Reklama

Święci i błogosławieni

Za wstawiennictwem księdza Jerzego

Wśród tych, którzy doznali cudu za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki, jest również współpracownik „Niedzieli”. To Grzegorz Kryszczuk z Wrocławia

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Właściwie nie wiadomo, dlaczego Susan Grądalska, 49-letnia Angielka, tak bardzo zafascynowała się życiem bł. ks. Jerzego Popiełuszki, dlaczego z zapałem wyszukiwała o nim teksty w Internecie. Fascynował ją coraz bardziej, choć – jak sama mówiła – nie mogła tego zrozumieć.

Cud większy od uzdrowienia

Dociekała, dlaczego został zamordowany, dlaczego musiał tak bardzo cierpieć. Jej wyjątkowa empatia sprawiała, że szczerze płakała, gdy mówiła o prześladowaniach, które znosił Ksiądz Jerzy, czy o jego męczeńskiej śmierci.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Bardzo mnie to porusza – podkreślała. – To dla mnie takie ważne. Zawsze noszę przy sobie obrazek z relikwią Księdza Jerzego. I wiem, że dzięki temu jestem bezpieczna. Że nic złego mi się nie stanie.

Inspirował ją, sprawiał – jak mówiła – że bardziej świadomie uczestniczyła we Mszy św., częściej przystępowała do spowiedzi. – To, że jestem tak blisko księdza Jerzego, jest dla mnie teraz najważniejsze – wyznała kiedyś. Im bliżej jednak była księdza Jerzego, tym częściej, nie wiadomo dlaczego, myślała o śmierci. O tym, żeby się do niej dobrze przygotować.

Latem 2014 r. miała wyjechać z mężem na tydzień do Bułgarii. Wykupili wczasy, by uczcić 25-lecie ślubu.

Dzień przed wyjazdem zapytała ni stąd, ni zowąd: – Czy ks. Popiełuszko po mnie wyjdzie, jak stąd odejdę?

Reklama

Następnego dnia poleciała z mężem do Bułgarii. Wieczorem poszli razem na kolację. Rozmowa potoczyła się dość dziwnie, o minionych latach, o tym, co udało im się w życiu osiągnąć, o synach. Jak później wspominał mąż Susan, w ogóle nie było mowy o planach na przyszłość, tak jakby podsumowywali swoje życie.

W nocy Susan źle się poczuła, zaczął ją boleć żołądek. Nie pomagały środki przeciwbólowe. W końcu pogotowie zabrało ją do szpitala. Tam wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Czuła się coraz gorzej. – Już z tego nie wyjdę – powiedziała do męża. I zapytała go jeszcze, jakby chciała się upewnić:

– Czy ksiądz Jerzy po mnie wyjdzie?

Odeszła tej właśnie nocy, z 25 na 26 sierpnia 2014 r., w święto Matki Bożej Częstochowskiej. Do Polski wróciła spopielona, w urnie.

Podczas pogrzebu tuż obok urny stało zdjęcie Susan (to samo, które publikujemy na s. 22). Na nim w tle widoczna jest postać bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

– Z pewnością po nią wyszedł, wprowadził ją do nieba i teraz jest już szczęśliwa – powiedział ksiądz w homilii pogrzebowej.

Milena Kindziuk

Susan Grądalska

Susan Grądalska

Reszta jest tajemnicą

Może wydawać się dziwne, że tę historię zaliczam do cudów Księdza Jerzego. A jednak. Bo cudem jest każde dotknięcie człowieka przez Pana Boga, które dokonuje się za wstawiennictwem błogosławionych i świętych. I wcale nie musi to być namacalny, spektakularny cud uzdrowienia ciała – choć takie też wciąż mają miejsce. Ale to nie cud uzdrowienia ciała jest w życiu najważniejszy. Jak pisał Jan Paweł II: „Istnieje cud większy od cudu uzdrowienia” – to dobro zbawcze, które niesie Chrystus, czyli takie dobro, które ostatecznie służy zbawieniu. Historia Susan tę prawdę potwierdza.

Nie ma złych komórek

Reklama

Gdy nagrywałam wypowiedzi bohaterów do mojej książki pt. „Cuda księdza Jerzego. Dlaczego nie wszyscy są uzdrawiani”, zetknęłam się z bardzo różnymi historiami. Były wśród nich także cuda w najbardziej powszechnym ich rozumieniu, czyli właśnie uzdrowienia fizyczne.

Przykład: Małgorzata S., dziennikarka pism krajowych i polonijnych, pochodzi z dużego miasta w centralnej Polsce. 19 października 2014 r., w kolejną rocznicę śmierci księdza Jerzego, wzięła udział we Mszy św. upamiętniającej kapłana. Następnego dnia, gdy się obudziła, poczuła dotknięcie w dwóch miejscach swego ciała: na brzuchu i klatce piersiowej. Zadzwoniła do swej siostry.

– To było jak przyłożenie jakiejś siły, wyraźne fizyczne odczucie – opowiada Małgorzata. – Siostra nie była zdziwiona. Wierzyła, że ksiądz Jerzy czuwa nad rodziną.

Dwa tygodnie potem Małgorzata zaczęła się źle czuć. Przechodziła kolejne badania, wreszcie odkryto polip w macicy. Rzuciła się do Internetu – tylko 1-2 proc. oznacza groźne sprawy, lekarz też uspokajał. A jednak...

Była bardzo chora. To był nowotwór pierwszego stopnia.

Po operacji i badaniu histopatologicznym okazało się, że nie ma potrzeby dalszego leczenia. Jednak w badaniu płuc, które zrobiono rutynowo przed operacją, wynik rentgena był niepokojący, teraz więc należało się zająć także tym.

– Nie sposób było nie pamiętać wydarzenia z rana następnego dnia po rocznicy śmierci ks. Popiełuszki – mówi. To wtedy zostały jej wskazane dwa chore miejsca jej ciała, zanim wykazały to badania medyczne.

Reklama

Tomografia komputerowa, biopsja, długie dni czekania na wyniki. Przed nią obrazek z wizerunkiem zamęczonego kapłana. Gorące prośby o łaskę za jego pośrednictwem i godziny strachu i bólu: dlaczego, dlaczego?

Lekarz, który przeprowadzał biopsję, powiedział przez telefon: „No, gdyby jeszcze ten węzeł miał do centymetra... Ale u pani ma aż trzy; postaram się dla pani o wcześniejszy wynik”.

Trudne czekanie, aż do pewnego poniedziałku. Wtedy przyszła odpowiedź: nie ma złych, niebezpiecznych komórek.

Kobieta jest przekonana, że to cud za wstawiennictwem bł. ks. Popiełuszki.

Archiwum rodzinne

Grzegorz Kryszczuk

Grzegorz Kryszczuk

Od matki świętego do cudu

Wśród tych, którzy doznali cudu za wstawiennictwem bł. Księdza Jerzego, jest również dziennikarz Grzegorz Kryszczuk – związany z Radiem Rodzina, współpracownik wrocławskiej edycji tygodnika „Niedziela”. Rocznik 1985. Żonaty, dwójka małych dzieci.

Nie sposób opisać tu całej jego historii (jest ona w całości zawarta w książce „Cuda księdza Jerzego”), dość powiedzieć, że śledził w mediach beatyfikację ks. Popiełuszki, potem prowadził o nim audycje w radiu, sporo też czytał o męczenniku.

– Mocne wrażenie zrobiła na mnie książka „Matka świętego. Poruszające świadectwo Marianny Popiełuszko”. Trudno się do tego przyznać, ale płakałem podczas czytania – wspomina Grzegorz.

Po lekturze wciąż powracała do niego myśl o Mariannie Popiełuszko, o tym, jak przekonywała, że wstawiennictwo jej syna jest tak skuteczne... – Ale wtedy jeszcze nie rozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi – podkreśla.

Reklama

Historia uzdrowienia Grzegorza zaczęła się bardzo zwyczajnie, niemal banalnie: we wrześniu 2014 r. zachorował na uszy. Najpierw miał ropne zapalenie prawego ucha. Czuł straszny ból, z którym nie radziły sobie żadne środki przeciwbólowe, choć łykał je jeden za drugim. – W pewnym momencie w ogóle straciłem słuch – opowiada. – Dziś nie odczuwam żadnego bólu – wyznaje Grzegorz Kryszczuk. – Od razu wiedziałem, że to Ksiądz Jerzy zadziałał. Mam pewność, że mi pomógł. To bowiem, co najważniejsze, dokonało się w sferze duchowej, a nie fizycznej.

Wyzwolona z nienawiści

Wśród łask i cudów są także te duchowe.

Anna Dobrzyńska, 74-letnia mieszkanka Warszawy, doznała, jak sama twierdzi, cudu wyzwolenia z nienawiści. Ksiądz Popiełuszko wyprosił dla niej łaskę przezwyciężenia w sobie chęci zemsty wobec tych, którzy wyrządzili jej krzywdę.

– Uzdrowienie duchowe jest cenniejsze niż fizyczne – przyznaje. Cud wyzwolenia z nienawiści, który dokonał się w Annie za przyczyną ks. Jerzego Popiełuszki, na tym się nie zakończył. Przełożył się bardzo wyraźnie na praktykę życia uzdrowionej duchowo kobiety. W ramach ekspiacji Anna przez dziewięć lat pracowała w jadłodajni dla ubogich, znajdującej się przy warszawskim kościele Ojców Kapucynów. Przy parafii pw. Zesłania Ducha Świętego przez trzy lata uczęszczała na spotkania biblijno-formacyjne, podczas których uczyła się przebaczania wszelkiego zła poszczególnym członkom swojej rodziny, wytrwale też się za nich modliła.

– Kiedy odchodzi z serca nienawiść, człowiek nie może jej odczuwać już do nikogo – tłumaczy. – Nie znaczy to, że muszę wszystkich wokoło lubić, ale powinnam życzyć im dobrze i kochać ich. Jeżeli chcę być kiedyś na wieczność z Bogiem, to nie mam innego wyjścia. Cieszę się, że Ksiądz Jerzy uratował moje życie! Bo nienawiść niszczy, zabija.

Reklama

Świadectwa ludzi, do których dotarłam, niezbicie potwierdzają prawdę, że szczęśliwy jest człowiek, który rozpozna w swym życiu znak, jakim jest cud. I który umie go prawidłowo zinterpretować, w kontekście Bożych zamiarów.

Z tych ludzkich historii płynie też jednak inne przesłanie: że tak naprawdę to nie cud uzdrowienia jest w życiu najważniejszy. Jak twierdzi teolog duchowości ks. prof. Stanisław Urbański, „cud ma w sobie jakąś misję, wymiar apostolski”. – Cud zobowiązuje do świętego życia, do ewangelizowania, gdyż zawsze służy celowi duchowemu – mówi ks. Urbański.

Być może w tej perspektywie łatwiej zrozumieć, dlaczego Pan Bóg nie wszystkich uzdrawia.

2016-10-12 08:50

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Cuda Jezusa na dużą skalę

[ TEMATY ]

cuda

Karol Porwich/Niedziela

Większość cudów dokonanych przez Jezusa dotyczyła pojedynczych osób. Zdarzyły się jednak i takie, których dostąpiła większa liczba ludzi naraz. Takim cudem było rozmnożenie chleba. Podobnie działo się w przypadku Bożych świętych. Choć najczęściej ich beneficjentami były pojedyncze jednostki, to zdarzało im się w cudowny sposób pomagać większym grupom. Oto kilka z takich cudownych wydarzeń.

Tak jak w przypadku samego Pana Jezusa, do dokonanych za wstawiennictwem świętych cudów zbiorowych zaliczyć można bez wątpienia cuda rozmnażania pokarmów. Zawsze w grę wchodziła tu bowiem większa lub mniejsza grupa innych osób. O dwóch takich cudach opowiedział sam Bóg, objawiając się Świętej Katarzynie ze Sieny. Bóg ujawnił jej wówczas sposoby, których używa, „aby wspomagać ufających” Mu „służebników Jego” „w ich potrzebach cielesnych”. Jednym z takich sposobów jest właśnie „zaopatrywanie przez rozmnożenie”. Działo się to w dominikańskim klasztorze Świętego Sykstusa w Rzymie. Dwaj kwestujący bracia otrzymali od darczyńców tylko jeden bochenek chleba, ale... oddali go ubogiemu i do klasztoru wrócili z pustymi rękoma. Tego dnia dominikanie nie mieli zatem co jeść. Mimo to – cytując słowa usłyszane od Boga w trakcie objawień – w Dialogu o Bożej Opatrzności święta pisała: „Umiłowany mój sługa Dominik, oświecony światłem wiary i pełen nadziei w Opatrzność moją, rzekł: »Synowie, siadajcie do stołu«. Bracia, posłuszni słowu jego, zajęli miejsca przy stole. Wtedy Ja, który nie zawodzę nigdy tego, kto Mi ufa, zesłałem dwóch aniołów z najbielszym chlebem, którego mieli w obfitości na kilka posiłków. Był to czyn mej Opatrzności, w którym człowiek nie brał udziału, lecz którego dokonała łaskawość Ducha Świętego”.
CZYTAJ DALEJ

Drzwi Święte: znak Bożego Miłosierdzia

Tradycja Roku Świętego, zapoczątkowana przez papieża Bonifacego VIII w 1300 roku, ma swoje korzenie w starotestamentowym Roku Łaski. Wywodzi się z głębokiej tęsknoty ludzkiego serca za przebaczeniem i naprawieniem sytuacji, w świadomości, że sam ludzki wysiłek nie wystarczy, że tylko dzięki Bożej łasce człowiek może odwrócić się od zła i powrócić do pierwotnej niewinności, zgodnie z zamysłem Stwórcy. Pielgrzymki do miejsc świętych zawsze były wyrazem skruchy i woli nawrócenia - zmiany kierunku.

W roku Pańskim 1423 papież Marcin V po raz pierwszy w historii otworzył Drzwi Święte w Bazylice św. Jana na Lateranie. W Bazylice Watykańskiej otwarcie Drzwi Świętych miało miejsce po raz pierwszy w Boże Narodzenie 1499 roku, z woli papieża Aleksandra VI, który postanowił otworzyć te bramy Bożego Miłosierdzia nie tylko w Bazylice św. Jana na Lateranie, ale także w innych rzymskich bazylikach: św. Piotra, Matki Bożej Większej i św. Pawła za Murami. Małe boczne wejście do Bazyliki św. Piotra po prawej stronie atrium zostało powiększone i nadano mu nowe znaczenie.
CZYTAJ DALEJ

W piątek VI „Bieg Pamięci ze Światłem Pokoju” z Oświęcimia do Gliwic

2025-01-15 20:05

[ TEMATY ]

IPN

Oświęcim

Bieg Pamięci

Gliwice

Światło Pokoju

Instytut Pamięci Narodowej

Bieg Pamięci ze Światłem Pokoju – Oświęcim – Gliwice

Bieg Pamięci ze Światłem Pokoju – Oświęcim – Gliwice

17 stycznia br. rozpocznie się 6. edycja projektu „Bieg Pamięci ze Światłem Pokoju”, którego głównymi organizatorami są Zespół Szkół Technicznych nr 2 im. Mariana Batko w Chorzowie oraz Oddział Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach. Jak poinformowała asystentka prasowa IPN Katowice Monika Kobylańska, projekt ma na celu upamiętnienie ofiar „Marszu Śmierci” z KL Auschwitz do Gliwic oraz 80. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz-Birkenau. W trakcie morderczej ewakuacji obozu zginęło od 9 do 15 tys. więźniów.

Organizatorzy „Biegu Pamięci” chcą również upowszechnić wiedzę wśród młodzieży na temat historii II wojny światowej na ziemiach polskich, ze szczególnym uwzględnieniem wydarzeń związanych z ostatnim okresem funkcjonowania niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję