O tym, że w kościele pw. św. Józefa na Krakowskim Przedmieściu mogą być nieodkryte groby mówiło się od dawna. Nikt jednak nie przepuszczał, że szczątków będzie tak wiele. - Tej ściany nikt nie ruszał od prawie 200 lat. W XIX wieku została zamurowana - mówi ks. Leszek Kwiatkowski, administrator Wyższego Seminarium Duchownego.
O tym miejscu krążyły różne opowieści. Czego najbardziej się obawiano? - Jedna z legend mówiła o tym, że w podziemiach zostali pochowani ludzie zmarli na cholerę w XVII wieku. Według przekazów ich grobów nie można ruszać, bo epidemia znów zacznie się rozprzestrzeniać - wyjaśnia ks. Kwiatkowski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dopiero podczas remontu w 2013 r. znaleźli się odważni ludzie, którzy postanowili zbadać, co kryje się za tajemniczą ścianą. Jednym z nich jest dr Maciej Trzeciecki z Instytutu Archeologii PAN. Pod jego kierunkiem centymetr po centymetrze eksplorowano podziemie seminaryjnego kościoła. Odkryto tu o wiele więcej grobów niż można było się spodziewać. - Pochówki odbywały się w różnych okresach. Jedną warstwę pogrzebanych tu osób przysypywano piachem i układano następną - opowiada Ksiądz administrator.
Reklama
Archeolodzy przesiewali każda drobinkę piasku. Ich zadaniem było oddzielenie wszystkich ludzkich szczątków oraz artefaktów, które towarzyszyły im w ostatniej drodze. Po dokładnej inwentaryzacji okazało się, że w podziemiach spoczywało ok. 500 osób. Większość z nich to ojcowie karmelici, którzy do połowy XIX wieku byli gospodarzami tego miejsca. W trakcie prac odnaleziono także 148 przedmiotów i ich fragmentów. Dominują wśród nich obiekty związane z funkcją krypt - elementy wyposażenia pochówków, części stroju, elementy trumien. Odnaleziono także dwa wybite w Rzymie karmelitańskie medaliki.
Dr Trzeciecki łączy je z datą kanonizacji św. Teresy w 1622 r. Inne przedmioty, jak pętelki, buty i dewocjonalia, potwierdzają, że szczątki pochodzą z XVII i XVIII wieku.
Podczas badań odkryto również pochówki, które zachowały się całości. Wśród nich trzy czarne trumny, w których pogrzebano karmelitów. Ojcowie mają całe szkielety, a w rękach od 200 lat trzymają drewniane krzyże. - Widać jeszcze fragmenty habitu oraz stułę. Pochówki zachowały się w dobrym stanie, bo ciała zakonników zostały ułożone na trocinach, które osuszały rozkładające się szczątki - pokazuje ks. Leszek Kwiatkowski.
Wśród odnalezionych szczątków są także świeccy. Archeolodzy odnaleźli kilka trumienek, w których pochowano dzieci. - Najprawdopodobniej pochodziły one z rodzin, które wspierały klasztor ojców karmelitów. Dobrodzieje i fundatorzy klasztoru mieli przywilej pochówku w kościele. A wdzięczna wspólnota zakonna modliła się za ich duszę - mówi ks. Leszek Kwiatkowski.
Reklama
Największym dla historyków odkryciem okazała się bogato zdobiona trumna Heleny z Ogińskich Ogińskiej, kasztelanowej wileńskiej, zmarłej w 1790 r. w Warszawie. Ogińska była przedstawicielką jednego z najstarszych i najzamożniejszych książęcych rodów Wielkiego Księstwa Litewskiego. Hrabina bywała na dworach królewskich, była przyjaciółką carowej Anny Iwanowny. Jako stronniczka promoskiewska nie zapisała się złotymi zgłoskami w polskiej historiografii. Jej postępowanie przyczyniło się do rozkładu Rzeczpospolitej. Jeszcze za życia często powtarzała, że modli się do Boga o „zdrowie i pieniądze”.
Odkrycie grobu pozwoliło ustalić dokładną datę jej śmierci. Historycy błędnie podawali miejsce jej pochówku, bo w testamencie Ogińska zapisała, że chce spocząć obok męża w Witebsku. Gdy umarła grób męża był już poza granicami Rzeczpospolitej.
Seminarium Duchowne archidiecezji warszawskiej przejęło poklasztorne budynki w połowie XIX wieku. Wówczas obowiązywało już prawo zakazujące pogrzebów w kościołach. Wszystkie pochówki odbyły się tu więc w czasach, gdy kościół należał jeszcze do konwentu karmelitów.
Najprawdopodobniej w połowie XIX wieku wszystkie szczątki przeniesiono do krypt znajdujących się w podziemiach tuż koło kruchty. Nieliczne zostały przeniesiona starannie w trumnach, a inne niedbale. Całość zamurowano i od tamtej pory nie było tam żywego ducha. - Część szczątków była tu dosłownie wrzucona. W piachu znajdowaliśmy porozrzucane bez ładu kości, szkielety i ludzkie czaszki - mówi ks. Kwiatkowski.
W ciągu 1,5 godziny pochowano ok. 500 osób. - Ten 200-letni dystans pozwala na skupienie i zadumę. Nie było łez, rozpaczy i emocji, które towarzyszą nam na innych pogrzebach. Ze spokojem patrzyliśmy na kruchość doczesnego życia, które budzi nadzieję na wieczność - mówi ks. prof. Michał Janocha, ojciec duchowy w Seminarium.