Reklama

Niedziela Małopolska

Wspólnota serc i umysłów

– „Solidarność” to piękna historia, legenda, sukces narodowy – przekonuje w rozmowie z Niedzielą Jacek Antoni Smagowicz, działacz niepodległościowy, społecznik, związany z „Solidarnością” od samego początku jej tworzenia, aktualnie rycerz Zakonu św. Jana Pawła II.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Maria Bocheńska: Proszę powiedzieć, jak zapamiętał Pan drogę do sierpnia 1980 r.?

Jacek Antoni Smagowicz: Jestem starszy od „Solidarności”. Byłem uczestnikiem marca 1968 r. Klęska marca i grudniowa masakra na Wybrzeżu były dla mnie i dla wielu innych traumą. Byliśmy młodzi, chcieliśmy się odegrać. I nagle, jak grom z nieba spadła na nas radosna informacja, że kard. Karol Wojtyła został papieżem. A potem była jego pielgrzymka do ojczyzny. To było bierzmowanie dziejów. Wszyscy pamiętamy słowa Ojca Świętego w Warszawie; „Niech zstąpi Duch Twój…”. Ta modlitwa zapoczątkowała zmiany. Byłem świadkiem wielu nawróceń. Odnowa moralna narodu stała się faktem.

A sam sierpień ’80?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama


Pracowałem wtedy w Polmozbycie i byłem na bieżąco z tym, co się dzieje w kraju, m.in. dzięki temu, że w Krakowie rozprowadzałem nielegalną prasę; np. Robotnika z Gdańska. Muszę też powiedzieć, że na moje ówczesne wybory pewien wpływ miała treść notatki, która ukazała się na łamach Gazety Krakowskiej, gdzie przeczytałem, że młody, 18-letni Ryszard Majdzik wyłączył tokarkę i zorganizował strajk w Elbudzie. Zawstydziłem się i pomyślałem: on ma 18 lat, a ja 28 i co?
Wracając do pamiętnego sierpnia, to byłem wtedy z rodziną w Tatrach. W radiu usłyszałem o społecznych niepokojach. Wróciłem do zakładu pracy, gdzie atmosfera była gorąca. Wolny Związek Zawodowy założyłem w ciągu godziny… Od razu zapisało się 66 pracowników (wszyscy!). Szybko znalazłem się w Komisji Zakładowej. A 2 września byłem u Wałęsy na Stegnach, w towarzystwie ubeka i byłego pierwszego sekretarza z krakowskiego Polmozbytu.

Skąd Pan wiedział, że to ubek?

Nie wiedziałem, ale szybko się zorientowałem, że to są źli ludzie, bo gdy wieczorem mówiłem pacierz, oni otwarli butelkę wódki i proponowali, abym się napił. Gdy odpowiedziałem, że nie piję, zapytali, czy też jestem „czarnym” – tak wtedy mówili o kapłanach w ubecji. Ta mowa ich zdradziła. Do Gdańska zawieźliśmy zebrane w zakładzie pieniądze na poparcie strajkujących robotników. A Wałęsa mi się od razu nie spodobał. Taki był nadęty. Już było czuć, że to jest wielki wódz, ale wtedy nie pomyślałbym, że to agent i prowokator.

Wróćmy do partyjnych towarzyszy…

Zapisywało się do nas wielu młodych partyjnych, którzy mieli dość starych działaczy. Ci młodzi starali się przejąć kierownictwo w związku. Trzeba sobie było z tym radzić. Pamiętam, że gdy zakładaliśmy związek w Polmozbycie ci, którzy wystąpili z partii, zapytali, jaki będziemy mieć regulamin, statut, na co odpowiedziałem, że on się nazywa Dekalog. I na kolejnym zebraniu już ich nie było. Ale to nie moja zasługa. To dzieło prowadził Duch Święty wezwany 2 czerwca 1978 r. przez Jana Pawła II. Wielu partyjnych zapisywało się do „Solidarności” na rozkaz i różnie się zachowywali, im bliżej stanu wojennego, tym gorzej…

W Krakowie też?

Reklama

Na pewno byli tacy, przecież każdy mógł się zapisać. Natomiast ja zawsze podkreślam, że w Krakowie nie zakładała „Solidarności” lewica, czyli tacy ludzie jak Michnik czy Kuroń, ale osoby związane z Kościołem. Powtarzam to wciąż, że „Solidarność” jest Janowo Pawłowa, oparta na wierze, na nauce społecznej Kościoła.

Dziś różnie ocenia się waszą działalność…

O „Solidarności” wiarygodnie mogą mówić ci, co ją zakładali, co w niej służyli i nadal to czynią, co walczyli o nią i nie odeszli od niej, nie zdradzili jej, a nie ci, którzy się jej sprzeniewierzyli. Wiele też mogą powiedzieć rodziny solidarnościowców: matki, żony, dzieci, bo to oni doświadczali represji ze strony władzy.

Czym więc była „Solidarność”?

Reklama

Jak już wspomniałem, odpowiedzią Polaków na prośbę Jana Pawła II, aby Duch Święty odnowił oblicze tej ziemi. Myśmy się policzyli i przestaliśmy się bać. „Solidarność” była zjawiskiem opartym na wierze Polaków w Jezusa Chrystusa, na genie wolności i sprawiedliwości. Była konfederacją narodową bez używania przemocy, pięknym czasem braterstwa, szkołą wolności rozumianą jako odpowiedzialność za losy zakładu, regionu, kraju. Stopem odwagi i prawdy. „Solidarność” stała się pośmiertnym zwycięstwem AK i Poznania ’56, i grudnia ’70. Była wspólnotą serc i umysłów, błogosławionym czasem myślenia o Polsce i pracy dla Polski, odkrywaniem białych plam w dziejach naszej ojczyzny. „Solidarność” to piękna historia, legenda, sukces narodowy. Przyniosła nadzieję, stworzyła program przemian, była kuźnią kadr. I tu przywołam takie nazwiska jak Andrzej Gwiazda, Lech Kaczyński, Antoni Macierewicz i obaj Morawieccy – ojciec i syn. Przy takich jak oni następowało swoiste pączkowanie. Nadal uważam, że do idei solidarnościowych trzeba wracać, chociażby przy rozwiązywaniu konfliktów; zawsze przez dialog!

Czy to znaczy, że pomysł opozycji, aby powstała nowa „Solidarność”, ma sens?

Jest inna sytuacja, nie ma u nas wojsk sowieckich. Według Jana Pawła II solidarność powinna występować wszędzie tam, gdzie jest degradacja pracowników, gdzie rosną obszary nędzy, a dziś Polska i Polacy rozwijają się, wbrew zagranicy i ulicy. Ta nowa inicjatywa ma na celu obalenie demokratycznie wybranego rządu, a nie rozwiązywanie problemów społecznych. To zawłaszczenie nazwy „Solidarność” przez ludzi, którzy występują przeciwko Bogu, rodzinom, religii i narodowi. To oszustwo!

A jak patrzyć na „Solidarność” dzisiaj?

„Solidarność” to alternatywa m.in. w przypadku komunistycznej opresji, wyzysku kapitalizmu i liberałów oraz dla antyłacińskiej cywilizacji. A przede wszystkim to zobowiązania względem Boga, Polski, rodziny. To bezinteresowna służba na co dzień, to chrześcijański NSZZ „Solidarność” pod patronatem św. Jana Pawła II, sługi Bożego Stefana Wyszyńskiego i bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Trzeba stwierdzić, że dziś „Solidarność” to wyobraźnia rozwoju, kompetencje, konkret i miłosierdzie. I zawsze Czyn.

2020-08-25 13:40

Oceń: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Gdynia uczciła 35. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych

[ TEMATY ]

Solidarność

Archiwum Dolnośląskiej „Solidarności”

Demonstracje na ulicach Wrocławia


Demonstracje na ulicach Wrocławia

Strajk w Stoczni Komuny Paryskiej w Gdyni wybuch 15 sierpnia 1980 roku, zaledwie dzień po tym w gdańskiej Stoczni im. Lenina. Szybko do strajkujących stoczniowców przyłączyły się inne gdyńskie zakłady. Inicjatorem był 21-letni wówczas Andrzej Kołodziej, który dziś mówi: ludzie, którzy wtedy mieli odwagę strajkować naruszyli fundamenty systemu komunistycznego.

„Gdy przywołujemy tamten wielki solidarnościowy zryw 1980 roku musimy pamiętać, że nasza polska „droga do wolności” wyrosła z ofiary życia i krwi ofiar masakry ’70 roku” – mówi prezydent Gdyni Wojciech Szczurek.
CZYTAJ DALEJ

Święty, który łączy

Niedziela Ogólnopolska 35/2019, str. 32

[ TEMATY ]

patron

opr. graficzne Karolina Szecówka

Był „świetlanym przykładem ewangelicznej wytrwałości, który powinniśmy mieć przed oczyma, kiedy stajemy wobec trudnych i ryzykownych wyborów, jakich nie brak także dzisiaj” – powiedział św. Jan Paweł II o św. Melchiorze Grodzieckim podczas kanonizacji męczenników koszyckich

Melchior Grodziecki urodził się w 1584 r. w Cieszynie. Wywodził się z rodu Grodzieckich herbu Radwan. Pobierał nauki w kolegium jezuickim w Wiedniu, a następnie w Brnie, gdzie wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego. Przebywał w klasztorach jezuickich w Kłodzku, Czeskich Budziejowicach i Pradze. Właśnie w tym ostatnim miejscu w 1614 r. przyjął święcenia kapłańskie, a później został wychowawcą młodzieży. Śluby wieczyste złożył 16 czerwca 1619 r. Zakon skierował go do Koszyc, gdzie został kapelanem wojsk cesarskich. Poniósł śmierć męczeńską na początku wojny trzydziestoletniej, we wrześniu 1619 r., z rąk żołnierzy księcia Siedmiogrodu Gábora Bethlena, dowodzonych przez gen. Jerzego Rakoczego. Śmierć Melchiora Grodzieckiego była wynikiem nienawiści, podziałów narodowych i wyznaniowych.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: pierwsza kobieta na czele Papieskiej Akademii Sztuk Pięknych

Papież Leon XIV mianował dyrektorkę rzymskiego muzeum Cristianę Perrellę na stanowisko prezesa Papieskiej Akademii Sztuk Pięknych w Panteonie. Perrella jest uważana za cenioną ekspertkę w dziedzinie sztuki współczesnej; od marca tego roku kieruje Muzeum MACRO w Rzymie, a wcześniej wykładała zarządzanie kulturą na Uniwersytecie San Raffaele w Mediolanie. Dzięki jej nominacji Papieska Akademia Sztuk Pięknych i Literatury Wirtuozów w Panteonie - tak brzmi pełna nazwa XVI-wiecznej instytucji - po raz pierwszy będzie miała na czele kobietę. Perrella była dotychczas członkinią tej akademii.

Doświadczona kuratorka nie jest obca Watykanowi: odpowiada za program przestrzeni wystawienniczej „Conciliazione 5” otwartej przez watykańską Dykasterię ds. Kultury i Edukacji na Rok Święty 2025. Również w kontekście Jubileuszu, była kuratorką instalacji artystycznej w więzieniu Rebibbia w Rzymie, w którym papież Franciszek otworzył 26 grudnia Drzwi Święte.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję