Pytanie czytelnika: Dlaczego samowystarczalność jest zaprzeczeniem życia duchowego?
Reklama
Współczesny świat w pewnym sensie wychowuje człowieka do samowystarczalności i, niestety, trudno zobaczyć w tym obiecującą przyszłość ludzkości. Ktoś mógłby się nie zgodzić z postawioną tutaj tezą i stwierdzić, że dziś przecież wiele mówi się o dobrej współpracy w budowaniu przyszłości świata, o szukaniu swojego miejsca w określonej społeczności. Korporacje przeprowadzają szkolenia w celu wdrożenia jak najlepszych rozwiązań, które mają prowadzić do wspólnego osiągania celów. Również w Kościele bardziej podkreśla się tematykę wspólnotowości, która de facto jest jednym z filarów przeżywania chrześcijaństwa od początku jego istnienia. Dzisiejszy świat jednak, niestety, wpada w pułapkę „uwielbienia” samowystarczalności. O ile dziecko w pierwszych kilku latach życia musi być zależne od dorosłego, żeby w ogóle przeżyło, oraz o ile człowiek na etapie sędziwej starości często musi być zależny od młodszego, żeby godnie żyć i umierać, to niestety, wydaje się, że człowiek w kwiecie wieku chce zapomnieć o potrzebach owej zależności. Nie o wyolbrzymianie zjawiska tutaj chodzi, lecz o stwierdzenie faktów, iż mieszkań dla singli jest coraz więcej, a ślubów – nie tylko kościelnych, ale i cywilnych – coraz mniej. Coraz więcej młodych ludzi deklaruje chęć prowadzenia własnej działalności, gdyż trudnością okazuje się zależność od pracodawcy. Zapewne jeszcze wiele pracy jest przed socjologami, żeby znaleźć odpowiedzi na pytania, co jest tą trudnością. Być może m.in. brak pokory? Być może – podkreślam. Być może właśnie to jest jedna z wielu przeszkód w odpowiedzi na powołanie zakonne i kapłańskie, bo w realizacji tego powołania zależność jest bardzo ważna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Potrzeba samowystarczalności utrudnia życie duchowe. Chęć i poczucie samowystarczalności nie pozwalają na pełne otwarcie się na działanie Boga w życiu. Sfera duchowa człowieka nie może być wypełniona jedynie własnym ego. Zdrowe przeżywanie duchowości zakłada, że przestrzeń ta będzie wypełniona życiem innych osób, ale przede wszystkim Bogiem. Jeżeli w modlitwie znajdę się tylko ja – moje sprawy, moje pragnienia, moje oczekiwania, moje potrzeby i moja wola, to jest to jakaś karykatura przeżywania duchowości. Możemy wtedy mówić o egoizmie, o szukaniu jedynie przyjemności dla siebie, o szukaniu tylko siebie.
Chrześcijańskie rozumienie modlitwy prowadzi nas do stwierdzenia, że samowystarczalność jest zaprzeczeniem życia duchowego, ponieważ modlitwa jest stanięciem w obecności Boga, „wzniesieniem duszy do Boga” (św. Jan Damasceński), „wzniesieniem serca, prostym spojrzeniem ku Niebu” (św. Teresa od Dzieciątka Jezus). Aby przyjąć w pełni dar modlitwy, aby rozwijać swoje życie duchowe, potrzebne jest szukanie pokory. Katechizm ujmuje to za św. Augustynem w słowach, że uduchowiony człowiek, rozmodlony człowiek staje się „żebrakiem wobec Boga” (KKK 2559). Tak pojęta modlitwa stoi zatem w sprzeczności z opisanym wcześniej modelem życia współczesnego człowieka. W pragnieniu rozwoju życia duchowego nie chodzi jednak o zmianę pojęcia modlitwy i sfery duchowej dla potrzeb samowystarczalności.