Najpierw teza z kręgów „Gazeto-Wyborczych”, nie tyle prawdziwa, ile śmieszna: „Kto będzie przeciw temu filmowi [chodzi, oczywiście, o «Kler» – przyp. M. S.] gardłował, ten nie jest chrześcijaninem, nawet jeśli księdzem czy biskupem”.
„Kler” to film opowiadający o Kościele z perspektywy doczesności i grzeszności natury ludzkiej: nałogów, filozofii „użycia życia”, zachłanności na bogactwo i innych patologii. Kto żyje doczesnością, nie dostrzega jednak, że Kościół tę doczesność przekracza – przede wszystkim ze względu na swoją świętość (Kościół jest mistycznym Ciałem Chrystusa), ale także w kwestii odpowiedzialności ludzi, którzy Kościół tworzą – również tych „wysoko postawionych” – za uczynione zło.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dobrze to obrazują słowa Ewangelii: „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze” (por. Mk 9, 42) oraz „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12, 48b).
I na te słowa wolę się powoływać, myśląc o odpowiedzialności w Kościele. Na „certyfikaty chrześcijaństwa” nadawane w redakcji na ul. Czerskiej nabrać się nie dam.