„W imieniu milionów polskich katolików prosimy Panią o pomoc...” – wyobraźmy sobie sytuację, że to nie posłanki tej czy innej partii, a biskupi Kościoła w Polsce piszą do Pani Prezydentowej list, w którym domagają się publicznego zajęcia stanowiska w sprawie całkowitego zakazu aborcji... Co by się działo! Szantaż, nadużycie, klerykalizacja życia publicznego... – alarmistycznym utyskiwaniom nie byłoby końca.
To list posłanek do Pani Prezydentowej jest właśnie niczym nieuprawnionym wymuszeniem, wspartym głosem byłych Pierwszych Dam oraz powołaniem się na opinie wyrażane za życia przez Parę Prezydencką, która zginęła w katastrofie smoleńskiej (nawiasem mówiąc, to ze strony posłanek szczególnie perfidne nadużycie, bo zmarli głosu zabrać już nie mogą – ani potwierdzić wcześniej wyrażane opinie, ani im zaprzeczyć).
Pani Prezydentowa z własnej woli podejmuje – ze znawstwem, zaangażowaniem i naturalną gracją – działania społeczne, charytatywne i edukacyjne. Według słów męża, Prezydenta RP, wybrała „świadczenie dobra” i czyni to wzorcowo. Poza tym jest osobą wolną i ma prawo do niezabierania głosu w sprawach, w których publicznie wypowiadać się nie chce. Może w ramach kultury politycznej i osobistej wypadałoby to prawo uszanować?
Pomóż w rozwoju naszego portalu