Reklama

Wiara

Wierzę w...

Czy Jezus musiał cierpieć?

No właśnie, w co wierzę albo lepiej – w Kogo? Na ile my, dorośli, pamiętamy jeszcze prawdy, które stanowią fundament naszej wiary? A może trzeba je sobie przypomnieć – krok po kroku? Jak niegdyś na lekcjach religii...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Umęczon pod Ponckim Piłatem. W tym punkcie Credo nie będziemy się zajmować kwestią historyczną, która nie pozostawia praktycznie żadnej wątpliwości. O wiele bardziej interesuje nas odpowiedź na pytanie, czy rzeczywiście Jezus cierpiał. Czytając dokładnie świętą Ewangelię, znajdziemy wzmianki o trzech konkretnych potrzebach fizycznych Jezusa. Ewangelia mówi nam o głodzie, jaki odczuwał: czy to po zakończeniu kuszenia na pustyni, czy też wówczas, kiedy przechodził obok drzewa figowego, które miało liście, a nie było na nim owoców. Innym razem, zmęczony drogą, usiadł przy studni Jakubowej, ponieważ był spragniony. Poza tym mowa jest także o Jego smutku: choćby wtedy, kiedy płakał nad Jerozolimą, czy przy grobie Łazarza. Gdy pominie się scenę w Ogrodzie Oliwnym, to Ewangeliści wspominają o tych trzech przykładach cierpień fizycznych Jezusa. Skąpa ilość informacji o ludzkich cierpieniach Chrystusa bywała jednak w historii Kościoła motywem powstawania różnych błędnych opinii czy nawet herezji. Nie brakowało ludzi, którzy twierdzili, że nasz Pan wcale nie stał się człowiekiem w momencie Zwiastowania, lecz jedynie był jakby przyobleczony w rodzaj pewnego pozornego ciała – nie mógł więc podlegać cierpieniu (sekty gnostyckie – dokeci).

Reklama

Niezaprzeczalnym faktem jest, że Jezus cierpiał. Jednocześnie jednak całe Jego życie było rodzajem kampanii przeciwko cierpieniu. Rodzi się więc w tym momencie proste, lecz fundamentalne pytanie: cierpieć jest rzeczą dobrą czy złą? Jeśli cierpienie jest czymś dobrym, to dlaczego Chrystus włożył tyle wysiłku w eliminowanie zła fizycznego? Mógł przecież ten czas poświęcić dla dobra dusz słuchających Go ludzi. A jeśli jest rzeczą złą, to dlaczego prowadził życie pełne niewygód i dozwolił, aby spotkała Go śmierć w przepełnionych bólem okolicznościach? Po pierwsze – trzeba wyraźnie powiedzieć i przypomnieć, że cierpienie ze swojej natury nie jest dobre, jest złem. Oczywiście, nie jest to zło w sensie moralnym, z którego trzeba się np. spowiadać. Jest to niedoskonałość przyniesiona na ten świat przez pierwszy grzech człowieka, to jakby plama na dziele stworzenia, która w jakiś sposób nas upokarza. Skoro więc cierpienie jest złem, to oznacza to, że mamy pełne prawo unikania go. A zatem – kiedy boli cię ząb, masz prawo iść do dentysty, aby go wyleczył lub usunął. A to w konsekwencji oznacza, że każdy z nas ma obowiązek troski o zdrowie, gdyż jest ono Bożym darem, które ma służyć pomnażaniu przez nas wszelkiego dobra.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dalej, jeśli cierpienie jest złem, nie powinniśmy zadawać go innym ludziom. Nawet najbardziej „święte” tłumaczenia (np.: to skróci ci trochę cierpienia w czyśćcu) nie dają nam prawa do nakładania cierpienia na barki innych ludzi. Oczywiście, mogą być w tym punkcie wyjątki, kiedy cierpienie jest konieczne do osiągnięcia dobra. Tak dzieje się wówczas, gdy np. dentysta zmuszony jest usunąć nam ząb, bo jest to jedyny sposób przerwania bólu.

Zostawmy jednak wyjątki i powróćmy do toku naszych rozważań. Otóż skoro cierpienie jest złem, powinniśmy uczynić wszystko, co jest możliwe, aby ulżyć ludziom cierpiącym. W konkretnych wymiarach będzie się to wyrażało w nakarmieniu głodnych, opiece nad chorymi czy wielu innych czynach. Nie zawsze możemy czynić to osobiście, ale równie dobrze możemy na różne sposoby współpracować z tymi, którzy się temu poświęcają. Będziemy wówczas kontynuować to, co od wieków czyni Kościół: nie tylko głosi, że największym nieszczęściem nie jest cierpienie, lecz jest nim grzech, ale również zakłada i prowadzi szpitale czy darmowe stołówki. Wie też bowiem dobrze, że cierpienie samo w sobie jest złem i jeśli nie jest to wolą Bożą, to powinniśmy go unikać. Bardzo wyraźnie mówią nam o tym słowa, które Chrystus wypowiedział w Ogrójcu, kiedy prosił Ojca, aby oddalił od Niego ten kielich męki.

Reklama

Ale kiedy cierpienie pojawi się w naszym życiu jako wola Boża, to też nurtuje nas pytanie: po co ono? Nie można tego zrozumieć bez odwołania się do grzechu pierwszych ludzi i cierpienia jako kary za grzech. A ponieważ jesteśmy cząstką rodzaju ludzkiego, to i nas dotyczy ta konsekwencja. Nie patrzmy jednak na to tak pesymistycznie i nie poprzestawajmy na tym. Zło cierpienia można przecież przemienić w dobro. Trzeba tylko właściwie na nie spojrzeć, właściwie je potraktować. Przypuśćmy, że spoglądasz na telefon i poza jego formą, bardziej lub mniej nowoczesną, niczego nadzwyczajnego w nim nie zauważasz. Kiedy jednak wybierzesz odpowiedni numer, możesz usłyszeć kogoś, kto jest bardzo daleko od ciebie. Podobnie może być z cierpieniem w naszym życiu: coś, co jest złe samo w sobie, staje się czymś dobrym, kiedy przez miłość do Boga przekształca się w silne źródło miłości.

Spójrzmy na tę kwestię bardziej praktycznie. Pamiętamy dobrze o tym, że z woli Bożej uczestniczymy w dziele stworzenia, mając w nim swoje odpowiednie miejsce. To nasze uczestnictwo jest efektywne i ma sens tylko wtedy, kiedy liczymy się z wolą Bożą i ją wypełniamy. Człowiek, który jej nie wypełnia, jest tak przydatny w Bożym planie stworzenia, jak szczoteczka do zębów bezzębnemu człowiekowi. Pojawia się jeszcze mała trudność: jak rozpoznać wolę Bożą? Niekiedy może być bowiem tak, że jest ona całkowicie zgodna z naszymi oczekiwaniami – wówczas wykonujemy ją z wielką starannością i radością. Ale skąd mamy mieć pewność, że jest to wola Boża, a nie nasz egoizm lub próżność? W przypadku cierpienia te wątpliwości znikają. Oczywiście, chodzi o to cierpienie, na które Bóg dozwala. Praktycznie bowiem niemożliwe jest czuć dumę z tego powodu lub odczuwać przy tym ogromną radość. Kiedy natomiast człowiek przez całe lata jest przykuty do łóżka i nie przestaje twierdzić, że to jest wola Boża, to praktycznie można mieć pewność, że jest on na prostej drodze do nieba.

Inny sposób przemiany cierpienia w coś wielkiego i wzniosłego to połączenie go z cierpieniami Chrystusa. Pamiętamy, że kiedy On zadośćuczynił za nasze grzechy, to zadośćuczynienie było całkowite. A Chrystus był całkowicie wolny od grzechu, my natomiast jesteśmy grzesznikami. Wszyscy święci zdawali sobie z tego sprawę i jak mówi św. Paweł, pragnęli „dopełnić niedostatki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (por. Kol 1, 24). Wiedzieli, że nasz Pan, będąc bogatym Dobroczyńcą, raz na zawsze zapłacił nasz dług, a teraz kolej na nas, by zwrócić Mu to, co On uczynił, znosząc, w miarę możliwości, nasze cierpienia w łączności z Nim. Stąd też możemy zauważyć w życiu świętych ten sam paradoks, co w życiu Jezusa: zawsze są oni zatroskani o innych i pragną zmniejszyć ich cierpienia, akceptując jednocześnie z radością własne bóle i trudy.

Skoro więc cierpienie, zesłane nam przez Boga i przez nas zaakceptowane, może mieć tak wielką wartość, to może warto też samemu szukać w naszym życiu pewnych form umartwień i je stosować? Tak czynili zawsze ci, którzy osiągnęli świętość. Każdy z nas również jest powołany do świętości. Kiedy jednak będziemy realizować te umartwienia, to nie mogą one być jakimiś dziwactwami, w rodzaju sypania soli do kawy, a cukru do zupy. Muszą być naturalnymi zachowaniami, które będą miały na celu zapieranie się samego siebie, umieranie we własnym egoizmie, aby w pełni żyć dla Boga. Wszystko jednak – czy to cierpienia przyjmowane z ręki Pana Boga, czy też osobiście podejmowane umartwienia – musi być złączone z odkupieńczymi cierpieniami Chrystusa. Wówczas słowa: „umęczon pod Ponckim Piłatem” będą dla nas nie tylko teorią, lecz bliską rzeczywistością.

Autor jest dogmatykiem, profesorem KUL, redaktorem naczelnym czasopisma Teologia w Polsce.

2023-12-21 12:39

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Franciszek: Jezus jest wzorem wszelkiej modlitwy

[ TEMATY ]

Franciszek

Jezus

O znaczeniu modlitwy dla relacji Jezusa z apostołami, a także jako wzorca dla dzisiejszego pokolenia chrześcijan mówił papież, spotykając się z wiernymi na audiencji ogólnej. Odbyła się ona w Watykanie na Dziedzińcu św. Damazego Pałacu Apostolskiego.

Na wstępie Ojciec Święty przypomniał znaczenie modlitwy Jezusa w wyborze apostołów, dokonujący się w dialogu z Ojcem, aby wypełnił się Boży plan. Zauważył, że Jezus był nauczycielem i przyjacielem, zawsze gotowym cierpliwie czekać na nawrócenie ucznia. Najwyższym punktem tego cierpliwego oczekiwania jest „sieć” miłości, którą Jezus oplata Piotra. Zaznaczył, że w chwili upadku „miłość Jezusa nie ustaje, ale raczej staje się bardziej intensywna, a my znajdujemy się w centrum Jego modlitwy!”. Podkreślił, iż wielkie przełomy w misji Jezusa zawsze są poprzedzone intensywną, długotrwałą modlitwą. Dodał, że także objawienie przyszłej Bożej chwały podczas Przemienienia Pańskiego dokonało się na modlitwie, gdy Syn był zanurzony w komunii z Ojcem i w pełni zgadzał się na Jego wolę miłości, na Jego plan zbawienia.
CZYTAJ DALEJ

Choinka – nieodłączny element Świąt Bożego Narodzenia

[ TEMATY ]

choinka

wolfsavard / Foter.com / CC BY

Nie ma świąt Bożego Narodzenia bez choinki – przynajmniej w naszej szerokości geograficznej. Nawiązując do tradycji, sięgającej czasów pogańskich, choinka stała się jednym z ważnych symboli tych świąt, chociaż przez długi czas zwyczaj jej przystrajania nie mógł dotrzeć do świątyń - nastąpiło to dopiero w XX stuleciu.

Już Rzymianie ozdabiali swoje domy wiecznie zielonymi roślinami, np. jemiołą, bluszczem, wawrzynem, gdy przygotowywali się do obchodów przypadających w dniach 17-24 grudnia Saturnaliów, czyli święta boga urodzaju - Saturna. Już wtedy odbywały się procesje ze światłem i obdarowywanie siebie nawzajem prezentami.
CZYTAJ DALEJ

Bez Boga człowiek się nie zbawi

2024-12-25 23:01

Biuro Prasowe AK

    – Każdy z nas powinien świadczyć słowem i życiem, że jedyną nadzieją naszego świata jest Ten, który narodził się w Betlejem dwa tysiące lat temu. Każdy z nas powinien również odpowiedzieć sobie na pytanie, w jaki sposób ma o Nim świadczyć w życiu osobistym, rodzinnym i społecznym – mówił kard. Stanisław Dziwisz w czasie Mszy św. w Uroczystość Narodzenia Pańskiego sprawowanej w sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie.

Na początku liturgii kustosz papieskiego sanktuarium na Białych Morzach ks. Tomasz Szopa powitał wszystkich i wyraził radość z licznie zgromadzonych wiernych. Kard. Stanisław Dziwisz podkreślił obecność małych dzieci – zwłaszcza tych, które urodziły się w ostatnim roku i zapowiedział, że będzie modlił się w intencji wszystkich uczestników liturgii oraz ich bliskich, a także mieszkańców Krakowa i przybywających do miasta gości.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję