Niedawna wizyta kanclerz Niemiec Angeli Merkel na Węgrzech postrzegana była w kategorii sensacji. Ostatni raz „matka chrzestna” Europy odwiedziła ten kraj 5 lat temu. Rozluźnienie kontaktów wynikało z wyraźnego braku akceptacji Niemiec wobec samodzielnego kursu politycznego premiera Węgier. Skąd więc nagły przełom? Otóż wizyta Merkel wyprzedziła o 2 tygodnie inną zapowiadaną wizytę w tym kraju prezydenta Rosji Władimira Putina. Węgry stały się niezwykle atrakcyjne. Przyjeżdżają tam najważniejsi przywódcy, a rozgrywającym jest Viktor Orbán. Ten blisko 10-milionowy kraj ponad 10 lat temu przystąpił do Unii Europejskiej, podobnie jak Polska. Europosłowie rządzącej partii Fidesz, tak samo jak europosłowie rządzącej w Polsce koalicji PO-PSL, należą do największej grupy politycznej w PE, tj. Europejskiej Partii Ludowej. We frakcji tej dominują europosłowie niemieccy z CDU – partii kanclerz Merkel. Na gruncie unijnym tworzą zatem jedną wielką europejską rodzinę. Węgry, przynależąc do tzw. głównego nurtu, maksymalizują korzyści wynikające z unijnego członkostwa, a jednocześnie bacznie pilnują interesów swoich obywateli. Widząc podwójną grę Niemiec wobec Rosji, np. w obszarze energetycznym, sami również podjęli podobne samodzielne akcje. Jakkolwiek w traktacie lizbońskim mowa jest o solidarności energetycznej wszystkich krajów UE, nie przeszkodziło to Niemcom budować razem z Rosją osobnej, omijającej inne kraje Unii, w tym Polskę, rury na dnie Bałtyku. Węgry, nie wyrażając entuzjazmu wobec sankcji UE nakładanych na Rosję, korzystają z rosyjskiego kredytu w wysokości 10 mld euro i rozbudowują elektrownię atomową. Z lekka dystansując się wobec polityki zagranicznej Unii, dają do zrozumienia, że nie są zadowoleni z coraz to nowych sankcji przeciwko Rosji. Putin upatruje w tym swój interes i jedzie do Budapesztu. Premier Orbán na krytykę unijnego establishmentu, zarzucającego mu prowadzenie polityki prorosyjskiej, odpowiada krótko, że jego polityka jest prowęgierska. Witając kanclerz Merkel w stolicy swego kraju, szarmancko ucałował ją w dłoń. Może to szczegół, ale dłoń tę uniósł tak wysoko, aby nie musiał się schylać. Odmiennie niż czynił to premier polskiego rządu Donald Tusk. Węgry to mały kraj, ale politykę swoją prowadzi tak, że liczą się z nim wielcy. Jakże mizernie na tym tle jawią się polityczne podrygi nie tylko polskiej premier, ale i szefa polskiej dyplomacji, który bez potrzeby drażni Rosję, jak również całej koalicji PO-PSL. Ciekawe, czy węgierscy koledzy z partii Fidesz zacytowali im już słynne powiedzenie Józefa Piłsudskiego: „Wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu