Szanowna Pani Marto, Małżonko śp. Jana Olszewskiego, którego dzisiaj żegnamy,
Droga Rodzino, Siostro, Krewni, Chrześniacy z Biskupem na czele,
Przyjaciele i Bliscy,
Wielce Szanowny Panie Prezydencie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej,
Ekscelencjo, Najdostojniejszy Księże Arcybiskupie Nuncjuszu Apostolski w Polsce,
Ekscelencje, Czcigodni Księża Biskupi,
Wielebni Kapłani różnych stopni i godności,
Osoby życia konsekrowanego,
Wielce Szanowni Marszałkowie Sejmu i Senatu,
Czcigodny Panie Premierze z Przedstawicielami Rządu,
Dostojni Posłowie i Posłanki, Senatorowie, Działacze Solidarności,
Przedstawiciele Służby Zdrowia, Kultury, Oświaty, Sztuki,
Ludzie Pracy wsi i miast,
Żołnierze i Oficerowie Wojska Polskiego wszystkich stopni, Weterani,
Przedstawiciele Służb Mundurowych:
Policji, Straży Pożarnej,
Straży Granicznej, Straży Miejskiej i Służb Celnych,
Adwokaci – koledzy Pana Jana, Prawnicy, Prokuratorzy i Sędziowie,
Harcerki i Harcerze, Młodzieży Szkolna i Akademicka z Katolickim Stowarzyszeniem Młodzieży,
Członkowie Bractw Kurkowych,
Wolontariusze, Działacze charytatywni wraz z Caritas Polska,
Renciści i Emeryci, Chorzy oraz Więźniowie,
Rodacy z kraju i zagranicy, Goście!
Reklama
W Imię Boże pozdrawiam wszystkich tu obecnych, ale także tych, którzy nie mogli wziąć udziału w tej pogrzebowej uroczystości. W sposób szczególny słowa współczucia kieruję do najbliższej rodziny z Panią Martą na czele. Nasz udział we Mszy św. pogrzebowej jest wyrazem wiary w życie nieśmiertelne i przejawem modlitewnej łączności ze śp. Janem, który odszedł z tego świata w 89. roku życia ziemskiego. Żegna nas wszystkich, śpiesząc na spotkanie ze Sprawiedliwym Sędzią, pełnym miłosierdzia. Z pewnością już mógł przekonać się o prawdzie słów zaczerpniętych ze Starego Testamentu, z których wynika, że „sędziwością u ludzi jest mądrość”. Znając śp. Jana, możemy wyznać, że istotnie swoim życiem potwierdził on prawdę zawartą w Księdze Mądrości. Jego bowiem sędziwość w pełni scaliła się z mądrością.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jestem przekonany, że temu pierwszemu jego spotkaniu ze Zbawcą towarzyszyły słowa Psalmu 122 (121):
„Ucieszyłem się, gdy mi powiedziano:
«Pójdziemy do domu Pana!».
Już stoją nasze stopy
w twoich bramach, Jeruzalem (...).
Ze względu na moich braci i przyjaciół
będę wołał: «Pokój z tobą».
Ze względu na dom Pana, Boga naszego,
modlę się o dobro dla ciebie” (por. w. 1-2. 8-9).
Księga Apokalipsy zapowiada natomiast: „Błogosławieni, którzy w Panu umierają, niech odpoczną od swoich trudów, bo ich czyny idą za nimi” (por. w. 14). A skoro jest tak, to my dzisiaj, wdzięczni Chrystusowi za otwarcie bram do wieczności, z ufnością i spokojem żegnamy śp. Jana – męża, brata, krewnego, adwokata, polityka, posła i premiera, a przede wszystkim wiernego syna Polski i Kościoła.
Reklama
Do takiej postawy zachęcają nas bowiem słowa Syna Bożego, nieco wcześniej odczytane. Warto do nich powrócić, bo „nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (por. J 12, 23-24). Ziemskie życie dobiega końca, obumiera, ale to nie oznacza kresu, gdyż może przynieść „plon obfity”. Jesteśmy więc wdzięczni Stwórcy, ponieważ powyższa zapowiedź Syna Bożego jest dla nas źródłem nadziei i zapowiedzią szczęśliwszego trwania. Ze spokojem starajmy się zatem przechodzić przez ziemię, gdyż nasze ziemskie rozstanie zwiastuje nam nowy początek.
Dlatego pogrzeb chrześcijański ma w sobie coś z pogody ducha, która płynie z wiary. Z tego też względu, jakkolwiek przeżywamy ból rozstania, to jednak nie odczuwamy lęku i nie ma mowy o buncie wewnętrznym, zwłaszcza kiedy wiemy, że ten, kto odchodzi, miał dar czasu, aby jak najlepiej przygotować się na spotkanie ze Stwórcą.
Korzenie
Co więcej, zmarły Jan zapisał się godnie w naszej pamięci. Z odwagą przeszedł drogę swego życia. Nie lękał się światła, chętnie wychodził naprzeciw prawdzie, bezinteresownie broniąc niesłusznie oskarżonych, a w sposób szczególny opiekował się walczącymi o wolność Polek i Polaków.
Tego wszystkiego nauczył się od swojej rodziny. Pamięcią sięgał do pradziadka, właściciela folwarku w pobliżu Okuniewa. Ów senior rodu musiał pozbyć się majątku, ponieważ najstarszy syn brał udział w powstaniu styczniowym, a to ze strony carskiej groziło wywłaszczeniem. Dziadek z kolei był gajowym. Mieszkał z rodziną w Okuniewie.
Reklama
W drugiej połowie XIX wieku obok tendencji patriotycznych dają o sobie znać napięcia społeczne, z tego względu, że w związku z przemianami gospodarczymi społeczeństwa ubożały, co też prowadziło do biedy, a nawet nędzy. Świadczy o tym ówczesna literatura. Kto bowiem nie pamięta wiersza „W piwnicznej izbie”? I dlatego obok nurtu patriotycznego daje o sobie znać kierunek społeczny, o czym przypomina pojawienie się partii o nastawieniu socjalistycznym, a nawet komunistycznym. Tymczasem poszukiwania rozwiązań nie mają zaplecza moralnego. Młode pokolenie nie znajduje ratunku w oświacie, gdyż szkolnictwo jest poddane rusyfikacji albo germanizacji. Kościół jest mocno osłabiony. W zaborze rosyjskim i pruskim zniesione zostały wszystkie zakony. Kapłanów diecezjalnych także nie było wielu, ponieważ byli zsyłani na Sybir. Słynna encyklika Leona XIII „Rerum novarum”, poświęcona sprawiedliwości społecznej, nie dociera do większości Polaków. Służby carskie czujnie strzegą granic i nie dopuszczają do kontaktów z Watykanem.
A młodzież polska narażona jest na niewolę, i to z dwóch powodów. Najpierw z racji patriotycznych, a następnie z powodu manifestacji społecznych. Przykładem może być działalność Stefana Aleksandra Okrzei, stryjecznego brata matki Pana Jana, który szykował zryw zbrojny, ale pojmany przez carskie służby został stracony na stokach Cytadeli w 1905 r. Pewne przejawy zrywu wolnościowego i społecznego dadzą o sobie znać po klęsce Rosji pod Władywostokiem. Dotyczyły one odradzania się katolicyzmu choćby dzięki działalności licznych zgromadzeń zakonnych życia ukrytego, powstających pod wpływem działalności bł. Honorata Koźmińskiego.
Wypada w tym miejscu podkreślić wysiłki Józefa Piłsudskiego, który dążąc do niepodległości, zrezygnował z czerwonego wehikułu. Podobnie jak wielu innych. Do głosu dojdą również chłopskie zrywy, które w Wincentym Witosie znajdą przywódcę wyjątkowo wrażliwego na rzeczywistość polską. Odzyskanie niepodległości w 1918 r. przyjęto z entuzjazmem, chociaż bez solidnych programów na przyszłość. Wzruszenia nie ukrywano jednak na widok polskich mundurów i wyraźnie brzmiącej mowy polskiej.
Młodość
Reklama
W takim duchu będzie rozwijał się i dojrzewał przyszły premier Polski, który urodził się 20 sierpnia 1930 r. w rodzinie kolejarskiej, mieszkającej na Bródnie. A była to rodzina na wskroś przesiąknięta tradycją niepodległościową. Młody Jasio zaczął chodzić do szkoły podstawowej jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Szybko włączył się w ruch harcerski. Już wówczas nucił jedną z najbardziej znanych pieśni harcerskich: „Wszystko, co nasze, Polsce oddamy”. I tak będzie przez lata niewoli niemieckiej. Naukę trzeba było ograniczyć do kompletów, ożywiać się harcerskimi spotkaniami, ćwicząc się w Szarych Szeregach i coraz bardziej oddając się konspiracji. Z pewnością przysłuchiwał się z uwagą, jak w jego rodzinnym domu dorośli konspirowali. Gdy miał 14 lat, otrzymał funkcję łącznika podczas zrywu powstańczego na Pradze. A po wkroczeniu Sowietów znalazł dla siebie przyszłość w pełnej opozycji. Początkowo działał w młodzieżowym kole Polskiego Stronnictwa Ludowego, ponieważ to środowisko skupiało większość sił opozycyjnych wobec komunistów i było w bardzo dobrych relacjach z Kościołem.
W 1949 r. rozpoczyna studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Kończy je w 1953 r. Bierze udział w półjawnym seminarium z kryminologii u prof. Stanisława Batawii. Od 1955 do 1957 r. przynależy do zespołu „Po prostu” – tygodnika studentów i młodej inteligencji, powstałego po śmierci Stalina. Pismo to siłą zostanie zamknięte dwa lata później, czyli w rok po Poznańskim Czerwcu i Październiku 1956, kiedy to mógł powrócić do pełnienia swojej misji pasterskiej kard. Stefan Wyszyński, co było wielkim darem ze strony Opatrzności dla naszego Narodu. Młody prawnik w owym czasie zabiega o przywrócenie czci żołnierzom Armii Krajowej, współtworząc tekst pt. „Na spotkanie ludziom AK”. A kiedy powstaje Klub Krzywego Koła, zostaje jego członkiem do 1962 r.
Reklama
W tych też latach przystąpi do tajnej loży, chcąc zabezpieczyć się przed donosami, a loża miała opinię wyjątkowej wierności tajemnicy. Tego samego roku rozpoczyna praktykę adwokacką. Podejmuje się obrony w najgłośniejszych procesach politycznych. Nie uniknie kar dyscyplinarnych, a nawet czasowego pozbawienia możliwości pełnienia swojej misji. Jest jednym z sygnatariuszy i współautorem protestów kierowanych do władz komunistycznych. W 1976 r. współtworzy Polskie Porozumienie Niepodległościowe. W drugim obiegu publikuje poradnik „Obywatel a Służba Bezpieczeństwa”. W tym samym roku okaże się współtwórcą Komitetu Obrony Robotników (KOR). Opracowuje „Apel do społeczeństwa i władz PRL”. Współdziała przy przygotowywaniu statutu dla wolnych związków zawodowych, które dadzą o sobie znać pod nazwą Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Uczestniczy w zabiegach o rejestrację „Solidarności” i „Solidarności” Rolników Indywidualnych. Bezinteresownie doradza Krajowej Komisji Porozumiewawczej, Komisji Krajowej „Solidarności” i „Solidarności” Regionu Mazowsze.
W czasie stanu wojennego pełni funkcję doradcy w Sekretariacie Episkopatu Polski. Z wyjątkową pasją występuje jako oskarżyciel posiłkowy w procesie morderców bł. ks. Jerzego Popiełuszki. W 1988 r. współtworzy Komitet Obywatelski przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność”. Opowiada się przeciwko dążeniu do porozumienia z komunistami, zdając sobie sprawę z ich nieszczerości i podstępu. Odmawia objęcia z ramienia strony społecznej stanowiska przewodniczącego podstolika reformy prawa i sądów przy „okrągłym stole”.
Kościół
Zanim jednak przejdę do lat posłowania i pełnienia misji premiera rządu polskiego, chciałbym przypomnieć obecność Kościoła katolickiego w życiu i działalności śp. Jana i jego więzi z Kościołem. Nie chcę sięgać zbyt daleko wstecz. Oczywiście, rodzina Olszewskich w minionych pokoleniach należała do wspólnoty kościelnej, a praktyki religijne z zasady były w niej obecne. Ale mogły być też pewne zachwiania w tej dziedzinie. Ważne wszelako jest to, że sam Zmarły szybko odkrył sens wiary w swoim życiu.
Reklama
Zacznę od wydarzenia, na które położył duży nacisk Pan Jan. Jako stosunkowo jeszcze młody mężczyzna był włączony w ruch socjalistyczny. Cenił bardzo Kazimierza Pużaka, przywódcę niepodległościowego przedwojennego PPS, który zmarł w komunistycznym więzieniu w 1950 r. Został pochowany na cmentarzu Powązkowskim. I tam, przy jego grobie, każdego roku
30 kwietnia zbierali się jego zwolennicy. Nie było ich wielu. Pewnego razu Jan przybył na cmentarz nieco wcześniej – było dość chłodno, więc wszedł do kościoła św. Karola Boromeusza, aby zaczekać na przybycie reszty. I co zobaczył i usłyszał? W kościele odprawiana była Msza św. Ludzi nie było wiele, ale ksiądz poinformował, że jest to Msza św. w intencji Kazimierza Pużaka, socjalistycznego działacza. Co więcej, kapłan wygłosił bardzo przekonujące kazanie. Po Mszy św. Jan udał się do zakrystii, gdzie spotkał ks. Stefana Niedzielaka. Rozmowa była dość długa. Doszło do powtórnych spotkań. Aż pewnego razu Jan wyznał przed księdzem, że ma pewien kłopot. Otóż ma żonę, ale nie mają ślubu, także cywilnego. Żona jest dziennikarką. Gdyby ktoś z rządzących dowiedział się, że jest żoną przeciwnika politycznego, to wszystko skończyłoby się wyrzuceniem z pracy. A ks. Stefan na to odpowiedział: To proszę wziąć ślub kościelny w tajemnicy, nocą. I tak się stało. Świadkowali temu małżeństwu: Wojciech Ziembiński, znany działacz antykomunistyczny, i prof. Maria Dernałowiczowa, specjalistka z zakresu literatury. A między celebransem i nowożeńcami zrodziła się wielka przyjaźń. To adwokat Jan Olszewski poświęci się w przyszłości ujawnianiu prawdy o morderstwie dokonanym na ks. Niedzielaku.
Reklama
Pan Jan zbliżył się także do kard. Stefana Wyszyńskiego i kard. Karola Wojtyły, kiedy to z myślą o żyjących legionistach Marszałka Józefa Piłsudskiego przygotowano specjalne odznaczenie – Order Virtuti Civili. Ten właśnie order otrzymali najpierw obaj kardynałowie, a potem: Władysław Siła-Nowicki, ks. Teofil Bogucki i Wojciech Ziembiński. Nie zdążono natomiast wręczyć go bł. ks. Jerzemu Popiełuszce. Oczywiście, Jan Olszewski był obecny przy procesie morderców ks. Jerzego Popiełuszki, po adwokacku przeżywał śmierć ks. Sylwestra Zycha i ks. Stanisława Suchowolca. Chętnie współpracował z kard. Józefem Glempem i abp. Bronisławem Dąbrowskim we wszystkich zawiłościach prawnych.
Premier
Przed nami kolejny rozdział życia Jana Olszewskiego. W pierwszych w pełni wolnych wyborach parlamentarnych 7 października 1991 r. został posłem na Sejm z listy Porozumienia Obywatelskiego Centrum. W kilka tygodni później, w dzień św. Mikołaja, stanął na czele pierwszego w pełni niekomunistycznego rządu odradzającej się Polski. To był dobry dar od jakże popularnego świętego. Nowy premier w swoim pierwszym wystąpieniu podkreślił, że pragnie, aby jego rząd był rządem nadziei, bo nadziei potrzebowała Polska. I w tym duchu postępował, zmierzając do uwolnienia Polski od różnorakiej obecności Rosji i starając się umacniać demokrację oraz samorządność. Ale spotkał się z ostrą opozycją, której, niestety, przewodniczył ówczesny prezydent. A partii było wiele..., za dużo.
Reklama
Premier konsekwentnie zabiega o opuszczenie terytorium Polski przez wojska rosyjskie. Przeciwstawia się nieuczciwej prywatyzacji majątku narodowego. Podejmuje próby licznych reform, zwłaszcza w zakresie społecznym i gospodarczym. Sejm uchwala ustawę o lustracji, na którą nie chce się zgodzić prezydent, i nocą z 4 na 5 czerwca 1992 r. premier Jan Olszewski zostaje odwołany. Jednak nie podaje się do dymisji. A po ogłoszeniu wyników głosowania przez Sejm mówi na pożegnanie, że zastanawia się, „jaka będzie Polska, czyja ma być”. Zaznacza, że odchodzi ze spokojem, ponieważ wie, iż będzie mógł spokojnie patrzeć w oczy każdej spotkanej osobie.
Wkrótce zostanie posłem III i IV kadencji. W 1995 r. założy Ruch Odbudowy Polski. Będzie kandydował na prezydenta Rzeczypospolitej po pierwszym pięcioleciu Aleksandra Kwaśniewskiego, jednakże tuż przed wyborami zrezygnuje. Przy prezydencie Lechu Kaczyńskim będzie pełnił funkcję doradcy, a 3 maja 2009 r. zostanie odznaczony Orderem Orła Białego.
Polak
Nadal stara się uczestniczyć w życiu publicznym, zawsze patrzy prosto w oczy przechodniom i rozmówcom. Ale źle się zaczęło dziać w państwie polskim z powodu napięć politycznych i nadużyć, zwłaszcza gospodarczych. Polemiki między partiami zaczęły się przeradzać w agresję. I co najgorsze, niektóre formacje polityczne zaczęły ogłaszać wojnę polsko-polską. Coś straszliwego, niegodnego Polki i Polaka. Polska prowadziła wojny, nieraz bardzo ciężkie. Nie zawsze zwyciężała, ale nigdy nie prowadziła wojny ze sobą. To potworne oszczerstwo nie znajdowało zgody w umyśle i sercu byłego premiera.
A jeżeli były jakieś napięcia wewnętrzne, to nie Polski z Polską, ale Polski z liberum veto i ze wszystkimi, którzy zrywali obrady Sejmu lub w nich przeszkadzali. Polska walczyła ze zdrajcami, jak to miało miejsce w czasie rozbiorów. Ze wszystkimi, którzy chcieli handlować jej wolnością, którzy kolaborowali z wrogiem. Polska nigdy i nigdzie nie prowadziła wojny ze sobą. Z tym oszczerstwem nie godził się Jan Olszewski.
Reklama
I dlatego jestem głęboko przekonany, że Zmarły już teraz modli się wespół ze św. Janem Pawłem II, z bł. ks. Jerzym Popiełuszką, upraszając Matkę Najświętszą, aby pukała do serc Polek i Polaków, iżby wyrzekli się takich postaw, a zwłaszcza praktyk. Trzeba walczyć ze złem. Ono przecież zdarza się w życiu, może mieć miejsce w naszych czasach, ale nigdy nie można nawet pomyśleć o tym, aby Polska walczyła z Polską, wszakże nie można lekceważyć, jak było wspomniane wcześniej, zdrad, chciwości, pychy i nienawiści. To nie Polska walczy z Polską. Taka choroba może dotknąć Polkę lub Polaka, ale nigdy Polski. Zresztą, pisze o tym poeta Aleksander Wat:
„A byli wśród nas tacy, co śpiewali obcym.
I wargi ich trądem poraził Sprawiedliwy.
Harfy ich strzaskane, świeczniki w proch wdeptane
I domy ich oddane w hańbę opuszczenia”. („Psalm”)
Mogą bowiem na jaw wychodzić różne nadużycia, przejawy wrogości, próby znieważania i zniewalania. Dają o sobie znać niekiedy „moce ciemności”. Ale to nie dotyczy Polski. Przed laty na grobie Agatona Gillera umieszczono napis, jakby ostrzeżenie:
„Przechodniu! Obyś w Polskę jak ten zmarły wierzył!
Idź w czyn! Dobry przykład serce twe ośmieli. (...)
A jeżeli już w Polskę zwątpiłeś bez końca,
Odejdź i cieniem swym nie zasłaniaj słońca”. (Teofil Lenartowicz)
Na tego rodzaju sytuacje wyjątkowo zdecydowanie odpowiada Henryk Sienkiewicz: „Gdy miłość Ojczyzny gaśnie, wtedy przychodzą czasy łotrów i szaleńców”. Czyż tak nie jest? Czy może być przyzwoity Polak i walczyć z Ojczyzną? Dlatego Józef Piłsudski zaleca, abyśmy poznawali nasze dzieje. Ponieważ – „Ten, kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości, nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości”.
Reklama
Wszelako takie postawy wrogości nawet do własnej Ojczyzny mogą być niekiedy skutkiem zniewolenia. Piotr Kropotkin – kniaź rosyjski, a od rewolucji październikowej jeden z głównych działaczy komunistycznych, zanotował w swoim pamiętniku pod datą 11 grudnia 1920 r.: „Ileż setek lat potrzeba, aby dać ludziom świadomość tego, co mogliby zrobić, gdyby zechcieli być wolni! Ledwo to napisałem, mój szatan, który od pewnego czasu wtrąca się do każdej rozmowy, jaką sam ze sobą prowadzę, spytał ze śmiechem: «Ale czy sądzisz, że skłonni są oni zapłacić za wolność taką cenę, jaką byłoby nieczynienie krzywdy swoim bliźnim?»”. I stąd płynie mój apel, który z pewnością popiera Pan Jan: Nie wyrządzajcie krzywdy nikomu! Nie walczcie z Ojczyzną! Nie zapominajmy. To właśnie św. Jan Paweł II w poemacie „Myśląc Ojczyzna” napisał:
„Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam,
Mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica,
Która ze mnie przebiega ku innym”.
Jakie to proste i oczywiste przypomnienie. Mam nadzieję, że jeszcze pamiętamy, kim jest Adam Mickiewicz. Oto jego słowa:
„Polak, chociaż stąd między narodami słynny,
Że bardziej niźli życie kocha kraj rodzinny.
Gotów zawżdy rzucić go, puścić się w kraj świata,
W nędzy i poniewierce przeżyć długie lata,
Walcząc z ludźmi i z losem, póki mu śród burzy
Przyświeca ta nadzieja, że Ojczyźnie służy”
(„Pan Tedeusz”, księga X, „Emigracja”).
Testament
Nie znajdziemy w polskiej literaturze ani w sztuce w ogólności czy też w życiorysach Polek i Polaków godnych swojej Ojczyzny, aby gdziekolwiek dało się słyszeć o wojnie polsko-polskiej. Niestety, na dzisiaj nie można dać takiego zapewnienia. Ale na jutro – wierzę, że tak. Czas wypowiedzieć serdeczną walkę wszystkim, którzy wmawiają, że istnieje wojna polsko-polska. Wierzę głęboko, że dokładnie tego samego zdania jest wciąż jakże nam bliski Jan Olszewski. Zapiszmy sobie głęboko w pamięci i powtarzajmy każdego dnia słowa, które przypomina nam Polski Cmentarz na Monte Cassino: „Przechodniu, powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”.
Reklama
A jeżeli już podejmujemy walkę, to nie zapominajmy, co napisał nasz współczesny myśliciel – Henryk Elzenberg: „Sens walki powinien być mierzony nie jej szansami na zwycięstwo, lecz wartościami, w obronie których walka została podjęta”. Pamiętajmy o tym!
Wówczas też i my za przykładem śp. Jana będziemy mogli patrzeć prosto w oczy wszystkim, z którymi się spotykamy i będziemy się spotykali przy najróżniejszych okazjach. Bo nasze oczy będą mówiły to, co oczy żyjącego jeszcze przed kilkoma dniami Premiera Polski, który za życia podpisywał się pod wyznaniem „Orlątka” lwowskiego:
„Z prawdziwym karabinem
U pierwszych stałem czat...
O, nie płacz nad Twym synem,
Co za ojczyznę padł!...
Z krwawą na kurtce plamą
Odchodzę dumny w dal...
Tylko mi Ciebie, Mamo,
Tylko mi Polski żal...”.
(Artur Oppman, „Orlątko”)
A my tutaj, na ziemi, pełni zadumy będziemy zabiegali, aby nasze postawy stale były pełne ufności. I oby zawsze były odbiciem naszych sumień i naszych serc. Abyśmy wszystkim, z którymi się spotykamy, mogli patrzeć w oczy ze spokojem i pogodnie. A jeżeli już będzie nam doskwierać jakaś trwoga lub niepokój, wówczas będziemy przypominali słowa Obrońcy Lwowa:
„Tylko mi Ciebie, Mamo,
Tylko mi Polski żal!”.
Wierzymy, Panie Premierze, że pamiętasz o nich. Zabrałeś je ze sobą, aby powtórzyć przed Królową Polski z serdeczną prośbą o opiekę nad Polską.
My zaś dzisiaj dziękujemy Ci, Panie Premierze, za twoją wierność Polsce zakorzenioną w Chrzcie Świętym, żywiącą się wiarą świętą i silną mocą Krzyża. Tego nam potrzeba! Niech Bóg błogosławi Polsce! Amen.
+ Antoni P. Dydycz OFMCap
Biskup Senior Diecezji Drohiczyńskiej