Autorytet Aung San Suu Kyi, laureatki Pokojowej Nagrody Nobla, wieloletniej dysydentki, pozwoliłby pewnie na zażegnanie dramatu muzułmańskich Rohingjów w stanie Arakan, na północnym zachodzie kraju. Jednak Suu Kyi – pełniąca w rządzie funkcję szefowej MSZ, ale powszechnie uważana za polityka nr 1 w Birmie – milczy.
Do USA nie przyjechała, bo miała zająć się kwestiami bezpieczeństwa państwa. Czy rzeczywiście skupiała się na rozwiązaniu problemów Rohingjów, jak w zeszłym roku obiecywała w ONZ, można wątpić. Efektów bowiem nie widać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Najbardziej represjonowani
Zdaniem ONZ, Rohingja są najbardziej represjonowaną mniejszością narodową na świecie. Nie mają obywatelstwa (pozbawiła ich go ustawa z 1983 r.), dokumentów, mają utrudnienia w korzystaniu z publicznej służby zdrowia, edukacji, nie mogą wyjechać z kraju czy swobodnie się przemieszczać. Dla buddyjskich Birmańczyków są intruzami. Uważa się ich za nielegalnych przybyszów z Bangladeszu, choć żyją w Birmie od wielu pokoleń. Od lat są atakowani – pierwsi robili to birmańscy nacjonaliści jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku, pod japońską okupacją.
Reklama
Rządząca przez wiele lat junta wojskowa też nie obchodziła się z nimi łagodnie. Wydawało się, że odwilż polityczna – rozpoczęta kilka lat temu, gdy generałowie stopniowo zaczęli oddawać władzę przejętą w 1962 r. – przyniesie większą swobodę także Rohingjom. Niestety. W 2011 r. powołany został pierwszy nominalnie cywilny rząd (złożony z byłych generałów). Tymczasem w 2012 r. w Arakanie doszło do wybuchu walk między muzułmańskimi Rohingjami a buddyjską ludnością.
Palą i zabijają
Co się dzieje w stanie Arakan, tego dokładnie nie wiadomo. Informacje są szczątkowe, zagraniczni obserwatorzy, media, a nawet organizacje humanitarne nie są tam dopuszczani. Nie ma jednak powodów, żeby nie wierzyć przedstawicielom ONZ czy organizacjom broniącym praw człowieka, takim jak Human Rights Watch, zabierającym głos w tej sprawie, i uciekinierom.
Według nich, dochodzi tam do czystek etnicznych. Armia, siły bezpieczeństwa dokonują ich pod pretekstem walki z rebeliantami (terrorystami), którzy w końcu sierpnia br. zaatakowali policyjne punkty kontrolne, przejścia graniczne oraz bazę wojskową.
Bojownicy z Armii Zbawienia Arakan Rohingja (ARSA) rzeczywiście je zaatakowali, a birmańska armia rozpoczęła kontrofensywę, która ma „zaprowadzić pokój i przywrócić stabilność”. Według szacunków ONZ, śmierć poniosło ponad tysiąc osób, w tym głównie Rohingjowie. Ci, którym udało się uciec z Birmy, utrzymują, że wojsko pali ich wioski, gwałci i zabija, próbując w ten sposób wypędzić ich z kraju.
Do Bangladeszu
Efekty są dramatyczne. Dość wiarygodne informacje mówią o ucieczce z Birmy przede wszystkim do Bangladeszu ok. 200-300 tys. Rohingjów. Sytuacja tych, którzy pozostali w ogarniętej walkami części kraju, jest fatalna, bo zawieszone zostały dostawy Światowego Programu Żywnościowego (WFP).
Reklama
Aung San Suu Kyi, która spędziła ok. 20 lat w więzieniu i areszcie domowym jako przeciwniczka wojskowej dyktatury, teraz jest oskarżana o popieranie brutalnych działań armii. Sama twierdzi, że informacje o sytuacji muzułmanów w Birmie są nieprawdziwe i mają „promować interesy terrorystów”. Zdaniem niektórych, musi liczyć się z wpływowymi wojskowymi, którzy przez kilka dekad rządzili w Birmie.
Szybko zebrano kilkaset tysięcy podpisów pod petycją o odebranie jej Pokojowej Nagrody Nobla. „Będąca de facto przywódcą państwa Aung San Suu Kyi nie zrobiła nic, by powstrzymać zbrodnię przeciw ludzkości w jej kraju” – można przeczytać w petycji. Komitet Noblowski wykluczył jednak możliwość odebrania jej nagrody.
Jak Anglicy w Malezji
W latach 60. i 70. ubiegłego wieku wojsko pokonało muzułmańską partyzantkę dzięki brutalnej taktyce czterech cięć, wzorowanej na tym, co robili Brytyjczycy w Malezji w latach 50. i co chcieli zrobić Amerykanie w Wietnamie – twierdzi dr Michał Lubina, orientalista z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Polegała ona na masowym przesiedlaniu wsi i bezwzględnym odcinaniu partyzantów od zaopatrzenia, wsparcia, jedzenia itd. – Teraz, po wznowieniu partyzantki Rohingja i atakowaniu posterunków wojskowych, armia odpowiedziała, stosując odpowiedzialność zbiorową. Jest to ewidentne nawiązanie do taktyki czterech cięć – ocenia dr Lubina.
Głos zabrała Al-Kaida, grożąc „ukaraniem” Birmy z powodu tych prześladowań. Zaapelowała do muzułmanów na całym świecie, by okazali współwyznawcom pomoc i zapewnili im broń, a do bojowników dżihadu z Bangladeszu, Filipin czy Indonezji – żeby wyruszyli do Birmy i pomogli braciom.