„Jak trudno jest powstać z miłości
gdy czyjeś oczy łaskawsze
jeśli powstawać to po to by klękać
w miłości też klęka się zawsze”
Ks. Jan Twardowski
Miłość jest terminem wieloznacznym. Wiele mówimy o miłości macierzyńskiej, ojcowskiej, synowskiej, braterskiej, narzeczeńskiej, duchowej, zmysłowej czy miłości platonicznej. Ona tak naprawdę stanowi o istocie każdego człowieka, niezależnie od jego wieku, wykształcenia czy statusu społecznego. Dziś także słyszymy w liturgii Słowa Bożego o miłości. Pan Jezus przypomina nam o pięknej zasadzie miłowania, ukazanej w przykazaniu miłości Boga i bliźniego, która jest największym z przykazań w Prawie.
W judaizmie obowiązywało 613 przykazań, których treść wynikała ze słów Tory. Liczba 248 odnosiła się do tradycyjnej liczby członków ludzkiego ciała, zaś liczba 365 – do liczby dni roku słonecznego. Jezus, odpowiadając na podstępnie zadane pytanie uczonemu w Prawie, wskazał na ich kwintesencję: miłość Boga i bliźniego.
Reklama
Bardziej niż przykazaniem – miłość jest darem, rzeczywistością, którą Bóg pozwala nam poznać i doświadczyć. Jest jak ziarno, które może w nas wzrastać i rozwijać się w naszym życiu. Miłość Boga i miłość bliźniego są nierozłączne i ze sobą wzajemnie powiązane. Jezus nie wymyślił ani jednej, ani drugiej, ale objawił, że są one w istocie jednym i tym samym przykazaniem. Uczynił to nie tylko słowem, ale także przez swoje świadectwo: sama Osoba Jezusa i cała Jego tajemnica ucieleśniają tajemnicę Boga i bliźniego, jak dwa ramiona krzyża, pionowe i poziome. W Eucharystii daje On nam tę podwójną miłość, dając samego siebie, abyśmy, karmiąc się tym chlebem, miłowali jedni drugich, tak jak On nas umiłował...
Przypomina mi się historia z życia św. Matki Teresy z Kalkuty. Kiedyś, gdy była na lotnisku, zauważyła pewną kobietę, która wyglądała na bardzo smutną. Matka Teresa i siostry zachowywały się tak, jakby jej nie zauważyły, ale kiedy szły do samolotu, Matka podeszła do tej kobiety i powiedziała: „Witam, nazywam się Matka Teresa, tu jest moja wizytówka”. Na tej wizytówce nie było informacji kontaktowych, ale jej znane zdanie: „Owocem ciszy jest modlitwa, owocem modlitwy jest wiara, owocem wiary jest miłość, owocem miłości jest służba, owocem służby jest pokój”. Kobieta ze skupieniem przeczytała to zdanie i się uśmiechnęła!
Warto zapamiętać tę złotą zasadę: nie można jednak kochać Boga, którego się nie widzi, jeśli nie miłuje się człowieka, który jest obok nas (por. 1 J 4, 20).
2020-10-20 21:53
Ocena:+5-3Podziel się:
Reklama
Wybrane dla Ciebie
Papież u św. Marty: konfesjonał, to nie pralnia, trzeba się wstydzić swych grzechów
By wejść w tajemnicę przebaczenia, konieczna jest modlitwa, skrucha i wstyd – powiedział Franciszek podczas porannej Eucharystii w Domu Świętej Marty. Ojciec Święty podkreślił znaczenie uświadomienia sobie jak wielkiego cudu dokonuje w nas Bóg, okazując nam miłosierdzie, abyśmy z kolei sami mogli okazywać je innym. Przestrzegł też przed obłudą prowadzącą do „wykradzenia” udawanego rozgrzeszenia w konfesjonale.
Papież nawiązał w swej homilii do dzisiejszej Ewangelii (Mt 18,21-35), zawierającej przypowieść o niemiłosiernym słudze, która pozwala nam wejść w wielką tajemnicę Bożego miłosierdzia. Wskazał, iż pierwszym krokiem jest łaska wstydu z powodu swoich grzechów, której nie możemy uzyskać sami. Zauważył, że o tej łasce opowiada pierwsze czytanie dzisiejszej liturgii (Dn 3,25.34-43) zawierające modlitwę skruszonego Azariasza. Natomiast czytany dziś fragment Ewangelii ukazuje niemiłosiernego sługę, który choć zyskał od króla darowanie wielkiego długu, nie potrafił darować jednemu ze współsług, który był mu winien niewiele. „Nie zrozumiał tajemnicy przebaczenia” – skomentował tę scenę Franciszek. Następnie Ojciec Święty odniósł tę historię do naszego życia powszedniego.
S. Maria Druch prowadzi rekolekcje i głosi konferencje na temat aniołów.
Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy,
dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa.
Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała
wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej.
„Nie ma dzisiaj zakątka ziemi, nie ma człowieka ani takich
jego potrzeb, których by nie dosięgła ich (aniołów) uczynność
i opieka”. Wiecie, Drodzy Czytelnicy, kto jest autorem
tych słów? Wypowiedział je nieco już dziś zapomniany
arcybiskup mohylewski Wincenty Kluczyński, który założył
w Wilnie (w 1889 r.) żeńskie bezhabitowe zgromadzenie
zakonne – Siostry od Aniołów. Wspominam o tym nie
bez powodu, bo autorką kolejnego świadectwa jest siostra
Maria Druch z tego właśnie anielskiego zgromadzenia.
Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy,
dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa.
Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała
wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej. Oddajemy zatem
jej głos.
„Miałam wtedy 13 lat. Spędzałam ferie zimowe u wujka.
Jego dom był położony nieopodal żwirowni. Latem kąpaliśmy
się w zalanych wykopach. Trzeba było uważać, ponieważ
już dwa metry od brzegu było tak głęboko, że nie
dało się złapać gruntu pod stopami. Zimą było to doskonałe
miejsce na spacery. Woda zamarzała, lód był bardzo
gruby, rybacy łowili ryby w przeręblach. Czułam się
tam bardzo bezpiecznie. W czasie jednego z takich moich
spacerów obeszłam dookoła wysepkę i znalazłam się
w zatoce, gdzie temperatura musiała być wyższa. Nagle
usłyszałam dźwięk… trtttttt. Zorientowałam się, że lód
pode mną pęka. Nie znałam wtedy zasady, że powinno
się położyć i wyczołgać z zagrożonego miejsca. Wpadłam
w panikę. Zrobiłam rzecz najgorszą z możliwych.
Zaczęłam szybko biec do oddalonego o około dziesięć
metrów brzegu. Lód pode mną się nie łamał, ale był rozmokły
i czułam, że im bliżej jestem celu, tym moje stopy
coraz głębiej się w niego zapadają.
Kiedy ostatecznie dotarłam do brzegu, serce chciało
ze mnie wyskoczyć. Byłam w szoku. Dopiero po dłuższej
chwili dotarło do mnie, co się wydarzyło. Według zasad
fizyki powinnam znajdować się w wodzie. Nie miałam
prawa dobiec do brzegu po rozmokłym lodzie, naciskając
na niego tak mocno. Wiem też, jak tam było głęboko –
nie biegłam po dnie pokrytym lodem. Pode mną były wielometrowe
otchłanie. Wtedy uznałam to za przypadek,
szczęście.
Wojciech Szczęsny od środy jest oficjalnie piłkarzem FC Barcelona - poinformował hiszpański klub. 34-letni bramkarz, który w sierpniu ogłosił zakończenie sportowej kariery, podpisał kontrakt do 30 czerwca 2025 roku.
"Szczęsny jest culer. Witamy" - przekazał klub w mediach społecznościowych, nawiązując do katalońskiej nazwy członków klubu i kibiców "Barcy".
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.