Już nazwiska autora i bohatera przesądzały, że książka Tomasza P. Terlikowskiego „Maksymilian M. Kolbe” będzie interesująca i nietuzinkowa. I rzeczywiście: książka napisana jest z zacięciem reporterskim, ale i z dbałością o źródła – co nie zawsze idzie w parze – a kończy się czymś w rodzaju historii alternatywnej a rebours. Lubimy takie historie, ale Terlikowski nie pozostawia nam złudzeń. „Alternatywne” wydają się sugerować, że to przypadek, a nie Pan Bóg jest autorem ludzkich biografii, że to ślepy los zrządził, iż o. Maksymilian właśnie w Auschwitz stanął przed szansą męczeństwa, a nie, że Bóg dał mu taką szansę. To jednak nieprawda – ocenia Terlikowski – to Bóg przygotowywał o. Maksymiliana do tamtego dnia. Nie trzeba wielkiej przenikliwości, żeby dostrzec, że nie mogło być inaczej. Śmierć mogła późniejszego świętego dopaść w wielu innych momentach: mógł go zabić wściekły kapo, mógł też umrzeć na zapalenie płuc, połączone z gruźlicą. Miał też szansę przeżyć Auschwitz. Tylko że wtedy pewnie nie zostałby już męczennikiem, co wybrał jeszcze jako dziecko... Autor zastrzega, że nie kreśli historii alternatywnej, a jednak robi to; ale także to powoduje, że nietuzinkową biografię nietuzinkowego św. Maksymiliana autorstwa Tomasza Terlikowskiego czyta się jednym tchem. No, niemal jednym, bo dzieło liczy sobie prawie 700 stron.
Pomóż w rozwoju naszego portalu