Ma 52 lata, żonę, cztery córki i czterech wnuków. Na co dzień pracuje w dużej firmie. Od 8 lat w niedziele i święta przynosi Pana Jezusa osobom chorym z parafii Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Nowej Hucie.
Księże, nie jestem godzien
– Nie ja siebie wybrałem, tylko zrobił to Ktoś znacznie większy ode mnie... A tak po ludzku patrząc, ówczesny proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego na Wzgórzach Krzesławickich, ks. prał. Jan Głód, w 2005 r. (tuż po podpisaniu dekretu kard. Stanisława Dziwisza wprowadzającego posługę świeckich pomocników w udzielaniu Komunii św. w archidiecezji krakowskiej), podszedł do mnie i zapytał, czy bym się nie zgodził zostać szafarzem. O dekrecie przeczytałem wcześniej na stronie internetowej. Spotkałem się z tą posługą w innych diecezjach, zwłaszcza na Pomorzu, w czasie wakacji. Natomiast sam zdecydowanie odpowiedziałem: „Nie zgadzam się. Nie jestem godzien!”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ksiądz zareagował mądrze: „Przemyśl to, przemódl, zapytaj żony”. Tak uczyniłem. Ponieważ regularnie chodzę z pieszą pielgrzymką na Jasną Górę, podjąłem tę intencję w czasie sierpniowego marszu, radziłem się też znajomych kapłanów. Gdy po roku mój Proboszcz zapytał, czy teraz się zgadzam, to choć z niepokojem, tym razem potwierdziłem. Co mnie przekonało? Wierzę, że była to inspiracja Ducha Świętego i Maryi, bo przecież też jakoś oddziaływała, gdy szedłem do Częstochowy. A tak bardziej „przyziemnie” – na pewno aprobata ze strony żony. Jednak i dzisiaj, po 8 latach, mógłbym powiedzieć to samo: Nie jestem godzien tej posługi.
Z Chrystusem w aucie
– Posługa świeckich pomocników w udzielaniu Komunii św. jest, jak sama nazwa wskazuje, pomocnicza. Zwyczajnymi szafarzami są kapłani, natomiast my udajemy się zwłaszcza do osób, które same nie są w stanie przyjść na niedzielną Eucharystię. W moim przypadku wygląda to tak, że o godz. 8 uczestniczę we Mszy św. w parafii, w stroju liturgicznym. Przedtem przynoszę moją bursę (która składa się z cyborium – naczynka, do którego wkłada się Komunię św., korporału i skórzanej obudowy), kładę ją na stoliku z winem i wodą. Po Mszy św. udaję się do chorych, idę w „cywilnym”, ale odświętnym ubraniu. Często zdarza się, że ludzie, którzy wiedzą, że niosę Pana Jezusa, pochylają głowę, ściągają czapkę czy klękają przed Najświętszym Sakramentem.
Obecnie odwiedzam pięć osób, mieszkających w domach i blokach. Mam dość rozległy teren, aż po Grębałów, więc jeżdżę z Panem Jezusem samochodem. Wchodzę do domu, gdzie przygotowany jest stolik przykryty białym obrusem, krzyż, świece. W ostatnim odwiedzanym miejscu powinna być także szklanka z wodą do puryfikacji cyborium. Kończę posługę ok. godz. 11.
Reklama
Dla chorych ważne są stałe godziny odwiedzin, dlatego staram się być punktualny. Przynosząc im Chrystusa pod postacią Ciała, staram się także nieść im Go w Słowie, które czytam podczas krótkiej celebracji poprzedzającej przyjęcie Komunii św. Po modlitwie i dziękczynieniu poświęcam każdemu choć chwilę, by porozmawiać o zwykłych sprawach.
Pokarm na drogę
– Chory, do którego chodzi się co tydzień, staje się nam bliski. Niejednokrotnie widzimy go częściej niż swoich krewnych. Razem z nim przeżywamy jego cierpienie, samotność. Od niedawna posługuję m.in. 92-letniej pani. Odwiedza ją tylko opiekunka z PCK, a syn raz w tygodniu dostarcza zakupy. Jestem trzecią osobą, która do niej przychodzi. Przynoszę jej Pana Jezusa, ale też kontakt ze światem.
W naszej parafii jest 6 szafarzy, to dobra sytuacja. A w tegorocznym kursie uczestniczyły również osoby wysłane po jednej z danej parafii. Nawet Chrystus wysyłał po dwóch. To ważne, bo przecież nieraz potrzebne jest zastępstwo, zdarzają się wyjazdy, choroba, urlop. A jak tu powiedzieć choremu, że jadę na wakacje? Przecież on tu jest cały rok, dla niego ta Komunia może być wiatykiem, pokarmem na ostatnią drogę – jako nadzwyczajni szafarze mamy prawo go udzielać. Sam usłużyłem tak trzy lata temu mojemu tacie. Zaniosłem mu Komunię św. w niedzielę, a w poniedziałek trafił na OIOM. Miałem łaskę podania mu ostatniego pokarmu niebieskiego, natomiast dzień przed jego śmiercią – ostatniego pokarmu ziemskiego. Takich rzeczy się nie zapomina...
Szafarzem nie jest się tylko w niedzielę, ale 24 godziny na dobę. Staram się trwać w łasce uświecającej, być zawsze w gotowości do posługi, gdybym został o nią poproszony. Nasz opiekun, ks. Jerzy Serwin, ma takie powiedzenie: „Od chwili błogosławieństwa nic nie jest takie samo jak wcześniej”. Potwierdzam. Wszystko się zmieniło. Myślę, że na lepsze.
Więcej o posłudze nadzwyczajnych szafarzy: www.nszafarze.org