Jakiś czas temu media głównego nurtu na całym świecie gorączkowały się rzekomym odkryciem apokryfu, który tytułowano „Ewangelią żony Jezusa”. Mały fragment tekstu miałby świadczyć, że Chrystus miał żonę. Bibliści od początku patrzyli podejrzliwie na tę rewelację i poddali tekst krytycznej analizie. Najbardziej przyłożył się do tego amerykański akademik z niemieckiego uniwersytetu w Wuppertal.
Christian Askeland zauważył, że tekst „Ewangelii żony Jezusa” przypomina bardzo inny rzekomy apokryf „Ewangelię Jana”. Askeland odkrył, że obydwa dokumenty są napisane bardzo podobnym charakterem pisma, tak podobnym, że skłaniało to do przypuszczenia, że pisała je ta sama osoba. Na dodatek obydwa teksty zostały przekazane Uniwersytetowi harwardzkiemu przez tego samego właściciela. Amerykański badacz Biblii twierdzi, że obydwa teksty to falsyfikaty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu