Reklama

Niedziela Łódzka

Żyją Ewangelią, często nie wiedząc, że to robią

Z s. Marią Żywiec, służebniczką pracującą ćwierć wieku na misji w Zambii, rozmawia Anna Skopińska

Niedziela łódzka 6/2019, str. VI

[ TEMATY ]

misje

zakonnica

Archiwum sióstr

Dziewczęta z jednej ze szkół prowadzonych przez służebniczki

Dziewczęta z jednej ze szkół prowadzonych przez służebniczki

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Skopińska: – Zbiera Siostra pieniądze na szkołę. To ma być jakaś szczególna placówka?

S. Maria Żywiec: – W ogóle szkoły są dla nas szczególne, bo są w charyzmacie naszego zgromadzenia. Bł. Edmund Bojanowski chciał, byśmy opiekowały się chorymi, dziećmi, ubogimi. W Afryce jest ważne, by opiekować się dziewczętami. Tam status kobiety jest niższy od mężczyzny i z tego względu prowadzimy już kilka szkół średnich dla dziewcząt. I ta szkoła też będzie taką szkołą. Szkołą średnią z internatem dla ubogich dziewcząt. To dla nas ważne. Zostałyśmy też o to poproszone przez wodza lokalnego plemienia, któremu bardzo zależy na tym, aby placówkę wybudować na jego terenie.

– Status kobiet jest niższy i jak pójdą do szkoły, to będą miały w życiu łatwiej?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– W życiu będzie łatwiej każdemu, kto będzie miał wykształcenie. Dziewczęta nie są posyłane do szkół. W pierwszym rzędzie to chłopcy idą do szkoły, to oni mają wykształcenie, natomiast dziewczęta zostają w domu. Wykonują prace domowe, idą w pole, opiekują się młodszym rodzeństwem i zazwyczaj nie wystarcza pieniędzy na ich wykształcenie. Tym bardziej, że w zasadzie opłaca się taką młodą dziewczynę wydać za mąż jak najwcześniej i zgarnąć za nią zapłatę... I w ten sposób się wzbogacić.

Reklama

– Siostry tak trochę walczą o prawa kobiet tam w Zambii?

– Może to złe słowo, bo nie chcemy walczyć. Ale szczególnie chcemy, aby te dziewczęta były dowartościowane, aby miały też swoją szansę w życiu, aby mogły się kształcić, mogły polepszyć swój status i bytowanie.

– Kobiety w Zambii skazane są na sprzedaż mężowi?

– To coś w tym stylu. Bo rzeczywiście, jeśli płaci się za tę kobietę, tę dziewczynę, jest to w jakimś sensie sprzedaż. A nam zależy na tym, by te rodziny były silne. Silne Bogiem, by były trwałe, natomiast takie związki małżeńskie zawierane w bardzo młodym wieku, kiedy do małżeństwa podchodzą już dzieci właściwie po szkole podstawowej, bo nie ma szkoły średniej, są nietrwałe. Nie są przygotowane do życia od każdej strony – ani tej duchowej, ani materialnej i społecznej. A jeszcze gorsze jest to, że jest tam wiele samotnych matek. Więc trzeba tak ogólnie podnieść poziom moralny tamtych ludzi. Ta szkoła byłaby taką pomocą. Dziewczęta mogłyby się w niej dalej kształcić i przede wszystkim nabrać też takich wartości chrześcijańskich, moralnych, które chroniłyby je może przed błędami wieku młodego.

– Ale to są ich błędy, czy może to błędy ich rodziców?

Reklama

– O właśnie – to dobre pytanie. Wydaje mi się, że ta kultura cała jest tak nastawiona. Ale tutaj rodzice odgrywają też bardzo ważną rolę: skoro to oni oddają swoje córki do małżeństwa, to mają w tym pewien udział.

– 25 lat temu, gdy pojechała Siostra do Zambii, nie było to szokiem – takie zwyczaje, praktyki?

– Od początku wiedziałam, że jadę do innego świata i byłam nastawiona na tę inność. To mnie nie tyle szokowało, co bardzo pociągało, ciekawiło, chciałam poznać tych ludzi: jak żyją, co myślą, jacy są. Było to raczej z ciekawości i z miłości do nich. By wtopić się w tę kulturę na tyle, bym ich rozumiała, kiedy do mnie przychodzą. Poznać ich po to, by im pomóc. Nie żeby ich w jakiś sposób osądzać, narzucać coś. Muszę powiedzieć, że przez te wszystkie lata, jakie tam jestem, dużo się nauczyłam. I traktuję moją misję jako ubogacanie się wzajemne. Na pewno mam im też coś do przekazania, te wszystkie wartości chrześcijańskie, ale bardzo jestem otwarta na ich wartości, które bardzo mi się podobają. Tam naprawdę jest wiele dobra, a ci ludzie mają w sobie dużo różnych wartości, którymi też się zachwycam.

– Na przykład?

Reklama

– Niosą w sobie wiele pokoju. Wbrew pozorom. Bo pewnie tutaj myśli się o krajach afrykańskich jako krajach, gdzie toczą się wojny, jest przemoc. Zambia jest krajem, który nie doświadczył wojny. Nawet niepodległość przyszła im w miarę drogą pokojową i drogą negocjacji. Chyba dlatego, że ci ludzie mają w sobie dużo wspomnianego już pokoju i takiej, powiedziałabym, miłości jedni względem drugich. W takim sensie, że są bardzo otwarci jedni na drugich i to widać w ich kulturze. Widać, jak się witają, jak się odnoszą do siebie nawzajem. Mają czas, by spytać się, co słychać u kogoś drugiego, jak żyje, jakie ma problemy, jakie radości. I tym się dzielą. U nas to byłoby inaczej postrzegane – nie mają co robić, mają na to czas. Ale wydaje mi się, że tutaj dotykamy tych najgłębszych ludzkich wartości: to jest chyba zaletą mieć czas dla drugiego. W Polsce jest zupełnie inny świat i mnie się trudno teraz też odnaleźć po tylu latach. Wiem, że tutaj każdy się spieszy i pędzi za czymś. Ale stańmy tak z boku i popatrzmy na ten świat i na tamten, i zastanówmy się, który niesie ze sobą więcej wartości, który rzeczywiście jest piękniejszy, który proponuje wartościowsze życie? Nawet zbliżone do Ewangelii. Myślę, że oni żyją Ewangelią, często nie wiedząc, że to robią.

– Pokochała Siostra ten inny świat...

– Bardzo. Pokochałam ten świat. To jest mój świat, i choć nie odrzucam Polski, to tam jest to miejsce. Tam jest w tej chwili mój dom, gdzie mieszkam, gdzie czuję, że jestem u siebie i – będąc w Polsce – tęsknię już za tamtym krajem, tamtymi ludźmi.

– A zrozumiała ich już Siostra?

– Myślę, że wiele rozumiem. To jest proces i ciągle się trzeba tego uczyć. Tam jest wielka różnorodność, jest wiele szczepów i każdy mimo wszystko trochę się różni. To Afrykańczycy, ale każdy szczep ma jakąś swoją specyfikę. Jest to wielka przygoda ewangelizacyjna, ale takiej ewangelizacji dwustronnej. Ja się też ewangelizuję, będąc tam.

– Na budowę szkoły potrzeba pieniędzy?

– Przede wszystkim, bo większość materiałów jest tam już dostępna i trudno przewozić je z daleka. Będzie to duża szkoła, bo takie są też potrzeby – w szkole z internatem ma się uczyć 500 dziewcząt. Będzie to szkoła w środku buszu.

– Na razie nie ma nic? Tylko projekt i miejsce?

Reklama

– Prośba o wybudowanie szkoły wpłynęła do nas 7-8 lat temu i zaczęłyśmy budowę w takim starym stylu – jest wybudowanych 6 klas, jeden budynek sanitarny, rok temu dobudowałyśmy konwent, w którym chcemy zamieszkać już w tym roku, ponieważ łatwiej nam będzie wszystko nadzorować. W tej chwili chcemy wziąć się za budowę tak na serio, ponieważ czas leci, a trzeba się też wywiązać z obietnicy.

– Ile brakuje środków?

– Potrzebne są 2 mln zł. Mamy konto, na które można wpłacać te pieniądze – w czasie urlopu w Polsce jeździłam po parafiach, prosząc o wsparcie. Odzew był niesamowity: zaangażowanie ludzi, ich wielka życzliwość, to, że wysypują z portfela wszystko, co mają przy sobie – dodaje mi skrzydeł.

– Ludzie są ofiarni, otwierają się na innych i chcą pomagać...

Reklama

– I to jest piękne, że ludzie otwierają serca na tamte potrzeby. Zawsze zapewniam ich o ogromnej wdzięczności i zawsze mówię o historii, która kiedyś mnie bardzo wzruszyła. W Zambii prowadzimy program adopcji na odległość. Chodzi w nim o zaadoptowanie dziecka potrzebującego – sieroty. Rodzice, osoby samotne, nieraz całe szkoły, adoptują jakieś dziecko i przede wszystkim prosimy, aby taka rodzina pomodliła się codziennie za to dziecko. To bardzo ważne, by ono wzrastało w wierze. Ale też wpłacają na nasze konto co miesiąc jakaś konkretną sumę pieniędzy. One trafiają do Zambii, tam rozdzielamy je dla konkretnych dzieci. Dzieci mogą się uczyć, mają też co zjeść, bo nieraz nie mają nic do jedzenia, kupujemy im ubrania, takie podstawowe środki do życia. Jest taki chłopiec, którego poznałam, kiedy był w drugiej klasie szkoły podstawowej. Usłyszałam o nim, gdy stało się coś tragicznego. Mieszkał ze swoją babcią z dala od wioski, nad rzeką i pewnego dnia babcia poszła nad rzekę nabrać wody, porwał ją krokodyl i zginęła. Chłopiec został sam, ale kiedy dowiedziałyśmy się o tym, od razu zaczęłyśmy szukać jego krewnych, bo tam są duże rodziny i każdy kogoś ma. Odnalazłyśmy ciocię, ale okazało się, że jest chora, zarażona wirusem HIV. I choć zamieszkali razem, to Charles musiał się nią opiekować, a nie ona nim. Ale dzielnie sobie radzili, bo pomagałyśmy im z tego programu adopcyjnego. Już po dwóch latach wybudowałyśmy im domek, w wiosce bliżej szkoły, i chłopiec zaczął chodzić do niej już regularnie, zaczął się bardzo dobrze uczyć, wkrótce stał się jednym z najlepszych uczniów, skończył szkołę podstawową z bardzo dobrymi wynikami, dostał się do szkoły średniej, jest już w klasie maturalnej i poślemy go dalej na studia. Po studiach będzie miał zawód, pracę i utrzymanie, inny start w życie. Jeszcze w szkole podstawowej był ochrzczony. Jest teraz już takim dojrzałym, po bierzmowaniu, chłopcem, który też ma odwagę dzielić się wiarą. Po wybudowaniu domu przyszedł do mnie, stanął tak nieśmiało, wiedziałam, że chce mi coś powiedzieć i zauważyłam, że ma łzy w oczach. W ręku miał małe zawiniątko, podał mi je i wyszeptał: „Dziękuję”. Rozwinęłam je i zobaczyłam, że było tam kilka strąków fasoli. Wiem, że ją sam hodował, uprawiał, i cztery polne myszki – sam je upolował. I przyniósł mi je po to, by podziękować za to, co dla niego robimy. Wiedziałam, że podzielił się z serca, z tego swojego niedostatku, bo był biedny, ale sam to zdobył, żeby okazać wdzięczność. Więc tym większą miało to dla mnie wartość.

– Pewnie nie tylko Siostra miała łzy w oczach. Bo jak ktoś słyszy tę historię, to nie może ona nie poruszyć serca...

Opowiadam tę piękną historię ludziom, którzy bardzo często misję wspierają. Modlą się, składają ofiary, a nigdy pewnie takiego chłopca, który im podziękuje, nie zobaczą. Wiemy, ile modlitw płynie za misjonarzy. Bez błogosławieństwa Bożego i bez tych ofiar, nic byśmy nie zrobiły. Stąd ogromna nasza wdzięczność. I chciałabym przekazać ogromną wdzięczność tamtych ludzi. Tych, którzy nie mają możliwości sami podziękować – ja jestem ich głosem. Dziękuję za to wszystko, co w Polsce dzieje się dla misji, dla tamtych ludzi, dla nieznajomych, biednych, mniej uprzywilejowanych.

Zgromadzenie Sióstr Służebniczek NMP NP 881240-23241111000033146946 zdopiskiem: Na budowę szkoły w Chamuka

2019-02-06 11:52

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Martynika czeka na misjonarzy

Niedziela sosnowiecka 37/2024, str. IV

[ TEMATY ]

misje

Ks. Michał Fucia

Przygotowanie do wyjazdu odbywa się w Centrum Formacji Misyjnej

Przygotowanie do wyjazdu odbywa się w Centrum Formacji Misyjnej

Z ks. Michałem Fucią, misjonarzem z diecezji sosnowieckiej, który przez kilka najbliższych lat będzie pracował na Martynice, rozmawia ks. Przemysław Lech.

Ks. Przemysław Lech: – Czy był już Ksiądz na Martynice? Co to za miejsce? Jak żyje tamtejszy Kościół? Ks. Michał Fucia: – Byłem na Martynice przed rokiem, na zaproszenie pracującego tam od 17 lat ks. Józefa Nowaka. Oprócz niego na wyspie posługuje od 26 lat ks. Jan Mielewski. Martynika jest niewielką wyspą położoną w archipelagu Wysp Nawietrznych w Małych Antylach, one zaś są pasmem wysp ciągnących się od północnych wybrzeży Ameryki Południowej. To dawna kolonia francuska, choć dziś mieszka na niej głównie ludność pochodzenia afrykańskiego. Pierwsi misjonarze dotarli na tę karaibską wyspę w 1635 r., a już 8 lat później utworzono tam prefekturę apostolską. Diecezja martynikańska powstała 27 września 1850 r. na mocy decyzji papieża Piusa IX. Jest to więc już doświadczony Kościół, o bogatej historii.
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Świętej Rodziny

[ TEMATY ]

Niedziela Świętej Rodziny

Agata Kowalska

W pierwszą niedzielę po Bożym Narodzeniu Kościół katolicki obchodzi Niedzielę Świętej Rodziny.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Reina otworzył drzwi święte w bazylice św. Jana na Lateranie

2024-12-29 12:08

[ TEMATY ]

Drzwi Święte

bazylika św. Jana na Lateranie

Vatican Media

Otwarcie Drzwi Świętych w Bazylice św. Jana na Lateranie

Otwarcie Drzwi Świętych w Bazylice św. Jana na Lateranie

W Niedzielę Świętej Rodziny, 29 grudnia, otwarto Drzwi Święte w Bazylice św. Jana na Lateranie - „Matce i Głowie Wszystkich Kościołów Miasta Rzymu i Świata”. Otwarcia w katedrze papieży - biskupów Rzymu dokonał archiprezbiter bazyliki kard. Baldassare Reina wikariusz generalny diecezji rzymskiej.

„Być dla każdego brata i siostry konkretnym znakiem nadziei, otwierającym drzwi naszego serca poprzez wybory miłosierdzia, dobroci i sprawiedliwości” - powiedział w homilii kard. Reina nawiązując do Niedzieli Świętej Rodziny, „wzoru każdej wspólnoty domowej i zwierciadła komunii trynitarnej”, która staje się „zaproszeniem do uznania siebie za rodzinę Bożą, wezwaną do wzrastania w jedności i wspierania modlitwą wszystkich rodzin, zwłaszcza tych, które doświadczają trudności i cierpienia”.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję