Nowa płyta działającego w różnych konfiguracjach od ponad 50 lat (z krótkimi przerwami) brytyjskiego zespołu Yes ciekawi z paru względów. Pierwszy powód to odkurzenie dźwięków towarzyszących nam od końca lat 70. po 90. XX wieku, gdy kapela, grająca progresywną odmianę rocka, była na szczycie i regularnie pojawiała się na pierwszych miejscach list najlepiej sprzedających się płyt. Drugi – to z pewnością ciekawość, co też można mieć jeszcze do zaoferowania po tylu latach aktywności muzycznej, co też teraz grają „dinozaury rocka”. Mimo całej sympatii do zespołu wnioski nie są miłe. Dobrze usłyszeć gitarowe riffy Steve’a Howe’a i przejścia perkusisty Alana White’a – muzyków z najdłuższym stażem w kapeli. Niedobrze słyszeć, jaka ta płyta jest w całości. Ciekawa tylko fragmentami, nie zachęca, by do niej wracać. Kiedyś muzyka „Yesów” była świeża, może nawet odkrywcza, a teraz to tylko ciekawostka przyrodnicza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu