Reklama

Odtwarzanie natury

O inżynierii przyrodniczej, bioróżnorodności i spełnianiu wymagań Unii Europejskiej z ministrem środowiska Janem Szyszko rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 15/2016, str. 36-37

Grzegorz Boguszewski

Jan Szyszko

Jan Szyszko

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Nie po raz pierwszy jest Pan Profesor ministrem resortu środowiska. W jakim stanie tym razem zastał Pan sprawy ochrony środowiska?

MIN. JAN SZYSZKO: – Resort zastałem w sytuacji, prawdę powiedziawszy, demontażu, prawdopodobnie był przewidziany do likwidacji. Zaskoczyło mnie panujące tu nastawienie na bierną ochronę przyrody, czyli pozostawienie jej własnemu losowi, co najwyżej ochronę przed człowiekiem.

– Jak na dziś przedstawia się lista podstawowych zaniechań i niedostatków w dziedzinie ochrony środowiska?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Jednym z największych zaniedbań jest brak prawa wodnego. Na skutek nadmiernej uległości poprzedniego rządu jest dziś dużo nieporozumień wokół pakietu klimatyczno-energetycznego, który w obecnej formie całkowicie niszczy bezpieczeństwo energetyczne Polski. Zmartwił mnie też bardzo stan spraw wiążących się z kulturą współżycia człowieka ze środowiskiem, czyli np. całkowity brak wizji rozwiązania problemów śmieci, nieunormowanie problemów związanych z hałasem.

– Czym zatem zajmowano się przez ostatnie lata?

– Chyba głównie urzędowaniem oraz biurokracją wynikającą ze spełniania poleceń Unii Europejskiej i dostosowywania przepisów prawnych. Ale mimo to zaległości są tu również bardzo duże; sięgają kilkuset niewydanych aktów prawnych. Staramy się to po kolei naprawiać.

– Co poszło na pierwszy ogień?

– Priorytetem była, oczywiście, sprawa negocjacji na COP21, czyli konferecji klimatycznej w Paryżu. Tak się złożyło, że na 10 dni przed rozpoczęciem tych negocjacji zostałem ministrem i...

– ...i musiał Pan zacząć od radykalnie dobrej zmiany!

– Zgadza się. Trzeba było szybko zmienić przygotowaną przez poprzedni rząd instrukcję negocjacyjną, która zakładała, że Polska ma mówić dokładnie tym samym głosem co Unia Europejska. Zgodnie z nową instrukcją rządową zaprezentowaliśmy w Paryżu bardziej stanowcze stanowisko Polski. Paryskie porozumienie klimatyczne diametralnie zmieniło warunki dotychczas stawiane przez Unię. Można powiedzieć, że odnieśliśmy sukces.

– A konkretnie?

– Wróciliśmy do korzeni, czyli do idei zrównoważonego rozwoju, nakreślonej na Szczycie Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r. Podpisana wtedy i do dziś obowiązująca ramowa konwencja klimatyczna mówi, że trzeba zmniejszyć koncentrację dwutlenku węgla w atmosferze, ale że należy to robić dwoma sposobami: po pierwsze – redukować emisję, przede wszystkim dzięki nowym technologiom, a po drugie – wychwytywać z atmosfery dwutlenek węgla jako dar życia, czyli wykorzystywać go do regeneracji żywych układów przyrodniczych, np. lasów, a przez rozkład tzw. biomasy – do użyźniania gleb. A to oznacza zwiększenie bioróżnorodności, zapewnienie dobrej wody, dobrego powietrza. Od takiego pojmowania zrównoważonej gospodarki Unia Europejska zupełnie odeszła!

– Po szczycie klimatycznym w Paryżu mówił Pan Minister, że Polska dzięki zawartemu tam porozumieniu będzie mogła sprostać nawet wyśrubowanym normom Unii. W jaki sposób?

– Porozumienie to daje nam możliwość redukcji CO2 nie tylko przez eliminację emisji, ale także poprzez zwiększanie pochłaniania przez lasy. Można więc śmiało zakładać, że nie będzie żadnych problemów, aby Polska nie spełniła unijnych wymogów 40-procentowej redukcji dwutlenku węgla w atmosferze. Właściwie już dzisiaj prawie osiągamy ten pułap.

– A w jaki sposób można udowodnić, że lasy mogą być w Polsce naprawdę istotnym czynnikiem redukcji emisji?

– Dziś mamy w Polsce 7,5 mln ha lasów, jeżeli więc założymy, że nie wycinamy lasu co 100 lat, lecz np. co 101 – podwyższamy wiek rębności – wtedy można łatwo wyliczyć, ile milionów ton CO2 będzie pochłonięte dodatkowo, przy założeniu, że 1 ha lasu pochłania ok. 16 ton. Ponadto mamy jeszcze tę dodatkową możliwość przebudowywania dominujących dziś drzewostanów jednogatunkowych, głównie sosnowych, na mieszane, wielopiętrowe, z bogatymi podszytami, które będą absorbować znacznie więcej CO2. Ważne jest tu również podnoszenie zasobności gleb w węgiel organiczny. W tym celu trzeba ograniczać wycinanie lasu metodą zrębów zupełnych, by nie dochodziło do „ucieczki” węgla do atmosfery z leśnych gleb – w postaci dwutlenku węgla. Trzeba więc tak prowadzić wycinkę, by jednocześnie stymulować odnowienia naturalne, wtedy gleba nieprzerwanie pracuje, zatrzymuje węgiel, staje się coraz bardziej sprawna. Taka gleba może akumulować ok. 150 ton węgla na hektarze, czyli ponad 500 ton CO2.

– Ekolodzy idą dalej – mówią, że właśnie dlatego powinno się lasy zostawić samym sobie, niech drzewa próchnieją i zasilają glebę.

– Byłoby dobrze, gdyby tak mogło być, ale pojemność gleb względem akumulacji węgla organicznego jest jednak ograniczona. Gdy gleba jest nim wysycona, jak to ma miejsce np. w Puszczy Białowieskiej, to węgiel z martwych drzew po prostu ucieka do atmosfery.

– Teraz przy okazji sporu o przyszłość Puszczy Białowieskiej często pada ten „ekologiczny” argument, że las właściwie może sobie dać radę sam, że niepotrzebna jest żadna inżynieria przyrodnicza.

– Oczywiście, że las da sobie radę sam, tak jak pole ziemniaków, które po przejściu stonki nadal będzie jakoś istniało... Podobną sytuację mamy teraz w Puszczy Białowieskiej. W dużej części Białowieskiego Parku Narodowego obowiązuje ścisła ochrona; są tam powierzchnie doświadczalne (tzw. powierzchnie prof. Tadeusza Włoczewskiego), w które w ostatnich dziesięcioleciach człowiek w żaden sposób nie ingerował i na których kiedyś rosły przepiękne drzewostany mieszane – dąb, jesion, sosna, świerk itd. Teraz pozostał sam grab... Czy naprawdę taka była ta prastara puszcza? Wiemy, że nie.

– Twierdzi Pan Profesor – na przekór protestującym dziś ekologom – że bierna ochrona prowadzi do wynaturzenia i zdegradowania natury?

– Tak można to ująć. W naturalnych układach przyrodniczych rzadko przecież występują lite grabiny. Coraz częściej przekonujemy się, że to brak inżynierii przyrodniczej, a nie jej nadmiar wywołuje degradację siedlisk, ogranicza możliwości bytowania nie tylko różnorodnej roślinności, ale także związanych z tą roślinnością zwierząt. Przed wiekami przyroda chroniła swą bioróżnorodność w sposób naturalny, za pomocą rozmaitych katastrof – pożarów, powodzi. Dziś może liczyć na pomoc człowieka, który chroni ją przez rozumne użytkowanie.

– Ale dzisiejsi „obrońcy” Puszczy Białowieskiej mówią, że mamy tu do czynienia z nadmierną ingerencją człowieka.

– Pierwszym mitem, rozpowszechnionym szeroko przez media, także za granicą, jest twierdzenie, że Puszcza Białowieska to dziewiczy, nietknięty ręką człowieka obiekt przyrodniczy. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Puszcza ma świetnie udokumentowaną historię użytkowania i daj Bóg, żeby historia innych skarbów przyrodniczych świata była tak szczegółowo opisana jak historia Puszczy Białowieskiej!

– Można powiedzieć, że tylko dlatego przetrwała, iż była roztropnie chroniona i zarazem użytkowana?

– Oczywiście! W zależności od stanu rozwoju gospodarczego tę puszczę w różny sposób, ale jednak nieprzerwanie użytkowano. W monografii Ottona Hedemanna z 1939 r. „Dzieje Puszczy Białowieskiej w Polsce przedrozbiorowej (w okresie do 1798 roku)” znajdujemy mapy z połowy XVI wieku, które pokazują podział puszczy w związku z tzw. wchodami, czyli konkretnymi uprawnieniami ludności do korzystania z wszelkich dobrodziejstw lasu. Tak, bez wątpienia właśnie użytkowanie tego lasu przez wieki zaowocowało tą białowieską bioróżnorodnością, którą kilkadziesiąt lat temu wszyscy zaczęli się zachwycać. Powinniśmy pamiętać, że to jest dzieło rąk ludzkich i dziedzictwo miejscowej ludności.

– I chronić przed niezbyt rozumną ochroną?

– Można by tak przewrotnie powiedzieć, patrząc dziś na pierwszy rezerwat, który stworzono w tym miejscu, gdzie były najstarsze drzewa z barciami... Teraz są tam właśnie już tylko drzewostany grabowe. A na terenie tzw. lasów zagospodarowanych błędnymi decyzjami doprowadzono do tego, że giną siedliska ważne z punktu widzenia Unii Europejskiej i jej programu „Natura 2000”. Giną świetliste dąbrowy, grądy, olsy.

– Nie dlatego, że to leśnicy nadmiernie eksploatują puszczę?

– Dlatego, że drastyczne ograniczenie normalnego pozyskania drewna zarządzone w 2012 r. w 3 nadleśnictwach gospodarujących w Puszczy Białowieskiej doprowadziło do osłabienia pozostających na pniu starszych drzewostanów. Doszło do zwiększonego występowania w nich patogennych owadów, które na zasadzie epidemii zaczynają teraz atakować także zdrowe drzewa.

– Czym się kierowano, ograniczając wycinkę?

– Bezrefleksyjnie powtarzano, że chodzi o ochronę nietkniętego ręką człowieka niemalże ostatniego na świecie lasu naturalnego, trzeba go zatem chronić przed leśnikami, czyli zakazać wycinki. Leśnicy nie wycinali drzew, a one i tak uległy zniszczeniu.

– Jedynym remedium jest teraz zwiększona wycinka, usuwanie zakażonych drzew?

Reklama

– Bezwzględnie tak. Bo drzewa zaczęły usychać, przewracać się, trzeba było je usuwać z dróg, teraz leżą w lesie. A siedliska giną, na niedawno jeszcze żyznych grądach powstają zespoły trawiaste. W innych miejscach pojawia się zabagnienie i tam drzewa schną ze względu na nadmiar wody... Jak na ironię losu, może nam tu grozić proces z Unią Europejską o zniszczenie unikatowych siedlisk.

– Oponenci Pana Ministra mówią, że Polska może mieć kłopoty z powodu zarządzonej przez Pana zwiększonej wycinki w białowieskich nadleśnictwach. Media straszą, że Komisja Europejska może znów wdrożyć procedurę naprawczą, wspaniałomyślnie zawieszoną po ograniczeniach wycinki zarządzonej w 2012 r. przez poprzedni rząd.

– Komisja jest teraz dokładnie informowana, że giną cenne siedliska, a wraz z nimi wiele cennych gatunków flory i fauny, właśnie dlatego, że lasu w odpowiednim czasie nie zaczęto przebudowywać. Sądzę, iż Komisja powinna być poważnie zaniepokojona przede wszystkim tym, że na terenie Puszczy Białowieskiej giną siedliska i gatunki, że zamarło kilkaset tysięcy jesionów – o czym się w Polsce w ogóle nie mówi. Że występują na nich masowo takie gatunki patogennych owadów, jak jeśniak czarny i jesionowiec pstry. Że ginie sosna – wyginęło już ponad 100 tys. sosen zaatakowanych przez kornika sześciozębnego i ostrozębnego. Że ginie dąb – mamy kilkaset tysięcy drzew z ogłodkiem dębowcem i opiętkami. I oczywiście, że zamarło kilka milionów świerków na skutek żeru takich korników, jak kornik drukarz, kornik drukarczyk, czterooczak czy też rytownik pospolity. Interwencja ludzka jest tu niezbędna i już spóźniona.

– Naprawdę nie boi się Pan Profesor wielkiego międzynarodowego skandalu z powodu zwiększonej wycinki w Puszczy Białowieskiej?

– Nie boję się światowego skandalu, ale cały świat zapraszam do podziwiania polskich zasobów przyrodniczych. Domagam się wpisania Puszczy Białowieskiej na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO jako przykładu harmonijnego współżycia człowieka z przyrodą.

– Czy jednak uda się ją zachować przez najbliższe stulecia?

– Bez ludzkiej interwencji nie będzie możliwe, aby zachować Puszczę Białowieską w takim stanie, w jakim była jeszcze kilka lat temu, a więc piękna i tętniąca bioróżnorodnością. Obecnie trwa szczegółowa inwentaryzacja całego obiektu. Puszcza została podzielona na dwie części. W jednej nie będzie się nic robiło, tylko inwentaryzowało zachodzące zmiany, monitorowało stan poszczególnych siedlisk i występujących tam gatunków. W drugiej części natomiast za pomocą inżynierii przyrodniczej postaramy się odtworzyć te siedliska i gatunki, które tam powinny występować, właśnie te najbardziej cenne z punktu widzenia Unii Europejskiej. Będzie to więc wielkie doświadczenie na skalę światową. A za jakiś czas przekonamy się, kto ma rację. Wykonamy pełną dokumentację dzisiejszego sporu z wyszczególnieniem autorów wszystkich opinii i decyzji, wszystkich działań oraz zaniechań, aby każdy miał swój pomnik, na jaki zasłużył. Jak ta zmarła w 2010 r. 101-letnia kobieta, która na swoim grobie na cmentarzu w Hajnówce kazała wypisać: „Ja ten las sadziłam”. Jej syn był leśnikiem.

* * *

Jan Szyszko
Profesor nauk leśnych, polityk, poseł na Sejm V, VI, VII i VIII kadencji, minister ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa w rządzie Jerzego Buzka ( 1997-99), minister środowiska w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego (2005-07), obecnie – minister środowiska w rządzie Beaty Szydło

2016-04-06 08:37

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przewodnicząca Parlamentu Europejskiego cytuje Jana Pawła II

2024-07-17 07:29

[ TEMATY ]

Jan Paweł II

Unia Europejska

Karol Wojtyła

parlament europejski

Roberta Metsola

PAP/EPA/RONALD WITTEK

Przewodnicząca Parlamentu Europejskiego zacytowała w swoim inauguracyjnym przemówieniu papieża Jana Pawła II. „Aby odnowić nasze zaangażowanie na rzecz Europy, musimy – jak powiedział wielki europejski święty z Krakowa Karol Wojtyła – «nie bać się». Nie bać się stawić czoła autokratom, bronić Europy, budować Unię, która będzie istnieć dla nas wszystkich” – powiedziała Roberta Metsola tuż po swoim wyborze.

Należąca do Europejskiej Partii Ludowej Metsola otrzymała 562 z 623 głosów. 61 głosów padło na lewicową kandydatkę Irene Montero. Kadencja Metsoli upłynie w 2027 roku.

CZYTAJ DALEJ

Szkaplerz „kołem ratunkowym”

Szkaplerz to najpopularniejsza obok Różańca świętego forma pobożności maryjnej. Historia szkaplerza sięga góry Karmel w Ziemi Świętej, kiedy to duchowi synowie proroka Eliasza prowadzili tam życie modlitewne. Było to w XII wieku. Z powodu prześladowań ze strony Saracenów bracia Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel przenieśli się do Europy i dali początek zakonowi zwanemu karmelitańskim.
W południowej Anglii w Cambridge mieszkał pewien bogobojny człowiek - Szymon Stock, generał zakonu, który dostrzegając grożące zakonowi niebezpieczeństwa, modlił się gorliwie i błagał Maryję, Najświętszą Dziewicę, o pomoc. Pewnej nocy, z 15 na 16 lipca 1251 r., ukazała mu się Najświętsza Panienka w otoczeniu aniołów. Szymon otrzymał od Maryi brązowy szkaplerz i usłyszał słowa: „Przyjmij, Synu najmilszy, szkaplerz Twego zakonu jako znak mego braterstwa, przywilej dla Ciebie i wszystkich karmelitów. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania”. Od tamtej pory karmelici noszą szkaplerz, czyli dwa prostokątne skrawki wełnianego sukna z naszytymi wyobrażeniami Matki Bożej Szkaplerznej i Najświętszego Serca Pana Jezusa, połączone tasiemkami. Słowo „szkaplerz” pochodzi od łacińskiego słowa „scapulae” (plecy, barki) i oznacza szatę, która okrywa plecy i piersi. Papież Pius X w 1910 r. zezwolił na zastąpienie szkaplerza medalikiem szkaplerznym.
Do wielkiej Rodziny Karmelitańskiej chcieli przynależeć wielcy tego świata - królowie, książęta, możnowładcy, ale i zwykli, prości ludzie. Dzięki papieżowi Janowi XXII - temu samemu, który wprowadził święto Trójcy Świętej i wyraził zgodę na koronację Władysława Łokietka - szkaplerz stał się powszechny. Papież miał objawienia. Matka Boża przyrzekła szczególne łaski noszącym pobożnie szkaplerz karmelitański. A Ojciec Święty ogłosił te łaski światu chrześcijańskiemu bullą „Sabbatina” z dnia 3 marca 1322 r. Bulla mówiła o tzw. przywileju sobotnim. Szczególne prawo do pomocy ze strony Maryi w życiu, śmierci i po śmierci mają ci, którzy noszą szkaplerz. Jest to niejako suknia Maryi, czyli znak i nieomylne zapewnienie macierzyńskiej opieki Matki Bożej. Kto nosi szkaplerz karmelitański, ten otrzymuje obietnicę, że dusza jego wkrótce po śmierci będzie wyzwolona z czyśćca. Stanie się to w pierwszą sobotę miesiąca po śmierci. Oczywiście, pod warunkiem, że ta osoba nosiła szkaplerz w należytym duchu i żyła prawdziwie po chrześcijańsku, zachowała czystość według stanu i modliła się modlitwą Kościoła.
Jan Paweł II pisał do przełożonych generalnych Zakonu Braci NMP z Góry Karmel i Zakonu Braci Bosych NMP z Góry Karmel, że w znaku szkaplerza zawiera się sugestywna synteza maryjnej duchowości, która ożywia pobożność ludzi wierzących, pobudzając ich wrażliwość na pełną miłości obecność Maryi Panny Matki w ich życiu. „Szkaplerz w istocie jest «habitem» - podkreślał Ojciec Święty. - Ten, kto go przyjmuje, zostaje włączony lub stowarzyszony w mniej lub więcej ścisłym stopniu z zakonem Karmelu, poświęconym służbie Matki Najświętszej dla dobra całego Kościoła. Ten, kto przywdziewa szkaplerz, zostaje wprowadzony do ziemi Karmelu, aby «spożywać jej owoce i jej zasoby» (por. Jr 2, 7) oraz doświadczać słodkiej i macierzyńskiej obecności Maryi w codziennym trudzie, by wewnętrznie się przyoblekać w Jezusa Chrystusa i ukazywać Jego życie w samym sobie dla dobra Kościoła i całej ludzkości” (por. Formuła nałożenia szkaplerza).
Papież Polak od wczesnych lat młodości nosił ten znak Maryi. I zawsze zaznaczał, jak ważny w jego życiu był czas, gdy uczęszczał do kościoła na Górce (Karmelitów) w Wadowicach. Szkaplerz przyjęty z rąk o. Sylwestra nosił do końca życia. (Szkaplerz św. Jana Pawła II znajduje się w klasztorze Karmelitów w Wadowicach.) W orędziu z okazji jubileuszu 750-lecia szkaplerza karmelitańskiego pisał, że szkaplerz „staje się znakiem przymierza i wzajemnej komunii między Maryją i wiernymi, a w rezultacie konkretnym sposobem zrozumienia słów Jezusa na krzyżu do Jana, któremu powierzył swą Matkę i naszą duchową Matkę”.
Matka Boża, kończąc swe objawienia w Lourdes i w Fatimie, ukazała się w szatach karmelitańskich jako Matka Boża Szkaplerzna. Wszystkie osoby noszące szkaplerz karmelitański mają udział w duchowych dobrach zakonu karmelitańskiego. Ten, kto go przyjmuje, zostaje na mocy jego przyjęcia związany mniej lub bardziej ściśle z zakonem karmelitańskim. Rodzinę Karmelu tworzą następujące kręgi osób: zakonnicy i zakonnice, Karmelitańskie Instytuty Życia Konsekrowanego, Świecki Zakon Karmelitów Bosych (dawniej zwany Trzecim Zakonem), Bractwa Szkaplerzne (erygowane), osoby, które przyjęły szkaplerz i żyją jego duchowością w różnych formach zrzeszania się (wspólnoty lub grupy szkaplerzne) oraz osoby, które przyjęły szkaplerz i żyją jego duchowością, ale bez żadnej formy zrzeszania się. Do obowiązków należących do Bractwa Szkaplerznego należy: przyjąć szkaplerz karmelitański z rąk kapłana; wpisać się do księgi Bractwa Szkaplerznego; w dzień i w nocy nosić na sobie szkaplerz; odmawiać codziennie modlitwę zaznaczoną w dniu przyjęcia do Bractwa; naśladować cnoty Matki Najświętszej i szerzyć Jej cześć.

Modlitwa do Matki Bożej Szkaplerznej

O najwspanialsza Królowo nieba i ziemi! Orędowniczko Szkaplerza świętego! Matko Boga! Oto ja, Twoje dziecko, wznoszę do Ciebie błagalne ręce i z głębi serca wołam do Ciebie: Królowo Szkaplerza, ratuj mnie, bo w Tobie cała moja nadzieja.
Jeśli Ty mnie nie wysłuchasz, do kogóż mam się udać?
Wiem, o dobra Matko, że Serce Twoje wzruszy się moim błaganiem i wysłuchasz mnie w moich potrzebach, gdyż Wszechmoc Boża spoczywa w Twoich rękach, a użyć jej możesz według upodobania.
Od wieków tak czczona, najszlachetniejsza Pocieszycielko utrapionych, powstań i swą potężną mocą rozprosz cierpienie, ulecz, uspokój mą zbolałą duszę, o Matko pełna litości! Ja wdzięcznym sercem wielbić Cię będę aż do śmierci. Na twoją chwałę w Szkaplerzu świętym żyć i umierać pragnę. Amen.

CZYTAJ DALEJ

Wakacje dla dzieci w Watykanie

2024-07-17 19:24

[ TEMATY ]

Watykan

wakacje

Monika Książek

Również w tym roku Watykan zorganizował dla dzieci swoich pracowników letnie półkolonie. Odbywają się one na terenie ogrodów watykańskich i w auli Pawła VI, która - na czas papieskiego urlopu - zamieniła się ogromny plac zabaw. Uczestnicy wakacyjnego spotkania podążają szlakiem błędnych rycerzy kształtując szlachetność serca i ucząc wrażliwości na najsłabszych i potrzebujących.

- W nasze życie wpisane są również błędy i musimy wyciągać z nich wnioski a tego trzeba się nauczyć - mówi jeden z 35 animatorów prowadzących watykańskie półkolonie. W ich organizację aktywnie włączają się salezjanie i salezjanki, w których charyzmat wpisana jest troska o młode pokolenia na wzór św. Jana Bosko. Półkolonie prowadzone są w duchu popularnych we Włoszech oratoriów. Zakonnicy podkreślają, że chodzi nie tylko o wakacyjny wypoczynek, lecz o to, by czegoś się w tym czasie nauczyć, a przede wszystkim, by każde z dzieci poczuło, że Jezus jest jego przyjacielem pośród różnych gier i zabaw.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję