W historii tej placówki znamienna jest data 13 czerwca 1985 r. Wtedy ks. Kazimierz Bednarski otrzymał propozycję utworzenie nowej parafii na terenie Zawiercia. Efektem jego ewangelicznego fiat jest obecna świątynia i wspólnota licząca ok. 7 tys. wiernych. Od trzech lat duszpasterzuje jej ks. Tomasz Nowak, który w latach 90. był w parafii wikariuszem. – To był bardzo dynamiczny moment w dziejach parafii. Kościół był już wybudowany, a ja szczęśliwie doczekałem jego konsekracji – wspomina.
Wyzwania
Obecnie ks. Nowak wskazuje na obostrzenia pandemiczne, które spowodowały przewartościowanie parafialnej rzeczywistości. – Pandemia odsłoniła słabe punkty wspólnoty i oczyściła motywy bycia w Kościele. Trzeba zauważyć, że duszpasterstwo popandemiczne nie jest już duszpasterstwem masowym. Za czasów ks. proboszcza Kazimierza Bednarskiego, kiedy pełniłem funkcję wikariusza, taka frekwencja jak dzisiaj na naszej południowej liturgii, była na mało popularnej porannej Mszy św. – obrazowo przedstawia obecną kondycję parafii ksiądz proboszcz.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Metoda
Reklama
W dalszej rozmowie gospodarz parafii św. Stanisława Kostki równie plastycznie opisuje pomysł duszpasterski, polegający na codziennym głoszeniu słowa Bożego, które przeczytane i skomentowane utrwala się w umysłach i sercach wiernych. – Nasi parafianie słuchają słowa Bożego bardzo uważnie. To jest spuścizna po ks. prał. Kazimierzu Bednarskim, który bardzo dbał o poziom kaznodziejstwa. W efekcie mamy ludzi, którzy są nauczeni słuchania. Dlatego teraz nadal inwestujemy w słowo i wierzymy, że wysłuchane i przyjęte zadziała. Jednocześnie inwestujemy w dzieci i młodzież. Mamy nadzieję, że nasze wysiłki i starania duszpasterskie przez nich dotrą do rodziców i w nich spotkają się ze słowem Bożym nieustannie głoszonym z kościelnej ambony – podkreśla zamysł ks. Nowak. W parafii działa też krąg biblijny. Jak zapewnia Małgorzata Pompka, jest on miejscem duchowego wzrostu parafian, płynącym ze słuchania słowa Bożego i dzielenia się swoim doświadczeniem wiary.
Kancelaria parafialna
Rzadko w materiałach dziennikarskich pojawia się jedno z ważniejszych pomieszczeń parafii – kancelaria. – Kancelaria w parafii jest bardzo ważnym miejscem. Przychodzą tutaj ludzie w rozmaitych sprawach i z rozmaitym nastawieniem. Jest to jedyne miejsce, w którym możemy namacalnie doświadczyć pewnych emocji – wyjaśnia dyplomatycznie specyfikę tej wielce wrażliwej strony kapłańskiej pracy ksiądz proboszcz.
– Do naszej kancelarii przychodziły osoby, by dokonać aktu apostazji, ale też zdarzały się przypadki rezygnacji z postanowienia odejścia od Kościoła po rozmowach z duszpasterzami – mówi wikariusz ks. Mateusz Olejnik. – To też jest duszpasterstwo. Niestety pochłania i wyczerpuje naszą energię, bo nie jest tak, że ja i ks. Mateusz, zamykając kancelarię, zapominamy o problemach, które tam zostały nam przedstawione – potwierdza ocenę proboszcza wikariusz ks. Piotr Sinkiewicz.
Wikariusze i odpowiedzialność
– Bycie proboszczem to jest przede wszystkim odpowiedzialność, ale księża wikariusze część tych zobowiązań biorą na siebie. Są bardzo młodzi, jednak nad wyraz dojrzali. Na pewno są nadzieją nie tylko naszego lokalnego Kościoła – chwali współpracowników ksiądz proboszcz.
Reklama
Ksiądz Mateusz Olejnik przygotowuje 80 kandydatów do sakramentu bierzmowania. – Uwrażliwiam ich, by przygotowania do przyjęcia sakramentów nie traktowali tylko jako szykowania się do pewnej uroczystości. To nie finał, ale początek tego wszystkiego, co ma się wydarzyć w ich dalszym życiu z wiarą. Tak to jest. Moja praca duszpasterska też nie opiera się na odświętności. Ktoś powie, że to szare, a może nawet nudne życie. Ale kiedy spotyka się ludzi, to oni nie są nudni, wystarczy wniknąć w ich troski, kiedy są smutni, i w radości, kiedy się uśmiechają. Takie spotkania budują mnie jako człowieka i kapłana – zwierza się ze szczerym uśmiechem ks. Mateusz. Ksiądz Piotr Sinkiewicz opiekuje się dziecięcą scholą. – Nasz chórek śpiewa podczas niedzielnej Mszy św. Ja akompaniuję. To jest moja główna troska. Ale w ostatnią sobotę miesiąca organizuję też wieczór uwielbienia. Wtedy adorujemy Przenajświętszy Sakrament, a towarzyszy temu wydarzeniu konferencja, na której rozważamy np. przykazania Boże. Oczywiście, śpiewamy pieśni uwielbienia z pomocą umuzykalnionych parafian, m.in. p. Ilony Hojki – mówi o popularnej inicjatywie duszpasterskiej ksiądz Piotr.
Wierni
– Nasi wierni widzą Chrystusa w drugim człowieku. U nas Chrystus jest nie tylko w tabernakulum, ale jest wśród bliźnich, którym pomagamy. Na plebanii mamy uchodźców z Ukrainy. Kiedy ksiądz proboszcz poprosił o pomoc, parafianie okazali się nad wyraz hojni – chwali członków zawierciańskiej wspólnoty ksiądz rezydent Czesław Ptaszek.
Agata Fidera nie mieszka na terenie parafii. – To jest parafia mojego dzieciństwa. Jest mi tutaj jakoś bliżej do Pana Boga. Może sprawił to Duch Święty, który był przy wszystkich przyjętych tutaj przeze mnie sakramentach? Mąż też polubił tę parafię. Braliśmy w tym kościele ślub. Uwielbiam słuchać homilii księdza proboszcza. Jego słowa jakoś tak głęboko do mnie docierają. To są słowa, które chcę usłyszeć. I dzisiaj też usłyszałam odpowiedzi na swoje wątpliwości – tłumaczy swoje przywiązanie do tutejszego kościoła p. Agata. – Mamy z żoną dwóch synów. Jestem dla nich wyrozumiałym ojcem, staram się, by zawsze rozumieli swoje błędy i ich nie powtarzali oraz by wyciągali właściwe wnioski ze swoich porażek. Wiem, że Kościół pomaga w wychowaniu – zwierza się ze swego ojcowskiego credo Adrian Fidera.
Silna grupa
Reklama
Jest ich kilku. Kiedyś wznosili parafialną świątynię. Teraz dbają o jej otoczenie, a także o wiarę swoich potomków. – Dziadkowie budowali ten kościół. Trudno, żeby teraz nasze dzieci i wnuki do niego nie chodziły, nie korzystały z naszej pracy – śmieje się Jerzy Soliński, który przy budowie kościoła zajmował się ciesielką. Henryka Żyłę nazywali narzędziowym. – Kiedy proboszcz Kazimierz prosił, to się przychodziło, i dużo nas było. Nawet łopat brakowało dla chętnych. Z obecnym księdzem proboszczem też się świetnie dogadujemy. To bardzo dobry człowiek i kapłan. Dlatego również z tego powodu tu jesteśmy i z chęcią pomagamy – opowiada. – Jak jest telefon od księdza proboszcza, to nasza brygada od razu się melduje – mówi Lech Piwowar, który dawniej służył swoim konnym zaprzęgiem, i dodaje: – Z nami jest zawsze wesoło.
– Przychodzimy tutaj z uśmiechem, z dobrej i nieprzymuszonej woli – zaznacza Józef Jurek, który lubi spotkania z kolegami przy porządkowaniu kościelnego obejścia.
Niestety te dobre humory psuje tylko brak następców. Może za pośrednictwem Niedzieli uda się ich znaleźć...