Pani Maria niedawno skończyła 90 lat, choć patrząc na nią i rozmawiając z nią, trudno w to uwierzyć. Sama stwierdza: Mam dobry wzrok, słuch jeszcze lepszy, sprawność fizyczną do pozazdroszczenia, chodzę szybko i bez laski. Dodam jeszcze elegancka, zadbana, z miłym spojrzeniem, a rozmowę naszą przerywa co rusz przyjemnym śmiechem. Jej opowieść o niezwykle pracowitym, ale udanym życiu rodzinnym jest przykładem, że optymizmem, cierpliwością i głęboką wiarą można pokonać wszelkie kłopoty, a mimo trudnych przeżyć zachować radość życia.
Mama wzór mądrości, pracowitości i silnej wiary
Reklama
Mama pani Marii, Maria Bereszko, była dla niej wzorem. Ojca, Antoniego Bereszko, straciła w wieku szkolnym. Lata dzieciństwa w maleńkim domku przy alei Wolności w Częstochowie wspomina z sentymentem. Siedmioosobowa rodzina rodzice i pięć córek żyła skromnie, ale w domu panowała radość i zgoda. Wraz ze śmiercią taty zakończył się czas beztroskiego dzieciństwa. Po śmierci męża na panią Bereszko spadło wiele obowiązków. Dziękuję Panu Bogu mówi pani Maria że urodziła mnie tak wspaniała kobieta. Była wzorem mądrości, pracowitości i silnej wiary. Swoją siłę i energię czerpała z Jasnej Góry. Brała nas za rękę i szłyśmy przed obraz Czarnej Madonny. To mama nauczyła nas powierzać wszystkie swoje sprawy Matce Bożej. I tak jest do dziś. Jej wychowanie było dla mnie fundamentem postawionym na skale. Energia i doświadczenie pani Bereszko sprawiało, że poziomem swojego intelektu dorównywała ludziom wykształconym. Bardzo dużo czytała. W niedzielę rano szła do kościoła, kupowała prasę katolicką, a po obiedzie czytała żywoty świętych wspomina pani Maria. Choć była bardzo wymagająca dla nas, przez całe życie nie słyszałam, aby wyzywała czy powiedziała brzydkie słowo wspomina pani Maria. Jej siła i argumenty sprawiały, że byłam zdolna pokonywać wszystkie trudy życiowe. Pani Maria mówi, że pomoc mamy w wychowywaniu dzieci, kiedy mąż studiował w Krakowie, była dla niej nieoceniona. Kiedy umierała, mąż pani Marii z wdzięczności ucałował stopy swojej niezwykłej teściowej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mąż prawdziwy przyjaciel
Reklama
Swojego męża, Kazimierza Głowackiego, pani Maria poznała w kościele św. Zygmunta w Częstochowie. Po Drodze Krzyżowej dwaj młodzi chłopcy zaproponowali odprowadzenie do domu. Wyszła za mąż, mając 19 lat. 2 lata po ślubie mąż rozpoczął studia na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Po ich ukończeniu, mimo że miał propozycję pracy w Krakowie, wrócił do Częstochowy, gdzie pracował m.in. przy budowie Huty Częstochowa i Cementowni w Ogrodzieńcu. Był także nauczycielem budownictwa w Technikum Budowlanym przy ul. Targowej w Częstochowie. Od niego uczyłam się wielu rzeczy. Uzupełniałam swoje wykształcenie. On cieszył się, że chętnie go słucham. Zabierał mnie regularnie do filharmonii na koncerty symfoniczne, do kina, do teatru, na tańce. Był prawdziwym przyjacielem. Bez niego nasze dzieci nie byłyby tak dobrze wychowane. Gdy dzieci przybywało, byłam obiektem drwin, ale Kazik był ze mną i pomagał we wszystkim stwierdza. Gdy wracał do domu, pomagał żonie przy kąpaniu dzieci, praniu, cerował ubranka, pomagał w lekcjach, uczył modlitwy. Nieodłącznym elementem jego pracy było słuchanie muzyki poważnej, czym zaraził całą rodzinę. Podczas wyjazdów na wieś, do Jamna, gdzie wybudował najpierw domek, potem duży dom, po pracy lubił bawić się z dziećmi, robił im konkursy, zagadki, wykłady, np. z historii, zaszczepiał patriotyzm, uczył pływać. Był inżynierem, ale miał duszę humanisty mówi jego najmłodszy syn Jan. Jego dziełem jest „Księga rodzinna”, w której wklejał zdjęcia, dokumenty, zapisywał istotne wiadomości ze swoim komentarzem nie tylko z życia rodzinnego, ale również religijnego, społecznego czy politycznego. Ta księga była pierwowzorem niedawno wydanej książki, napisanej przez panią Marię i opracowanej przez jej syna Jana Głowackiego, pt. „Maryna”, o dziejach rodziny. Zdarzały się między nami kłótnie i sprzeczki, jak to w życiu. Wtedy zazwyczaj córka Dzidzia kupowała bilety do kina wspomina pani Maria. Pan Kazimierz zmarł nagle na zawał serca, pływając, podczas pikniku rodzinnego.
Dzieci sens i radość życia
Kiedyś, udzielając wywiadu do gazety „Kobieta i życie”, powiedziała: „Każde dziecko to skarb. Jedyny i niepowtarzalny. My byliśmy szczęśliwi, bo w naszym skarbcu zgromadziliśmy ich aż jedenaścioro”. Powtarza tak do dziś. Jak każda matka nie była wolna od zmartwień i lęków. Miała na to sposób: W garści trzymałam różaniec. To łaska Boża, że wszystkie dzieci przyszły na świat całe i zdrowe. Urodzić to nie wszystko. Sztuką jest dobrze wychować i wykształcić dzieci. Towarzyszyły jej rozterki, jak pogodzić miłość z odpowiedzialnością? I znalazła receptę na wychowanie: wymagać nauki, pracy, modlitwy, szacunku do wszystkich, kochać ojczyznę. W ich domu wśród wielu książek najważniejsze miejsce zajmowała Biblia w skórzanej oprawie, ilustrowana przez Gustawa Doré, w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka, wydana w 1872 r. Z niej uczyli dzieci, jak żyć. Modlili się wspólnie, choć czasem najmłodszym dzieciom trudno było się skoncentrować. Ale te wspomnienia, czasami zabawne, przechowuje do dziś. Czasami się buntowały, że podczas najlepszej zabawy na podwórku mama wołała, aby przyszły się przebrać na nabożeństwo majowe. Pytały, dlaczego my musimy, a inne dzieci nie. Surowe wychowanie przynosiło efekty w szkole były chwalone za bardzo dobre oceny i zachowanie. Dziś pani Maria może poszczycić się osiągnięciami swoich dzieci. Najstarsza córka Urszula ma tytuł magistra chemii, Maciej magistra archeologii, Paweł jest profesorem architektury wnętrz, Maria fizykiem, Elżbieta magistrem inżynierem budowy maszyn, Piotr doktorantem historii sztuki, Wanda technikiem żywienia, Kazimierz magistrem muzykologii i pedagogiem, Janusz Rafał jest profesorem malarstwa, Krystyna florystką, a najmłodszy Jan muzykiem. Mają swoje rodziny, swoje radości i kłopoty. Pani Maria mówi: Małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci, duży kłopot. Teraz moje życie jest jeszcze pełniejsze, bo moje własne kłopoty zostały „wzbogacone” przez kłopoty moich dzieci, wnucząt, prawnucząt. Mimo wszytko jestem szczęśliwa dodaje. Wszystkie sprawy swojej rodziny, na które nie ma wpływu, powierza Matce Bożej. Radością dla niej są spotkania rodzinne w licznym gronie, wigilie w restauracji „Viking”, którą prowadzi jej córka, czy wspólne wakacje na wsi w Jamnem.
Wiara źródło siły
Patrząc wstecz na całe moje życie i wszystkie problemy, widzę, jak bardzo pomagała mi moja wiara. Jak wiele sił i wytrwałości przynosiła mi modlitwa mówi pani Maria. W kwietniu cała rodzina dziękowała Panu Bogu w rocznicę 90. urodzin swojej mamy, babci, prababci za świadectwo jej życia pracowitego i poświęconego rodzinie. Mszy św. w kościele pw. Najświętszego Imienia Maryi w Częstochowie przewodniczył bp Antoni Długosz, który pogratulował jej odwagi przyjęcia i pielęgnowania niezwykłego daru Bożego, jakim jest dar życia. Słowa uznania dla jubilatki skierował również bp Józef Zawitkowski z Łowicza, który napisał w liście do niej: „Nie mogę się nadziwić Pani wierze i Pani zaufaniu Bogu. Skąd Pani miała tyle siły, aby wychować, wykształcić i wyposażyć jedenaścioro dzieci?”. Pani Maria powtarza, że to łaska Boża, i dodaje, że szczęśliwą rodzinę trzeba budować poświęceniem, cierpliwością i przebaczeniem.
W artykule korzystałam z fragmentów książki „Maryna. Historia pewnej pary”, autorstwa Marii A. Głowackiej, w opracowaniu Jana Głowackiego.