Warto może nie tylko wysłuchać, ale i usłyszeć w swoim sercu i podjąć jakieś kroki w celu przybliżenia tej prawdy, tego faktu, że w naszym domu jest Biblia.
Wielu z nas tłumaczy się, że to Księga trudna i nie rozumiemy tego, co czytamy. Podobne wątpliwości nachodziły małego Brandstaettera, kiedy dziadek z mozołem czytał mu, jeszcze jako żydowi, kolejne wersy Starego Testamentu. Pewnego razu zirytowany zaprotestował wprost: ja wcale tego nie rozumiem. Wówczas, jak sam to odnotowuje, dziadek spojrzał na niego spod okularów i kiwając głową, odpowiedział: „Nie musisz zrozumieć, masz się tych słów nauczyć na pamięć”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Są w Biblii słowa na dziś, które rozumiemy, i są takie, które są na później. Ich zrozumienie przyjdzie w odpowiednim momencie, w ów czas, który Bóg uzna za stosowny. Najważniejsze, abyśmy po nią sięgnęli.
Józef Grzymała-Siedlecki w swojej książce Niepospolici ludzie w ich dniu codziennym opisuje swoje spotkanie ze Stanisławem Wyspiańskim. Była czwarta nad ranem. Grzymała pracujący jako goniec w Kurierze wracał po nocnym dyżurze do domu. W mroku świtającego poranka dostrzegł na Plantach siedzącego na ławce mężczyznę. Podszedł bliżej i zauważył, że mężczyzna cały drży. Podszedł bliżej i rozpoznał w siedzącym Stanisława Wyspiańskiego.
Reklama
Przysiadł się do artysty i zapytał: – Mistrzu, co się stało? Ten drżący odpowiedział: – Przez trzy dni dzień i noc czytałem Stary Testament. I to zostało we mnie. Czuję w sobie tamte wydarzenia. Słyszę tętent koni, płacz wygnańców i smutek tych, którzy zawiesili swoje harfy nad rzekami Babilonu.
Grzymała zabrał mistrza do najbliższej kawiarni i kazał mu podać lampkę koniaku i silną kawę. Potem pożegnali się. Owocem tego szczególnego doświadczenia był projekt fresków wykonany wkrótce przez Wyspiańskiego.
Naszym zadaniem, jako chrześcijan, jest rysowanie projektu naszego życia w oparciu nie tylko o doczesne projekty, ale także w perspektywie nadprzyrodzoności. Stąd nieodzowne jest sięganie do tekstów, które nam ten projekt duchowy ułatwią. Nie darmo mówi się o Biblii – Święta Księga. To rzeczywiście Księga, której przyjęcie rodzi świętych. Najplastyczniejszym tego przykładem jest św. Augustyn. Projektował swoje życie „na pergaminach” różnych systemów filozoficznych. I nic z tego nie wychodziło. Aż pewnego dnia, zupełnie przypadkiem, sięgnął do matczynej Biblii, i wszystko stało się jasne, z wyjątkiem. „Za późno poznałem Cię, miłości moja” – pisał święty. Nie w znaczeniu, że już nie było czasu, ale że tyle tego czasu zostało zmarnowane.
Zaryzykujmy przygodę spotkania ze Słowem, choćby – jak zachęca papież Franciszek – przez chwilę, a może się okazać, że całe nasze projekty odnajdą nowy sens i nową perspektywę.