Reklama

Niedziela Przemyska

Pięćdziesiąt lat w służbie ludu

„Z ludu wzięty, dla ludu ustanowiony”. Pod tym zawołaniem pięćdziesiąt lat temu wyruszył w swoją kapłańską przygodę dostojny dziś Jubilat abp Józef Michalik. W sobotę 17 maja będzie w jubileuszowej Eucharystii wspominał czas swoich święceń i uobecniał na ołtarzu ludzi i sytuacje, które jak filmowe kadry przemkną przez Jego serce

Niedziela przemyska 19/2014, str. 1, 4-5

[ TEMATY ]

abp Józef Michalik

święcenia

Zdjęcie ze zbiorów abp. Józefa Michalika

Józef Michalik w dniu święceń kapłańskich 23 maja 1964 r.

Józef Michalik w dniu święceń kapłańskich 23 maja 1964 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Serdecznie zapraszamy na te uroczystości, a tym, którzy nie będą mogli uczynić tego fizycznie, dedykujemy refleksje o życiu Księdza Arcybiskupa, którymi dzieli się On sam. Całość obszernego wywiadu, z którego refleksje te pochodzą, zawarta jest w Księdze Pamiątkowej wydanej na tę okazję. Mamy nadzieję, że czytając te słowa, będziemy podążać za nimi drogami modlitwy za Dostojnego Jubilata.

* * *

Pięćdziesiąt lat kapłaństwa to szmat czasu, a jednocześnie trzeba do tych pięćdziesięciu lat kapłaństwa dodać okres wcześniejszy, więc ten jubileusz przypomina mi, że jestem już człowiekiem niemłodym. Piękno tego wieku polega na tym, że człowiek z nową perspektywą wraca do przeszłości i widzi, jak na jego życie złożyło się wiele wydarzeń, nieustannych Bożych darów i łask, pomoc wielu ludzi, co wpłynęło na to, że dzisiaj mogę tak a nie inaczej podchodzić do życia i do różnych problemów, a w sumie nieustannie nabywać pewien kręgosłup człowieczeństwa i wiary, sposób oceniania rzeczywistości dzięki patrzeniu w wieczność.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Moje dzieciństwo to okres wojenny i tuż po wojnie. Pamiętam pewne sceny z okresu wojny, chociaż urodziłem się w 1941 r., a Niemcy odeszli z naszych terenów w 1944 r. Pamiętam wywózki na Sybir. Matka posyłała mnie jako dziecko z chlebem, z jakimś zawiniątkiem do odkrytego samochodu, którym zapłakani ludzie byli wywożeni w nieznane i trzeba było im coś zanieść na drogę, żeby mieli co jeść. Kawałek chleba to był wielki skarb w owych czasach. Myślę, że to też w jakiś sposób mnie formowało. Poczucie bezpieczeństwa, które płynęło z obecności matki i ojca, powodowało, że nie przeżywałem lęku, że może mi się stać coś złego. Rodzice wiedzieli, że tym biednym, wywożonym ludziom trzeba pomóc, ale jak pójdą sami, to może im się stać krzywda, mogą ich dołączyć do wywożonych ludzi, natomiast dziecka nikt nie skrzywdzi. Wspomnienie tej sceny ciągle we mnie tkwi i przypomina, że dziecko wyzwala dobro, że daje dobro i dlatego trzeba je szanować, otaczać miłością, nie zepsuć, nie zgorszyć go. (…)

Z moim pójściem do liceum łączy się taka mała, ale też znacząca historia. Pod koniec szkoły podstawowej w ostatniej klasie, tuż przed zakończeniem roku szkolnego, przyszła do nas działaczka Związku Młodzieży Polskiej, ówczesnej socjalistycznej organizacji, i rozdała wszystkim legitymacje, mówiąc, że trzeba się podpisać i że wszyscy będą zapisani do ZMP. Ja popatrzyłem na to ze zdziwieniem, dlaczego ktoś ma nam coś narzucać, i zaczęła się dyskusja z kolegami. Skończyło się tym, że cała klasa odmówiła podpisania legitymacji. Zrobiła się awantura na miarę rewolucji październikowej, że to przecież jest bunt, reakcja. Ponieważ stwierdzono, że odegrałem w tym jakąś rolę, otrzymałem informację, że do liceum nie będę mógł być przyjęty, ponieważ jestem przeciwnikiem socjalizmu. Ja się tym nie bardzo przejmowałem, bo wiedziałem, że ta działaczka to koleżanka mojej siostry, a członkostwo w ZMP nie ma nic wspólnego z moim pójściem do liceum. Okazało się później, że miało, ale do liceum jednak poszedłem. (…)

Reklama

Propozycji, żebym został ministrantem, było bardzo wiele, ale broniłem się przed ministranturą aż do ostatniej klasy szkoły podstawowej, kiedy jeden z kolegów powiedział mi, w okresie Wielkiego Tygodnia, że są potrzebni ministranci do adoracji, żeby Pan Jezus nie był sam. I ta potrzeba to właśnie był motyw, który mnie skłonił do tego, że zdecydowałem się pójść. Pożyczyli mi komżę i tak się zaczęło. Te trzy dni adoracji jakoś mnie oswoiły i przybliżyły do ołtarza. Klęczało się pół godziny, a czasem i godzinę, jeśli nie przyszedł ten, który miał zmienić. Dla takiego chłopca to nie było proste, bolały kolana i plecy. Pamiętam do dzisiaj, że w czasie tej adoracji były wyłożone niewielkie książeczki, np. książeczka ks. Jeża, zaprawiająca do modlitwy, zawierająca różne rozważania, więc była okazja poczytać i pomodlić się przy pomocy książeczki. W tym okresie odbyłem też rekolekcje razem ze wszystkimi kolegami, rekolekcje szkolne. W czasie jednej z konferencji ksiądz postawił pytanie, które do dzisiaj pamiętam: „Kto przeczytał cztery Ewangelie? Jacy wy jesteście chrześcijanie, jeśli nie znacie Ewangelii, nie wiecie, co Pan Jezus powiedział?”. Ze wstydem odpowiedziałem sobie wewnętrznie, że niestety nie jestem tym, który przeczytał cztery Ewangelie w całości. Wtedy okazało się, że w domu jest Pismo Święte i sięgnąłem po nie. Doskonale pamiętam to miejsce przy jakiejś pracy przedświątecznej, którą wtedy wykonywałem, w którym przeczytałem Ewangelie. Byłem zafascynowany, bo zupełnie inaczej jest odkryć Pana Jezusa z Ewangelii w całości, a inaczej wysłuchać fragmentów Jego nauczania w czasie Mszy św. W tamtym momencie ukazał mi się nowy świat. (…)

W tamtym czasie przyjęcie do seminarium było dosyć proste, trzeba było po prostu napisać podanie i życiorys. Ks. prefekt Stanisław Borawski zawiózł mnie swoim motorem do Łomży i złożyłem to podanie, była też chwila rozmowy z księdzem rektorem, który zapytał o rodzinę, o sytuację, o chęci i intencje. I właściwie wszystko już było zdecydowane. Poinformowano mnie, kiedy mam przyjechać i co powinienem ze sobą zabrać, a także, że formacja seminaryjna zacznie się od rekolekcji. Te rekolekcje pamiętam do dzisiaj, bo to był dla mnie i kolegów swoisty szok – pierwszy raz w życiu odbywaliśmy rekolekcje w absolutnej ciszy. Nie rozmawialiśmy ze sobą przez cztery dni, co było bardzo poważnie przez nas potraktowane. Nasze wrażenia z tych pierwszych dni były pełne zachwytu. Podziwialiśmy, jako pierwszoroczni studenci-klerycy, mądrość tej instytucji, że taka praktyka seminaryjnego życia obowiązuje od wieków, a doświadczenia pokoleń wskazują, że to spełnia swoją rolę i jest potrzebne. (…)

Pierwsze dwa seminaryjne lata to był dla mnie okres zmagań wewnętrznych i zewnętrznych i bardzo ważny czas intensywnego dojrzewania do tego wyboru, który już „wybrałem”. Nie było mi wtedy łatwo odpowiedzieć sobie na pytanie, czy rzeczywiście mam powołanie. Moje wątpliwości miały swoje źródło przede wszystkim w pytaniu, czy jestem godny tego, żeby Bóg powołał mnie do swojej służby, bo przecież wiedziałem, że nie jestem godny. Dzięki jednemu z kolegów, Janowi Urbanowi, poświęciliśmy się we czterech Matce Bożej, oddaliśmy się jej w niewolę wzorem św. Maksymiliana Kolbego i św. Ludwika Marii Grignion de Montfort. Zainspirowała nas do tego ważna w życiu duchowym książka „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”. Ta dodatkowa maryjna praktyka modlitewna bardzo mi pomogła w nawiązywaniu kontaktu z nadprzyrodzonością, z Panem Bogiem. Kiedy złożyłem sprawę mojego powołania w ręce Matki Bożej, przyszła odpowiedź na moje wątpliwości, że przecież nie do mnie należy ten wybór. Zrozumiałem, że to Pan Bóg ponosi ryzyko i ustami Kościoła powie, czy powołuje mnie do swojej służby. Było to dla mnie bardzo ważne wskazanie i dlatego później nie miałem już wątpliwości, co do obranej drogi i czas diakonatu, a potem kapłaństwa był już po prostu radosnym jej realizowaniem, bo decyzja została podjęta wcześniej. (…)

Same święcenia diakonatu i święcenia kapłańskie nie były dla mnie skokiem w nieznane, ale były omodlone, oczekiwane i chyba dosyć odważnie i świadomie przyjmowane. Odbierałem je jako kolejny naturalny krok na drodze mojego kontaktu powołaniowego z Panem Bogiem, wejście w pełniejszą odpowiedzialność wobec tej relacji. Kapłaństwo zawsze uważałem za służbę, okazję do pracy, czynienia czegoś ważnego i potrzebnego innym, a nie za sposób na życie, a już najmniej na życie wygodne. Na obrazek prymicyjny wybrałem cytat z Listu do Hebrajczyków: „Każdy kapłan z ludu wzięty, dla ludu jest postanowiony”. Uważałem, że to jest oddanie tej treści i świadomości, że będę taki, jacy są moi ludzie i że oni muszą się stawać lepsi, aby lepszymi mogli być kapłani, bo kapłaństwo jest uwarunkowane człowieczeństwem, jego rozwijaniem i pogłębianiem. Chrystus-Bóg potrzebuje człowieka do tego, żeby pomagał w zbawieniu. Uważałem, że rozwój człowieczeństwa jest potrzebny nie tylko kapłanowi, ale każdemu, dlatego trzeba je budzić i rozwijać w ludziach, a wtedy i kapłaństwo będzie z natury rzeczy głębsze i piękniejsze.

2014-05-07 15:35

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Krzysztof Ziemiec: Słowa abp. Michalika burzą święty spokój

Krzysztof Ziemiec podsumowuje abp. Józefa Michalika na koniec okresu pełnienia funkcji Przewodniczącego Episkopatu Polski.
CZYTAJ DALEJ

Nowenna do Świętej Rodziny

[ TEMATY ]

nowenna

Święta Rodzina

Agata Kowalska

Nowenna przed świętem Świętej Rodziny do odmawiania w grudniu lub w dowolnym terminie.

W liście Episkopatu Polski do wiernych z 23.10.1968 r. czytamy: „Dziś ma miejsce święto przedziwne; nie święto Pańskie ani Matki Najświętszej, ani jednego ze świętych, ale święto Rodziny. O niej teraz usłyszymy w tekstach Mszy świętej, o niej dziś mówi cała liturgia Kościoła. Jest to święto Najświętszej Rodziny – ale jednocześnie święto każdej rodziny. Bo słowo «rodzina» jest imieniem wspólnym Najświętszej Rodziny z Nazaretu i każdej rodziny. Każda też rodzina, podobnie jak Rodzina Nazaretańska, jest pomysłem Ojca niebieskiego i do każdej zaprosił się na stałe Syn Boży. Każda rodzina pochodzi od Boga i do Boga prowadzi”.
CZYTAJ DALEJ

Co z postem w piątek w oktawie Bożego Narodzenia?

2024-12-26 14:06

[ TEMATY ]

wstrzemięźliwość

oktawa

Karol Porwich/Niedziela

W piątek w oktawie Narodzenia Pańskiego obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, chyba że została udzielona dyspensa. Informacje na ten temat można znaleźć na stronach diecezjalnych.

Oktawa Narodzenia Pańskiego nie znosi piątkowej wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych. „Piątkowa wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych nie obowiązuje tylko w piątki, w które wypada uroczystość (por. Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 1251). Zgodnie z „Tabelą pierwszeństwa dni liturgicznych”, zawartą w „Ogólnych normach roku liturgicznego i kalendarza” w Mszale Rzymskim (str. [84]), w roku liturgicznym występują dwie oktawy, które mają różną rangę: oktawa Wielkanocy w randze uroczystości (grupa I) oraz oktawa Narodzenia Pańskiego w randze święta (grupa II). Tak więc w piątek w oktawie Narodzenia Pańskiego obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, chyba że została udzielona dyspensa zgodnie z przepisami prawa kanonicznego.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję