Świdnica
„Nie lubię rapu. Lubię disco, jazz lubię. Rap to narzędzie”. Taką deklarację z ust Dobromira Makowskiego usłyszeli gimnazjaliści, którzy w sobotę 30 listopada na godz. 10 rano stawili się w auli Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Równej w Świdnicy. Usłyszeli historię poranionego, ale szczęśliwego człowieka.
Jak sam o sobie mówi, był marionetką diabła. Do domu dziecka trafił jako małe dziecko, nawet nie potrafi powiedzieć jak małe, bo wyparł to z pamięci. Rodzice trafili do więzienia. Kiedy ojciec w końcu zabrał go stamtąd, miał już siedem lat. Ojciec dużo pił, był prawie niewidomy. Matki nie pamięta prawie wcale.
Potem przyszła szkoła i pierwsze problemy. Drobne kradzieże, wstyd za pijanego ojca.
– Myślałem wtedy, że to jest taka normalna część dziecięcego życia, że wszyscy tak mają. Ale kiedy szedłem do szkoły i obserwowałem inne dzieciaki, czułem się źle. Dzieci w szkole śmiały się ze mnie, że jestem dzieckiem pijaka, „ślepoka”. To wzbudzało we mnie nienawiść do Boga, do świata. Na religii siostra zakonna uczyła, że jest inaczej, ale trudno mi było tego słuchać – wokół siebie widziałem inny świat. W połowie podstawówki ojciec w amoku alkoholowym powiedział, że mnie zabije, jak nie znajdą się pieniądze babci. Ja ich wtedy nie wziąłem, babcia je dobrze ukryła. Uciekłem z domu. Tra?łem do pogotowia opiekuńczego. Myślałem, że tam będę bezpieczny, ale tra?łem na hierarchię wieku i wartości, na naprawdę zepsutych młodych ludzi, wychowywanych w środowisku recydywistów, złodziei. Tam zaczęły się narkotyki. Ludzie wyzywali mnie od ćpuna, narkomana, frajera, ale ja byłem bezpieczny. To była największa tajemnica tego rozpuszczalnika – po nim czułem się kochany. Dziś wiem – każdy, kto ma problemy z jakimś uzależnieniem, tak naprawdę poszukuje miłości. Spadałem po równi pochyłej w dół.
I wtedy wydarzyło się coś dziwnego – tra?łem na detoks, a potem do katolickiego ośrodka dla narkomanów w Bytomiu. Spotkałem tam pewnego księdza, który pracował na ulicy z narkomanami. Opowiadał nam o Jezusie, który kocha nas bezwarunkowo, którego nie obchodzi to, co do tej pory robiliśmy. Jakiś farmazon – myślałem. W ogóle w to nie wierzyłem. Ale ten ksiądz modlił się mimo mojej niewiary i sarkazmu. Modlił się cierpliwie. Nie działało.
Wróciłem do domu dziecka. Potem meliny, paserstwo, kradzieże. Byłem takim pędzelkiem, którym diabeł malował sobie zły świat na ziemi. Po kolejnym zatrzymaniu przez policję dostałem ultimatum – albo z tym kończę, albo idę do kryminału. Wystraszyłem się. Stałem przyćpany na ulicy i płakałem: „Jezu, jeśli naprawdę jesteś, to zmień moje życie”. Po raz pierwszy w życiu naprawdę się modliłem. Teraz po wielu latach widzę w tym rękę Pana Boga i modlitwę tamtego księdza. Dzięki pomocy dobrych ludzi udało mi się skończyć szkołę, zdać maturę, dostać na studia. Dziś jestem nauczycielem i swoim świadectwem chcę dotknąć młodych ludzi, żeby wiedzieli, że nigdy nie jest za późno.
Zaczynał kiepsko. Dziś jest absolwentem AWF-u, udziela się w kilku fundacjach, pracuje z dziećmi i młodzieżą, którym mówi, że mają prawo do dobrego życia, że mogą wybierać. Ma żonę, córkę, szczęśliwą rodzinę. Jeździ po szkołach w całej Polsce z programem antynarkotykowym „RapPedagogia”. Dobromir Makowski, człowiek, który był marionetką diabła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu