobie wyobrazić dzieje Zawiercia bez ks. prał. Piotra Daniela Miklasińskiego. Zmarły 20 lat temu kapłan pozostawił trwałe ślady swojej pracy duszpasterskiej na ziemi zawierciańskiej.

Urodził się 25 września 1928 r. w Zagłębiu, w Sosnowcu-Klimontowie. Do kapłaństwa przygotowywał się przez studia filozoficzno-teologiczne w Częstochowskim Wyższym Seminarium Duchownym w Krakowie i na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ksiądz Miklasiński szczycił się faktem, że był studentem Karola Wojtyły i tym, że ostatnia ocena w indeksie w 1954 r. została wpisana ręką przyszłego papieża. Święcenia kapłańskie przyjął 6 stycznia 1954 r.
CZYTAJ DALEJ

Sukces mierzy się ciężką pracą! [Felieton]

2025-09-29 10:39

PAP/EPA/ROLEX DELA PENA

Wśród naszych sportów narodowych można wymienić różne dyscypliny. Mamy w historii “trochę” sukcesów. Gdyby jednak była taka dyscyplina jak “narzekanie”, Polacy byliby w niej bezkonkurencyjni. Pomijam już codzienne rozmowy, ale zwracam uwagę na to, co dzieje się, gdy reprezentanci Polski biorą udział w różnych imprezach sportowych. Granica między chwałą, a hejtem jest bardzo cienka.

Na ostatnich mistrzostwach świata Polscy siatkarze zdobyli brązowe medale. Wielu internautów, podających się za kibiców [tu zaznaczę, że w moim pojęciu prawdziwy kibic to ten, kto jest z drużyną na dobre i na złe] zaczęło w niewybredny sposób atakować wręcz polskich zawodników za porażkę w Włochami. Dla mnie trzecie miejsce polskich siatkarzy to powód do dumy. Wiem, że to na tej imprezie najgorszy wynik od 2014 roku, ale przecież wcześniej tak pięknie nie było - mistrzostwo świata w 1974 roku i srebro w 2006 roku. A ponieważ z lat mej młodości pamiętam te “suche” lata, cieszę się, że reprezentacja Polski nie schodzi z wysokiego poziomu. W rzeczywistości 3 miejsce w mistrzostwach świata to dowód ogromnej pracy, wytrwałości i charakteru. W przypadku siatkówki, na sukces nakłada się wiele czynników, a wysiłek, który wkłada każdy z zawodników, aby wejść na poziom reprezentacyjny jest ogromny. Naprzeciw siebie stają zawodnicy, którzy poświęcają wiele, aby sukces sportowy odnieść. Obecnie nie ma miejsca na “taryfę ulgową”. Sport ma to do siebie, że bywa nieprzewidywalny. I co jest też ważne, sport, podobnie jak życie, to nie tylko zwycięstwa, lecz także potknięcia, z których trzeba wstać. I właśnie w tym tkwi prawdziwa wartość tego sukcesu.
CZYTAJ DALEJ

Dzień skupienia Służby Liturgicznej w Krzeszowie

2025-09-29 16:36

ks. Waldemar Wesołowski

W krzeszowskim sanktuarium Matki Bożej Łaskawej odbył się doroczny dzień skupienia Służby Liturgicznej.

Przybyło na to wydarzenie kilkuset ministrantów, lektorów, ceremoniarzy oraz kandydaci do posługi akolity i ceremoniarza. Towarzyszyli im rodzice, bliscy i przyjaciele oraz liczne grono duszpasterzy.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję