Płonąca synagoga, rozbijane szyby, unoszący się nad wszystkim dramat śmierci hitlerowskiej pożogi... Jest taka scena w „Blaszanym bębenku” w reżyserii Volkera Schlöndorffa, w której główny bohater – Oskar wchodzi do sklepu z zabawkami. Ma wymienić zepsuty bębenek na nowy. Niestety, właściciel już nie żyje. Na stole stoi maleńka fiolka po truciźnie. Żyd Sigismund Markus, właściciel sklepu z zabawkami, popełnił samobójstwo. Główny bohater filmu – Oskar Matzerath, stojąc nad jego ciałem, wypowiada znamienne słowa: „Zabrał ze sobą wszystkie zabawki świata”. Markusa zagrał Charles Aznavour, a 1 października 2018 r. te słowa nabrały całkiem nowego znaczenia. Chętnie nazywany w Polsce Napoleonem piosenki (ze względu na artystyczną charyzmę i... niski wzrost) odszedł od nas w wieku 94 lat. Na szczęście zostawił swoje piosenki.
Reklama
Mówił o sobie, że jest stuprocentowym Francuzem i stuprocentowym Ormianinem. Urodził się w Paryżu 22 maja 1924 r. jako Chahnour Waghinak Aznavourian. Jego rodzina emigrowała do Ameryki, jednak osiadła w stolicy Francji. Uciekali z Imperium Otomańskiego, gdy zaczął się pogrom Ormian. Szybko poznano się na talencie chłopca. Gdy miał 9 lat, przyjął swój estradowy pseudonim: Charles. Śpiewał, tańczył, recytował wiersze. W czasie II wojny światowej z powodu swojego wyglądu często musiał udowadniać hitlerowcom, że nie jest Żydem. Opuszczanie spodni wspominał jako jedną z najbardziej poniżających rzeczy, które przeżył.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie mógł wówczas przypuszczać, że nagra i sprzeda łącznie ponad 200 mln płyt, że będzie swobodnie operować na scenie kilkoma językami. Jego dorobek to również ponad 60 ról filmowych. Popularność zdobył we Francji w latach 50. minionego wieku, a w kolejnej dekadzie podbił cały świat. Paryska Olympia, nowojorska Carnegie Hall, koncerty w Wielkiej Brytanii. Przebój „She” (platynowa płyta) podobnie jak podbijające listy przebojów „La boheme”, „La mamma” (piosenka sprzedana w nakładzie miliona egzemplarzy w samej Francji), „Sur ma vie”, „Parce que”, „Apres l’amour”, ikoniczna „Isabelle” – to dzisiaj kanon piosenki, nie tylko francuskiej.
Niestety, w miłości nie był stały (miał trzy żony), a jego występ w Polsce na festiwalu w Sopocie to przykład, co może się stać, gdy artysta nie słucha organizatorów. Otóż Aznavour uparł się, że wystąpi na koniec koncertu. Nagle, gdzieś w połowie recitalu, Opera Leśna zaczęła pustoszeć... Widzowie spieszyli się na ostatni pociąg, aby dotrzeć do domów. Artysta tego nie wiedział i był bardzo zdeprymowany.
Dzisiaj, kiedy patrzy się na listę dokonań jego samego oraz tych, z którymi występował, nagrywał, można powiedzieć, że to połowa encyklopedii XX-wiecznej kultury oraz pierwszych dwóch dekad XXI wieku. Luciano Pavarotti, Plácido Domingo, Liza Minelli, Bob Dylan, Fred Astaire, Julio Iglesias, Yuossou N’Dour... Gdy była potrzeba, wspierał akcje charytatywne, od 1995 r. był ambasadorem i stałym przedstawicielem Armenii przy UNESCO, a dwa lata później Jacques Chirac odznaczył go Legią Honorową. Na tle tego, co działo się w jego życiu, zabawnie wygląda z perspektywy lat fakt, że w 2006 r. postanowił ruszyć w pożegnalne torunée po świecie. Ostatecznie pożegnał się z nami niespełna dwa tygodnie temu. Muzyka pozostała jak ślad stopy odciśnięty na skale.
Piotr Iwicki, muzyk, publicysta