Obrazek pierwszy
Tbilisi. Z placu Wolności, na którym złocony św. Jerzy, patron kraju, na wysokiej kolumnie rozprawia się ze smokiem, ul. Rustawelego przechodzimy obok budynku będącego jeszcze nie tak dawno siedzibą gruzińskiego parlamentu. To nadal jest miejsce protestów, również tegorocznych. Służby mundurowe monitorują teren, choć teraz jest spokój. 12 sierpnia 2008 r. przed tym gmachem nasz prezydent Lech Kaczyński w otoczeniu przywódców Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii i w ich imieniu wyraził „całkowitą solidarność”, to, zdaniem niektórych ekspertów, powstrzymało rosyjską agresję. Gruzini nadal pamiętają ten gest i przy każdej okazji nie zapominają o wyrażeniu wdzięczności. Słyszymy też te słowa w katolickim kościele pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Świątynia wybudowana w latach siedemdziesiątych XIX wieku z inicjatywy polskiego ks. Maksymiliana Orłowskiego, pierwszego proboszcza parafii, ze składek Polaków zesłanych na Kaukaz po Powstaniu Styczniowym, gruzińskich katolików i innych darczyńców.
Katolików jest tutaj coraz mniej, są wchłaniani przez gruzińskie autokefaliczne prawosławie. Papież Jan Paweł II za życia zasiał ziarno i na tej ziemi, na pamiątkę, jego figura stanęła w przykościelnym ogródku, a święty czeka cierpliwie na plon.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
O tym, że Gruzini potrafią okazywać wdzięczność nie tylko słownie, przekonujemy się również, zatrzymując się przy ul. Lecha Kaczyńskiego obok skweru, na którym postawiono rzeźbę z podobizną prezydenta. Uroczystość odsłonięcia upamiętnienia w Tbilisi odbyła się 10 kwietnia 2012 r. Ulica Kaczyńskiego jest ponoć nie tylko w stolicy, ale też w nadmorskim kurorcie Batumi.
Obrazek drugi
Przedmieścia ponadmilionowej stolicy kraju. Drogą obok tbiliskiego morza, czyli ogromnego, ale jednak jeziora, docieramy do wzgórza kojarzącego się raczej z brytyjskimi megakamiennym kręgiem. Nieznany nam artysta tworzy pracowicie upamiętnienie związane z postaciami zasłużonymi w historii i kulturze kraju.
Jedziemy dalej poznawać Gruzińską Drogę Wojenną wybudowaną przez doliny wysokiego Kaukazu. Po powrocie z tej wyprawy do starego klasztoru Stepancminda, malowniczo rozłożonego na wysokościach, na tle jednego z pobliskich pięciotysięczników, mamy spotkanie z ojcem Zygmuntem Niedźwiedziem, jednym z ojców kamilianów pracujących w Gruzji. Ich dzieła wspiera rzeszowska Fundacja Pro Spe utworzona, jak wskazuje nazwa, dla nadziei.
Reklama
Poza tym spotkaniem w napiętym programie pielgrzymkowym nie było możliwości porównania opowieści o pracy z konkretną pracą ojców, wolontariuszy, kadry medycznej w środowisku niepełnosprawnych i chorych zgodnie z charyzmatem zgromadzenia założonego ponad 400 lat temu przez św. Kamila. A jednak zdarzyło się, że gościnne progi ośrodka otworzyły się również dla nas, tak jak trzy lata wcześniej dla papieża Franciszka, którego zdjęcie z gołębiem szykującym się do lotu i programem spotkań w Gruzji nadal przypomina to historyczne wydarzenie. Z tablicy informacyjnej przy wejściu można dowiedzieć się, w jakich godzinach kamiliański ośrodek funkcjonuje. Dalsze informacje wyrażone pięknymi, pełnymi zaokrągleń literami są dostępne tylko dla wtajemniczonych. Wózki inwalidzkie, komputery i liczne prace plastyczne sugerują, kto tutaj przebywa i jakie są formy pracy w pomieszczeniach wewnątrz budynku. Na zewnątrz plac zabaw, ogrodzony teren niewielkiego boiska, rośliny będące również ozdobą niejednego polskiego ogródka, dobrze świadczą o gospodarzach i osobach im sprzyjających.
Obrazek Trzeci
Na południu Gruzji, gdzie docieramy po zaliczeniu atrakcji uzdrowiska Bordżomi, skąd bliżej do granicy tureckiej niż stolicy kraju, na Mszę św. do parafialnego kościoła pw. św. Józefa, wybudowanego w XIX wieku, a teraz świeżo odremontowanego, zaprosił nas ks. proboszcz Zurab Kakachishvili. Gruzin, pierwszy katolicki ksiądz wyświęcony po rewolucji. Ochrzczony potajemnie i pod zmienionym nazwiskiem w tbiliskiej katedrze pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Nasz kraj odwiedził w 1991 r., kiedy papież Jan Paweł II zaprosił młodzież na światowe dni do Częstochowy. Później ukończył w Polsce Archidiecezjalne Seminarium Misyjne „Redemptoris Mater”, wrócił do swego kraju i kilka lat temu został proboszczem w rodzinnych stronach.
Reklama
Arali to wioska, której historia sięga początkowych wieków chrześcijaństwa. Świadczy o tym stary obelisk z ledwo widocznymi inskrypcjami, w dawno zapomnianym alfabecie, i tajemnicza opowieść o jeleniu, przychodzącym do wodopoju w pobliże innej świątyni, której zręby zachowały się do dzisiaj. Wypełniają ją stare religijne pamiątki przechowywane niegdyś w domach, a teraz zawieszone zostały na ścianach niczym wota. Od jakiegoś czasu miejscowe najmniejsze dzieci korzystają z niewielkiego placu zabaw obok budynku, z którego ściany dobrotliwie uśmiecha się sędziwy już papież z Polski, a ciekawscy mogą też przeczytać o wsparciu dzieła przez niemiecką organizację Caritas. Ksiądz proboszcz wspomina też wymienianą już wcześniej rzeszowską fundację i jej prezesa, który zabiegał o niemiecką przychylność.
Można powiedzieć, że te trzy obrazki powstały współcześnie, niejako na marginesie, prawie 1700 lat po tym, jak górzyste tereny i rozległe doliny przemierzała św. Nino z krzyżem utworzonym z witek winorośli spiętych własnymi włosami, czyniąc dobro, uzdrawiając ciężko chorych. To dzięki niej ochrzczona została rodzina królewska, a to oznaczało, że chrześcijaństwo było akceptowane w całym państwie.
Gruzini otrzymali, jak głosi legenda, już na początku, z boskiej hojności, piękne ziemie. Potrafią je uprawiać. I cieszyć się życiem, mimo trudności. Można o tym przeczytać w książkach, przewodnikach, ale znacznie przyjemniej doświadczyć tego na własnej skórze.