Dziewięcioletnia Kasia była rezolutną i bardzo praktyczną dziewczynką. Kiedy w czasie przygotowań do I Komunii św. omawialiśmy spotkania Apostołów ze Zmartwychwstałym, śmiało zapytała: „Proszę księdza, gdy Pan Jezus przyszedł do uczniów mimo drzwi zamkniętych, potem jadł z nimi rybę, a potem wyszedł – mimo drzwi zamkniętych – to ryba została na ścianie czy nie?”.
W tym prostolinijnym i budzącym uśmiech pytaniu dziecka jest pewna słuszna intuicja. Jezusowe ciało po zmartwychwstaniu odznaczało się pewną ciągłością w stosunku do ciała ziemskiego, ale jednocześnie było inne. To samo, lecz nie takie samo. Pewnie tu tkwi tajemnica, dlaczego podczas objawień Zmartwychwstałego niektórzy mieli kłopot z rozpoznaniem Go. Maria Magdalena myślała, że to ogrodnik, uczniowie wędrujący do Emaus czekali na znak łamania chleba, a Piotrowi łowiącemu w łodzi ryby Jan musiał wyjaśnić: „To jest Pan!”, wskazując na postać na brzegu jeziora.
Trudności w rozpoznaniu Zmartwychwstałego były jedną z przyczyn, dla których niemiecki teolog Rudolf Bultmann uznał, że Jezus historyczny jest kimś innym niż Chrystus, w którego wierzymy. Stwierdził, że pierwotna wspólnota chrześcijan puściła wodze fantazji, wymyślając wiele opowieści o Jezusie. Tezie takiej sprzeciwili się sami uczniowie wykładającego we Wrocławiu w latach 1916-20 biblisty. W ciągu kilku lat wypracowali wiele kryteriów, dzięki którym dylemat „Jezus historii – Chrystus wiary” okazuje się tworem sceptycznego umysłu, niemającym rzeczywistego zakotwiczenia w tekstach Ewangelii. Bultmann wraz ze swoim dylematem przeszedł do historii, a Chrystus wciąż ożywia wiarę milionów...
Pomóż w rozwoju naszego portalu