O kształcie samorządów będziemy decydowali po raz siódmy po 1989 r. To władza bliska ciału, jak koszula. A koszulę wypada regularnie prać i prasować. Tak samo należy zadbać o stan samorządu - najlepiej samodzielnie.
Wybory samorządowe odbędą się w niedzielę 16 listopada. Wybierzemy w nich blisko 47 tys. radnych gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich oraz ok. 2,5 tys. wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Zarejestrowano aż 232 880 kandydatów! W Państwowej Komisji Wyborczej (PKW) zgłosiło się ponad 12 tys. lokalnych komitetów wyborczych. Najwięcej kandydatów startuje w województwach mazowieckim (1701), wielkopolskim (1300) i dolnośląskim (1200). Najmniej chętnych jest w województwach opolskim (297), lubuskim (367) i podlaskim (480).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Marketingowe disco-politico
Reklama
Kampanie wyborcze w wielu miejscowościach zdominowały partyjne wojny znane z parlamentu. Kłótliwość to sprawdzona metoda. Zgodnie z taką logiką wybory wygrywa ten, kto silniej pognębi przeciwników. Jak? Wytykając potknięcia, winy - rzeczywiste i urojone, a także zbierając haki. Jeśli dąży się do obalenia dotychczasowej władzy, należy pokazywać nieudolność, złą wolę i zmarnowany czas. Jeśli (przeciwnie) lokalny wódz próbuje utrzymać swój urząd - koniecznie straszy, obśmiewa i ostrzega przed przeciwnikiem. Zgodnie z wytycznymi jarmarcznego marketingu politycznego przyszli wójtowie, burmistrzowie i radni są gotowi obiecać wszystko, byle objąć upragnione urzędy.
Jakość oraz treść materiałów wyborczych tyleż mówi o kandydujących, co o wyborcach. W dużych miastach z każdej latarni uśmiechają się do kierowców wybitni specjaliści w dziedzinie uszczęśliwiania mieszkańców, zatroskani o ich przyszłość, gwarantujący spełnienie najskrytszych marzeń. Na billboardach trudno rozpoznać sąsiada (grafik podwyższył mu czoło i skorygował zgryz), a sąsiadka wydaje się jeszcze bardziej atrakcyjna... Wszyscy rześcy, rzetelni i rzeczowi.
Na stronach internetowych bezlitośni prześmiewcy układają za to rankingi śmieszności nieporadnych spotów telewizyjnych. Obok obrazów przechadzających się po gminie smutnych panów królują komitetowe piosenki z gitarą lub skoczne disco-politico z zaangażowanym tekstem. Zdarzył się nawet piłkarz grający dla swego kandydata na... pile (do drzewa, a jakże!). Kandydaci rozpaczliwie poszukują sposobów wyróżnienia się z tłumu innych, lecz z wyluzowanej formy chleba nie będzie, bo odleciał sens.
Naprawdę masz wpływ
Zainteresowanie życiem publicznym w Polsce od lat jest słabe. Uwagę mediów przyciągają konflikty na szczytach władzy państwowej lub niekiedy afery. Polacy lekceważą w zamian wybory - nie głosują, a tym samym nie wpływają na władzę i na sprawy, które potem ich dotyczą. Nie głosują, bo nie chcą, bo zrazili się do polityków i polityki, bo „mają ważniejsze sprawy”... Naprawdę?
Reklama
Dla wielu polityków lokalnych taki stan wydaje się wygodny. Mieszkańcy nie naciskają zbyt mocno, więc wystarczy dać im tyle, by coś odczuli, mówić tyle, ile ma się ochotę powiedzieć. Przy niskiej frekwencji wystarczy zaledwie kilka głosów, aby zostać radnym. To dodatkowo obniża jakość samorządów.
W Krynicy Morskiej (woj. pomorskie) do głosowania uprawnionych jest 1109 wyborców. Oznacza to, że w 15 okręgach głosować mogą średnio 74 osoby, zatem radnym zostanie każdy z poparciem 25 osób (przy frekwencji 68 proc. z 2010 r.). Podobna sytuacja - jak informuje PAP - ma miejsce w zachodniopomorskim Nowym Warpnie czy dolnośląskiej Platerówce. W całej Polsce, według danych PKW, są 604 gminy liczące mniej niż 5 tys. mieszkańców.
Przez doradców politycznych wyborca bywa porównywany do konsumenta. W porządku. W sklepie, jeśli towar jest nieodpowiedni, można nie kupować. W wyborach dobrych kandydatów należy wspierać. Niestety, jak wykazały badania Instytutu Spraw Publicznych, przed wyborami samorządowymi w 2010 r. prawie ¼ Polaków nie wiedziała, kogo będzie wybierać w wyborach. Nie wie o tym aż 37 proc. młodych wyborców w wieku 18-24 lat.
Od pierwszych wyborów samorządowych w 1990 r. z prawa do głosowania korzysta mniej niż połowa Polaków. Najmniejszą frekwencję odnotowano w 1994 r., kiedy to do urn poszło zaledwie 33,78 proc. uprawnionych. Tymczasem np. w Belgii głosowanie jest obowiązkowe, a w Niemczech za kryzys demokracji uznano frekwencję (w wyborach parlamentarnych) na poziomie 71,5 proc. Nawet na tle krajów dawnego bloku wschodniego wypadamy kompromitująco. W Estonii frekwencja wynosi ok. 75 proc, na Łotwie - 73,41 proc., na Litwie - 58,09 proc., podczas gdy w Polsce - tylko 47,31 proc.
Liczą się efekty
Reklama
Kto by sobie głowę zawracał pląsającymi radnymi, kiedy trzeba naprawić drogę, wymienić ogrzewanie w szkole czy przyciągnąć inwestora. Do tego potrzebni są prawdziwi gospodarze. I tych, na szczęście, nie brakuje.
Wybory samorządowe dotyczą nie tylko dużych i bogatych komitetów partyjnych - są festiwalem ruchów obywatelskich bądź skupionych wokół lokalnych liderów. Mocni samorządowcy dystansują się od partii. Wolą kandydować jako niezależni, choć przez partie popierani.
Podczas wyborów dochodzi do połączenia interesów różnych grup. W rozbudowanej sieci zależności wzrasta także poczucie odpowiedzialności władz przed wyborcami. Wybrańcy ludu widzą, że są bacznie obserwowani, a w razie potrzeby mogą liczyć na dodatkowe wsparcie. Kolejne wybory stają się wtedy rozliczeniem z konkretnych sukcesów i porażek, a nie propagandowym okładaniem się obelgami. Im silniejsza legitymizacja, tym silniejsza władza. I na odwrót - jeśli wójt lub burmistrz zawiedzie zaufanie, można go odwołać w referendum jeszcze przed upływem kadencji.
Bierność obywateli przezwyciężają skutecznie rozmaite formy wolontariatu, prace na rzecz szkoły czy parafii. I tu szczególną rolę odgrywać mogą rady parafialne, wspólnoty oraz Akcja Katolicka. W wielu wsiach i miastach prawdziwą kuźnią kadr samorządowych okazuje się właśnie parafia. Tu ludzie sprawdzają się w działaniach społecznych, tu budują wzajemne zaufanie, tu nieraz zdobywają umiejętności organizacyjne.
Reklama
Współpraca samorządu z organizacjami pozarządowymi wypada na razie kiepsko. To także powód do zwiększenia aktywności. Zwłaszcza w gminach wiejskich to parafia okazuje się najsilniejszą instytucją integrującą mieszkańców. Energiczni społecznicy nie tylko zorganizują festyn parafialny czy wakacje dla dzieci z ubogich rodzin, ale też wesprą rozwój miejscowości - organizując zajęcia pozalekcyjne, projektując budżet obywatelski lub przekonując do zbudowania ścieżki rowerowej, łączącej szkołę, urząd, przychodnię, kościół i cmentarz.
Pomijając (wciąż niestety liczne) przypadki karygodnych nadużyć, kumoterstwa, a niekiedy działania na szkodę społeczności, samorządność jest przecież najlepszą z możliwych sposobnością przysłużenia się wspólnocie bliskich sobie mieszkańców. Wybory samorządowe są o wiele ważniejsze niż parlamentarne czy prezydenckie. Tu odległość między dobrem wspólnym a namacalnymi korzyściami dla własnej rodziny jest przecież minimalna, więc i wpływ na decyzje władz jest namacalny.
Zgoda buduje
Samorząd terytorialny w nauczaniu społecznym Kościoła jest społecznością najbliższą rodzinie. Zgodnie z klasyczną analizą Arystotelesa - gmina to wspólnota rodzin. Jako taka odgrywa rolę podobną do parafii. Tych podobieństw można doszukać się zresztą więcej. Przede wszystkim są to przestrzenie aktywności. Parafia pomaga realizować potrzeby duchowe, gmina zaś - materialne. W wielu miejscowościach obszary gminy i parafii są bardzo zbliżone, a tam, gdzie się nie pokrywają, są naturalną przestrzenią współpracy sąsiednich wspólnot.
Jako część struktur państwa jednostki samorządu na szczeblu wojewódzkim, powiatowym i gminnym mają odmienne zadania. W gminach zostaje część podatków, szczególnie dochodowych. Na jednostkach samorządowych spoczywa ciężar utrzymania przedszkoli, szkół i szpitali. Im więcej obowiązków, tym częściej w centrum zainteresowań samorządowców i mieszkańców są pieniądze.
Reklama
Zaangażowanie w działania rad gminnych czy dzielnicowych jest oczywistym wyrazem odpowiedzialności za najbliższe przecież otoczenie. Nowohucka parafia Matki Bożej Królowej Polski dwa lata temu została wyróżniona Srebrnym Medalem „Cracoviae Merenti”. Nagrodę wręczali przewodniczący Rady Miejskiej oraz prezydent miasta, w uznaniu szczególnych zasług dla Krakowa parafii, która stała się symbolem dążeń do wolnej Polski.
Sojusz wójta z plebanem
Ułożenie wzajemnych relacji między parafią i gminą nie jest sprawą oczywistą ani prostą. Gmina zobowiązana jest do ścisłego przestrzegania prawa, a każda forma wydawania pieniędzy czy też udostępniania majątku powinna być przejrzysta. 14 lat doświadczeń przyniosło wiele pozytywnych przykładów. Dobrze rozumiana współpraca przynosi wiele korzyści obu stronom. A przy okazji poczynionych w ten sposób oszczędności może sprawić, że z budżetu samorządu opłacone zostaną dodatkowe działania, pożyteczne dla mieszkańców.
W gminie Kowal (woj. kujawsko-pomorskie) parafii nie stać na zapłacenie rachunków za wywóz śmieci i utrzymanie cmentarza. Dopłaca więc samorząd. Proboszcz i urzędnicy podpisali stosowną umowę, co było możliwe, gdyż cmentarz parafialny pełni równocześnie funkcję cmentarza komunalnego. Z kolei elbląscy samorządowcy od lat wspierają gotycki kościół z XIV wieku w Próchniku. Świątynia jest bowiem nie tylko miejscem kultu religijnego, ale i zabytkiem przyciągającym turystów i wpływającym na dochody gminy.
Nie wolno, oczywiście, przyzwalać na zjawiska patologiczne, na przekraczanie kompetencji, nadużywanie wpływów. Nie chodzi bowiem o sojusz wójta z plebanem, lecz o zdrowy rozsądek. Tam, gdzie kościelna wspólnota parafialna może wspomóc gminę - powinna to robić.
Reklama
Po niedawnym tragicznym zawaleniu się kamienicy w Katowicach ewakuowani mieszkańcy znaleźli schronienie w ośrodku Caritas, zaś zarządzający parafią ojcowie dominikanie ogłosili zbiórkę na rzecz poszkodowanych. Z drugiej strony po pożarze sosnowieckiej katedry samorządowe władze województwa, a nawet lewicowy prezydent Sosnowca zadeklarowali znaczącą pomoc finansową przy odbudowie zabytkowej świątyni.
Cierpiące na niedostatek przestrzeni miasta porozumiewają się z parafiami w sprawie wykorzystania parkingów. Place przykościelne służą w tygodniu przyjeżdżającym do pracy, zaś płatne parkingi komunalne w niedziele i święta udostępniane są wiernym.
- Chodzi o to, by samorząd i Kościół nie były konkurentami w przestrzeni lokalnej, ale pomagały sobie nawzajem - tłumaczy socjolog z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach ks. dr hab. Marek Łuczak. - Jest bardzo wiele płaszczyzn, na których taka współpraca mogłaby kwitnąć, od charytatywnej, przez edukacyjną, po kulturalną. Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której ma miejsce transfer publicznych pieniędzy do Kościoła w związku z jego duszpasterską działalnością. Inaczej należy to widzieć w związku z działaniami ochronek czy świetlic. Znam też przykład ufundowania organów, które w niedzielę pełnią funkcję sakralną, a w poniedziałek czy wtorek można na nich koncertować - zauważa ks. Łuczak.
Choćby więc z powyższych powodów katolicy powinni poczuć się szczególnie zaproszeni do wzięcia udziału w wyborach. W ten sposób spełnią nie tylko obowiązek obywatelski, ale też zatroszczą się o dobrze rozumiany interes swojej wspólnoty religijnej.
* * *
16 listopada 2014 r. wybierzemy:
wójtów/burmistrzów/prezydentów - w wyborach bezpośrednich. Jeżeli żaden z kandydatów w pierwszej turze nie zdobędzie bezwzględnej większości głosów (czyli więcej niż 50 proc.), wtedy odbędzie się druga tura, w której zmierzy się dwóch najlepszych;
radnych gmin - głosując na jednego kandydata (wybranego z różnych list komitetów wyborczych);
radnych powiatów - również zakreślamy tylko jednego kandydata;
przedstawicieli sejmików wojewódzkich - zaznaczając krzyżykiem jednego kandydata, którego popieramy.