Przez Polskę przetoczyła się fala dyskusji na temat aborcji w związku z obywatelskim projektem ustawy, który zakazuje zabijania dzieci w fazie rozwoju prenatalnego.
Niepokojąca nieobecność
Z zainteresowaniem przysłuchiwałam się dyskusjom w mediach i ze smutkiem obserwowałam manifestacje na ulicach miast. Zarówno w dyskusjach, jak i w ulicznych marszach uczestniczyły głównie kobiety. Niepokoił brak mężczyzn. Można było odnieść wrażenie, że współczesne dzieci mają matki, lecz nie mają ojców lub że ojcowie nie mają nic do powiedzenia, gdy chodzi o los ich własnych dzieci. Wydaje mi się, że taka sytuacja to z jednej strony przejaw ucieczki mężczyzn od rodzicielskiej odpowiedzialności, a z drugiej – to skutek ulegania dyktatowi feministek, które za wszelką cenę usiłują wmówić społeczeństwu, że dziecko to wyłącznie sprawa kobiety, a nie obojga rodziców. W sporze o aborcję pada wiele argumentów, a prostą odpowiedzią na większość z nich byłaby wspierająca obecność mężczyzn, ich uczciwe zaangażowanie. Kobiety nie wychodziłyby na ulice, nie walczyłyby o „swoje” prawa, gdyby czuły się kochane, gdyby we własnym domu nie utraciły poczucia bezpieczeństwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mężny mężczyzna
Reklama
Znajomy ksiądz opowiedział mi o swoim niedawnym spotkaniu ze studentkami i studentami na temat aborcji. Jeden z młodych mężczyzn uczestniczących w tym spotkaniu stwierdził przy kilkuset kolegach i koleżankach, że gdyby był już po ślubie i gdyby jego żona była w ciąży, lecz popadłaby w jakiś poważny kryzys i w konsekwencji któregoś dnia powiedziała mu, że chce dokonać aborcji, to on by stanowczo bronił dziecka, któremu przekazał życie i za które stał się odtąd odpowiedzialny. Student wyjaśnił, że w takiej sytuacji poszedłby za swoją żoną do lekarza, który zamienił się w płatnego mordercę. Powiedziałby mu, że jest ojcem tego dziecka i że nie pozwoli, by ktokolwiek wyrządził jego dziecku krzywdę. Gdyby to nie wystarczyło, zasłoniłby matkę i dziecko własnym ciałem. Broniłby życia dziecka na każdy możliwy sposób, łącznie z zastosowaniem fizycznej siły, gdyż działałby w obronie koniecznej dziecka, które w tej fazie rozwoju nie jest przecież w stanie samo obronić się przed śmiertelną przemocą. Student, o którym piszę, należy do coraz rzadszej grupy mężczyzn, którzy gotowi są podjąć odpowiedzialność za los własnych dzieci i dla których jest oczywiste, że przecież nikt nie pozbawił ich praw oraz obowiązków rodzicielskich. Ucieczka od odpowiedzialności za to, co się stworzyło, jest zdradą męskiej tożsamości, gdyż w nią w naturalny sposób wpisane jest ojcostwo.
Odpowiedzialność obojga rodziców
Za los dziecka w każdej fazie rozwoju odpowiedzialni są oboje rodzice. Bycie zaangażowanym mężem i ojcem jest fundamentalnym aktem w obronie życia. Gdy dochodzi do aborcji, często głównym winowajcą nie jest matka dziecka, lecz właśnie ojciec. Dzieje się tak nie tylko wtedy, gdy ojciec wprost namawia albo na różne sposoby przymusza swoją żonę czy partnerkę do zabicia ich dziecka. Dzieje się tak również wtedy, gdy ojciec znika czy daje do zrozumienia, że kobieta musi wybierać między nim a dzieckiem, gdy przestaje wspierać matkę swego dziecka finansowo. Jeśli ojciec poczętego dziecka nie wspiera miłością kobiety, z którą współżył, czy nie interesuje się losem potomka, któremu przekazał życie, to staje się współodpowiedzialny za ewentualną aborcję. Jeśli chociaż jedno z małżonków nie kocha, to ta druga osoba boi się podjąć trud rodzicielstwa, gdyż boi się perspektywy samotnego wychowywania dziecka, które do optymalnego rozwoju potrzebuje przecież obecności i miłości obojga rodziców. Nie ma nic gorszego dla kobiety niż brak wsparcia mężczyzny, którego dziecko nosi pod sercem.
Otwartość na życie
Reklama
Aborcję wykluczają ci małżonkowie i rodzice, którzy są zaprzyjaźnieni z Bogiem i którzy rozumieją, że tylko On jest w stanie ich nauczyć wiernej i płodnej miłości. Pierwsze polecenie Boga dotyczy właśnie tego aspektu: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się!”. Dla małżonków, którzy od Boga uczą się miłości, którzy Bogu powierzają swoje niepokoje, płodność nie jest ciężarem czy przekleństwem, lecz radością i błogosławieństwem, a dzieci są dla takich małżonków największymi skarbami. Przyjmują oni z ufnością także te dzieci, które są nieplanowane czy poważnie chore.
Matka chroniona miłością
Dla kobiety, która cieszy się sobą i swoją kobiecością, przyjęcie i wychowanie dziecka to przywilej i radość. Coraz częściej trzeba mówić właśnie o przywileju, bo naturalne poczęcie dziecka staje się bardzo trudne ze względu na stresy i frustracje, zbyt szybkie tempo życia, kiepskiej jakości pożywienie czy stosowane farmaceutyki. Radość z macierzyństwa jest dla kobiet pełna i trwała wtedy, gdy czują się kochane przez mężów i gdy na co dzień korzystają ze wsparcia Boga. A jeszcze cudowniej jest wtedy, kiedy kobieta czuje także wsparcie kochającego ojca, który od początku jej istnienia traktował ją jak skarb, kochał, miał czas, dawał czułość i który okazuje jej miłość i wsparcie również w jej dorosłym życiu. Sytuacja idealna? Owszem, lecz także w sytuacjach nieidealnych – w których my, dorosłe dzieci naszych rodziców, nie doświadczyliśmy wystarczająco dużo miłości w dzieciństwie bądź nie doświadczamy jej teraz – mamy szansę – dzięki Bogu i większej świadomości – dawać naszym dzieciom miłość w taki sposób, by w przyszłości przekazywały ją bez lęku.
Dzieci chronione miłością
Chętnie rozmawiam z moimi dziećmi o tym, co przeżywają i co myślą o własnym istnieniu. Oddycham z ulgą, gdy moje córki odpowiadają, że cieszą się z faktu, iż żyją, bo to dowód, że czują się kochane. Ich odpowiedź jest dla mnie potwierdzeniem, że jako rodzina idziemy w dobrym kierunku, bo tylko miłość chroni człowieka – w każdej fazie jego doczesnego istnienia. Miłość rodzicielska okazuje się mała i tchórzliwa tylko wtedy, gdy najpierw taka właśnie okazuje się miłość małżeńska.