Stoję na schodach Bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie, jest poniedziałkowy wieczór 28 kwietnia, trwa dzień dziękczynienia za kanonizację Jana Pawła II. Czekam z setkami pielgrzymów na koncert Te Deum laudamus.
Jestem dumny
„Are you proud of John Paul?” („Czy jesteś dumny z Jana Pawła?”) słyszę za plecami mocno postawione pytanie. Padło z ust siostry zakonnej, która na kanonizację przyjechała z Ameryki Łacińskiej. Zapytała natychmiast, gdy tylko usłyszała, że przyjechałem z Polski. Odpowiedziałem z dumą, że oczywiście. Jestem dumny nie tylko dlatego, że Jan Paweł II pochodził z Polski, że nieustannie podkreślał swoją przynależność do całego dziedzictwa, któremu na imię Polska, ale dlatego, że był wielkim papieżem. Siostra dopowiedziała: „We too”. Nie mówiła tylko w swoim imieniu. „My także” w tych słowach usłyszałem głos całej Ameryki, głos całego świata.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
4 dni spędzone w Rzymie potwierdzały to na każdym kroku.
Kto jest głównym bohaterem tych dni? Jan Paweł II? Jan XXIII? Otóż nie! Głównym obecnym jest Bóg. Prawdziwi słudzy nie zasłaniają sobą Boga. Przyjechaliśmy dziękować za sługi Boga Najwyższego, dziękować Bogu.
Reklama
Zbliżamy się do Bazyliki św. Jana na Lateranie, katedry papieży, owej głowy wszystkich kościołów. Na frontonie 2 wielkie portrety świętych papieży. Towarzyszą nam na wszystkich ulicach Wiecznego Miasta. Niesione na proporcach, flagach, chustach, zawieszonych na plecach. Widziałem bajecznie, kolorowo ubranych mieszkańców Afryki, którzy mieli kilkanaście razy odbitą na koszuli podobiznę papieży: na piersiach, plecach, rękawach, ramionach. Sądzę, że mieli także w sercu. Serca nie mogłem widzieć, ale zdało się to tak oczywiste. Chodząca chusta Weroniki. Aż trzeba było się zatrzymać i otworzyć usta ze zadziwienia.
Pamiętam świętego
Święci papieże spoglądają z każdej strony. Szukam ich obecności. Myślę: to oni, to moi święci. Pamiętam ich życie. Pamiętam świętego. Mogę i pragnę o nim zaświadczyć. Świętość na wyciągnięcie ręki, świętość, która zeszła z wysokiego koturnu, zstąpiła z majestatu ołtarza, stanęła obok. Świętość, która jest w żywym człowieku. Świętość to sposób życia, poprzez który widać Boga.
Reklama
Po ulicach Rzymu, wewnątrz bazylik i innych zabytków chodzimy cały piątek i sobotę. Na naszych oczach gęstnieje tłum pielgrzymów, narasta atmosfera święta. Mijamy rozśpiewane grupy, mijamy ludzi uśmiechniętych, niosących flagi różnych państw, transparenty, na których zapisano wyznania miłości do świętego, odpowiedzi na jego słowa. Na jednym z nich czytam: „Szukałem was, teraz wy przyszliście do mnie i za to wam dziękuję”. Pamiętam. Wypowiedział je umierający Jan Paweł II, kiedy usłyszał, że młodzież gromadzi się na Placu św. Piotra, by mu towarzyszyć przez modlitwę i dziękować za świadectwo życia. Jeżeli ulica może mówić, to rzymska ulica wołała wszystkimi językami świata. W tym mówieniu nie było chaosu wieży Babel, był śpiew jedności. Tego dokonał jeden człowiek, Boży człowiek, pasterz Jan Paweł II. Z większością mijanych osób nie jesteśmy w stanie zamienić nawet jednego słowa, ale czujemy z nimi jedność. Przyjechali w tej samej sprawie, aby wyśpiewać pieśń chwały na cześć Pana zastępów. Modlą się. Setki tysięcy ludzi, wszędzie tłoczno. Ale tłum nie przeszkadza. Ludzie są sobie przyjaźni, uśmiechnięci. Nikt nikogo nie tratuje. Cywilizacja chrześcijańska. Byłem w Azji, byłem tam świadkiem, jak na dworcu tłum tratuje się nawzajem, nikt drugiemu nie ustępuje miejsca, walczy agresywnie o swój kawałek.
Stawił się Kościół
Jan Paweł II przygotował nas do milionowych, modlitewnych zgromadzeń. Dziś zwołał nas po raz kolejny. Z początku odnosi się wrażenie, że połowa pielgrzymów to Polacy. To jednak tylko przyciąganie własnego języka i może temperament, który słychać i widać. Obecne są wszystkie nacje, kolory skóry, rysy twarzy, ubiory. W Rzymie stawił się Kościół, który jest powszechny. Stawił się Kościół, który odpowiada na miłość pasterza, miłość ofiarowaną aż po ostatni dzień 2 kwietnia 2005 r., gdy zagasł płomień jego życia doczesnego, gdy stanął w domu Ojca, aby czynić dalej to, co czynił przez długie 27 lat. Może jeszcze w większym zakresie rozpoczyna pasterzowanie? Kościół w dniu kanonizacji ukazuje nam go. Poświadcza niejako skuteczne działanie w dwóch osobach uzdrowionych, które poniosą do ołtarza relikwie świętych.
Na Placu św. Piotra, na chwilę przed rozpoczęciem uroczystości, pojawia się papież senior Benedykt XVI. Wzbudza sympatię i otrzymuje owacje. Rusza procesja do ołtarza wraz z papieżem Franciszkiem. Ktoś szeptem mnie pyta: Ilu jest papieży? Dwóch odpowiadam, ale czuję, że nie jest to dobra odpowiedź. Słyszę dalej: Dziś w naszym zgromadzeniu jest czterech papieży: Benedykt XVI, Franciszek i Jan XXIII wraz z Janem Pawłem II. To właśnie mówi nam Kościół, ogłaszając świętymi, mówi o obecności, bliskości, o wstawiennictwie.
Świętość trwa
Reklama
Akt kanonizacji następuje po Litanii do Wszystkich Świętych, zaraz na początku Mszy św. Ile jest w tym akcie Bożej mocy. Znowu, podobnie jak w czasie beatyfikacji, widzę wokół siebie łzy wzruszenia. Twarze nie są ukrywane w zamkniętych dłoniach. Łzy spływają swobodnie na bruk Placu św. Piotra. Z nich musi zakwitnąć niejeden kwiat.
Duma łez. Jestem dumny z tych, którzy płaczą. Płaczą, ponieważ odkryli i doświadczyli świętości, ponieważ zrozumieli, jak ważna jest świętość, ważna dla ich życia, dla świata. Nieświętość boleśnie przemija, świętość trwa. Popatrz na Jana Pawła II.
Dzień po kanonizacji Plac św. Piotra ponownie zapełnił się 100-tysięcznym tłumem. Koncelebrujemy Eucharystię dziękczynną za kanonizację. Przewodniczy kard. Angelo Comastri. Ten sam, który otrzymał trudną misję ogłoszenia światu, że odszedł do domu Ojca Jan Paweł II. W płomiennym kazaniu mówi o słowach i gestach świętego. Zaczynam się oswajać się z myślą, że Jan Paweł II to święty Kościoła.
Wraz z setką kapłanów poproszono mnie do rozdzielania Komunii św. Każdy otrzymuje swój sektor. Gdy wykomunikowałem całą puszkę, odnoszę ją do kaplicy Najświętszego Sakramentu. Wracam do kaplicy obok, kaplicy św. Sebastiana, w której mieści się grób. Na nim widnieją już wyżłobione słowa: Sanctus Johannes Paulus święty Jan Paweł. Klękam, całuję płytę pod ołtarzem, modlę się. Składam wszystkie intencje, które przywiozłem na pielgrzymkę. Kilka krótkich minut. Za krótkich. Wystarczyło jednak, abym wracał jak niesiony na skrzydłach.
Jestem w domu po kanonizacji. Urosła we mnie nadzieja. Jan Paweł II dał mi ją. Odkrywam jako dar pielgrzymowania.
Tam jest Piotr Opoka. Na niej jest zbudowany Kościół i bramy piekielne go nie przemogą.