W czasach komunizmu, a więc materializmu dialektycznego i urzędowego ateizmu, w Związku Sowieckim świątynie katolickie, o ile nie zostały zniszczone, zamieniano na magazyny, sklepy, budynki użyteczności publicznej, domy kultury, a w najlepszym razie na sale koncertowe. Dziś w Europie Zachodniej, w czasach materializmu praktycznego i urzędowego laicyzmu, kościoły katolickie są sprzedawane i zamieniane na warsztaty samochodowe, centra handlowe, muzea, a także sale koncertowe. Pojawiają się jednak jeszcze inne koncepcje dobitnie świadczące o tym, że inspirowana oświeceniem walka z krzyżem promuje półksiężyc.
We Francji, przez wieki nazywanej „najstarszą córką Kościoła”, według niektórych danych, już 10 milionów mieszkańców to muzułmanie. Stanowią oni już większą grupę religijną niż praktykujący katolicy. Liderzy Rady Kultu Muzułmańskiego twierdzą, że muzułmanie we Francji nie mają gdzie się modlić i zabiegają o to, by zwiększyć liczbę meczetów i sal modlitw o 5 tysięcy. Przewodniczący Rady Dalil Boubakeur niedawno stwierdził, że „w sumie można by z pustych kościołów zrobić meczety”. W wywiadzie dla „Europe 1” dodał ponadto, że to „ten sam Bóg, podobne obrzędy, zatem muzułmanie i chrześcijanie mogą żyć razem”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Kwestia islamizacji kościołów katolickich wywołała we Francji ożywioną debatę. Komentator „Le Figaro” napisał, że choć francuskie społeczeństwo jest „w dużej mierze zdechrystianizowane, to jednak jest przywiązane do swego dziedzictwa, a pomysł, by muzułmanie zajęli chrześcijańskie kościoły, szokuje i jest odbierany jako agresja”. Już przy okazji próby sprzedaży muzułmanom jednego z kościołów doszło do ogromnych napięć i protestów. Dlatego środowiska muzułmańskie proponują łagodniejszą formę działania. Lansują koncepcję dzielenia się miejscami kultu i tworzenia „wielokulturowych i wielowyznaniowych przestrzeni modlitewnych”.
Projekt „piątek, sobota, niedziela”, czyli udostępnianie tej samej przestrzeni na miejsce kultu muzułmańskiego, żydowskiego i katolickiego pod hasłem, że religie monoteistyczne są podobne, bo jest „ten sam Bóg”, już jest realizowany w Anglii i Niemczech. Przy czym w opiniotwórczych środowiskach Zachodu utarło się przekonanie, że islam dzieli się na radykalny, inspirujący terroryzm, oraz na islam dobry, umiarkowany, z którym można paktować. Z drugiej strony wielu polityków, myślicieli i komentatorów, inspirowanych książką Samuela Huntingtona „Zderzenie cywilizacji”, mówi o nieuniknionej konfrontacji między Zachodem a światem islamu.
Sytuacja jednak jest skomplikowana i proste diagnozy nie rozwiązują problemu. Cywilizacje na przestrzeni stuleci ścierały się ze sobą, nieraz nawet bardzo krwawo, ale też kooperowały i przenikały się wzajemnie. Starcia między cywilizacjami bywały szczególnie intensywne na terenach, na których dochodzi do bezpośredniego ich zetknięcia: konflikty obserwujemy na Bałkanach, w Kaszmirze czy w azjatyckich republikach poradzieckich. Jednak współczesne megapolis, takie jak Paryż, Londyn czy Nowy Jork, stanowią istny tygiel różnych tradycji cywilizacyjnych i kulturowych.
Nie przypadkiem Niall Ferguson już jakiś czas temu przestrzegał na łamach „New York Times Magazine”, że wojna cywilizacji będzie się toczyć nie na polach bitew, ale przede wszystkim na ulicach wielokulturowych miast, w których coraz częściej dochodzi do gwałtownych zamieszek. To jeden z paradoksów politycznej deglobalizacji świata w czasach jego ekonomicznej i kulturowej globalizacji.