Jadowniki Mokre to malutka, zagubiona wśród lasów wieś. Do Tarnowa stąd 30 km, do Krakowa sporo dalej, ale drogi w okolicy nie są najgorsze, więc kontakt z resztą świata już nie stanowi problemu. Chyba że zimą, gdy śnieg zawieje drogi i pola.
Jadowniki Mokre mają dziś ok. tysiąca mieszkańców. Przed wiekami robiono tutaj zatrute strzały, stąd nazwa wsi. Dziś powodem do chluby jest człowiek, który stąd się wywodzi abp Józef Kowalczyk, prymas Polski, pierwszy od II wojny światowej nuncjusz apostolski w Polsce. I choć we wsi nie ma już nikogo o tym nazwisku, wielu miejscowych ciągle utrzymuje, że są z Arcybiskupem spokrewnieni. Co może być prawdą, bo wieś to stara, zasiedziała, i aż do czasów wielkiej emigracji za chlebem do Ameryki nikomu stąd jakoś do świata się nie spieszyło.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zjednywał ludzi i instytucje
Reklama
Ksiądz Prymas o swej urokliwej rodzinnej wsi nigdy nie zapomniał. Wracał tu przez lata nie tylko z powodów sentymentalnych. Miejscowi powiadają, że zawsze interesował się losem rodaków, a los ten raczej był biedny i twardy. To prymas Kowalczyk w 1997 r. poddał pomysł założenia w Jadownikach Mokrych samopomocowej placówki dla dzieci. Najpierw tylko dla tych z okolicy, ale gdy projekt nabrał kształtów i konkretów, nabrał też rozmachu. Okazało się, że placówka może pomagać dzieciom nie tylko z okolicy, ale i z całej diecezji tarnowskiej, a nawet z Polski. Do wsparcia tego przedsięwzięcia ówczesny Nuncjusz namówił nie tylko biskupa miejsca Józefa Życińskiego, ale także ambasadora Włoch Giuseppe Balboniego. Do budowy ośrodka, który zaprojektował architekt Maciej Nejman, zdołał zjednać przychylność wielu znamienitych osób: polityków, dyplomatów, duchowieństwa. Zapewne także dzięki osobie Nuncjusza projekt wsparły takie instytucje, jak: Komitet Integracji Europejskiej, Ambasada Republiki Włoskiej, PFRON, Nuncjatura Apostolska, Fundacja „Renovabis” z Niemiec, Maltańska Służba z Treviru, KRUS. Swój wkład w powstanie placówki mieli także biskup tarnowski Wiktor Skworc, ówczesny wojewoda tarnowski Wiesław Woda, wierni diecezji tarnowskiej oraz indywidualni ofiarodawcy z kraju i USA. Pozostałe wydatki pokryła Caritas Diecezji Tarnowskiej, która stała się właścicielem ośrodka.
Projekt rozrastał się i zmieniał wraz z trwaniem budowy. Pojawiały się także komentarze zarzucające nietrafną, bo wiejską, lokalizację obiektu wkrótce okazało się jednak, że także ona była strzałem w dziesiątkę. W Polsce nie ma wielu placówek zajmujących się rehabilitacją dzieci niepełnosprawnych i opieką nad nimi. Dzieci z terenów wiejskich mają podwójnie trudną sytuację. Najlepszy dowód najbliższa placówka o podobnym charakterze znajduje się w Białce Tatrzańskiej, druga zaś w Krakowie.
Mała wieś z dużym ośrodkiem
Wjeżdżając do wsi, trudno przegapić budynek ośrodka. To spory i zadbany kompleks, w którym rehabilituje się dziś nie tylko dzieci, ale także osoby dorosłe. W jego skład wchodzą: Dom Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej Intelektualnie, Zakład Rehabilitacji Leczniczej, Niepubliczna Szkoła Podstawowa Specjalna, Niepubliczne Gimnazjum Specjalne, Niepubliczna Szkoła Przysposabiająca do Pracy, Placówka Opiekuńczo-Wychowawcza Wsparcia Dziennego, Ośrodek Interwencji Kryzysowej, a nawet Centrum Hydroterapii, bo znajduje się tutaj nowiutki kryty basen.
Reklama
Dyrektorem placówki od 2001 r. jest ks. Marek Kogut. To jedyna osoba duchowna w domu, nie licząc dwóch sióstr albertynek, które mieszkają po sąsiedzku. Co ważne w regionie, który dotknięty jest sporym bezrobociem, pracuje tu ok. 100 osób. Personel tworzą rehabilitanci, pedagodzy, lekarze, pielęgniarki, psycholodzy, logopedzi, hipoterapeuci, dogoterapeuci, instruktorzy terapii zajęciowej, opiekunki osób niepełnosprawnych, ale także pracownicy administracyjno-biurowi czy gospodarczy.
Trzonem jest DPS dla dzieci niepełnosprawnych. Dzieci w naszym DPS-ie jest 17. Niektóre są już dorosłe, ale nadal pozostają u nas, ponieważ mentalnie to nadal dzieci opowiada Ksiądz Dyrektor. Przywiązaliśmy się do nich, a one do nas. Są niepełnosprawne na skutek mózgowego porażenia dziecięcego, autyzmu, epilepsji i innych schorzeń neurologicznych.
Zależy nam, by czuły się tutaj jak w domu, i to się udaje. Proszę popatrzeć, jakie są radosne i ufne mówi nie bez dumy kierownik ośrodka Adriana Błaszczyk, którą dziewczynka zaprasza uparcie na dzisiejszy podwieczorek. Otworzyliśmy dla nich specjalną szkołę podstawową i specjalne gimnazjum. Nasi nauczyciele to wysokiej klasy specjaliści oligofrenopedagogiki, rewalidacji, tyflopedagogiki, surdopedagogiki. Są logopedzi, psycholodzy, rehabilitanci. Pani Kierownik oprowadza nas po klasach, które liczą czasem dwoje, czasem czworo dzieci. Im większa niepełnosprawność, tym mniej uczniów, a więcej opiekunów. Sale są jasne, przytulne, ciepłe. Z mat, fotelików i ławek patrzą na nas ufne oczy dzieci. Czasem efekty naszej pracy widać dopiero po 10 latach mówi Pani Kierownik. Ta dziewczynka jest u nas dekadę, ale dopiero teraz, po tylu latach pracy z nią, odezwała się pierwszy raz. Okazało się, że umie mówić. Dla takich chwil warto uprawiać ten zawód.
Reklama
Z czasem okazało się, że potrzebna jest też szkoła przysposabiająca ich do pracy objaśnia ks. Kogut. Jest to trzyletnia, ponadgimnazjalna placówka przeznaczona dla młodzieży z upośledzeniem umysłowym w stopniu umiarkowanym i znacznym oraz z niepełnosprawnością ruchową i sprzężoną. W szkole tej prowadzone są zajęcia z szeroko pojętego gospodarstwa domowego. Chodzi nam o optymalne przygotowanie młodzieży niepełnosprawnej do funkcjonowania w środowisku.
Rehabilitacja dostępna dla każdego
Ośrodek tętni życiem, co obserwujemy od chwili przekroczenia progu. Estetycznie, a co ważniejsze przytulnie urządzone wnętrza sprawiają przyjemne wrażenie. Właśnie wyjechała jedna grupa, a zjeżdża druga. Z odbywających się przez okrągły rok turnusów rehabilitacyjnych korzysta w jednym „rzucie” ok. 50 osób. Ośrodek oferuje szeroki zakres nowoczesnych metod rehabilitacyjnych i terapeutycznych. Turnusy trwają 14 dni, a dzięki dofinansowaniu przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) są dostępne dla wielu rodzin. Ośrodek z Jadownik Mokrych musi się cieszyć dobrą renomą, bo czasem pojawiają się tu ludzie z drugiego końca Polski. Zadowoleni, natychmiast chcą „zaklepać” sobie następny termin. Żeby wrócić do nas, trzeba czekać dwa lata, bo taka długa jest lista chętnych. Turnusy te w części refunduje PFRON, a na drugą część można uzyskać dopłatę np. z Caritas wyjaśnia Adriana Błaszczyk. Wtedy za pobyt u nas rodzina nie zapłaci z własnej kieszeni ani grosza.
Na turnusach rehabilitacyjnych zawiązują się znajomości, a nawet przyjaźnie, które trwają po wyjeździe z Jadownik Mokrych. Dzieci umawiają się na kolejne spotkania, a to naszym zdaniem świadczy o tym, że dobrze się u nas czują, nie tylko się podleczą, ale też dobrze wypoczną mówi Ksiądz Dyrektor.
Co proponuje ośrodek?
Reklama
Zabiegi z fizykoterapii, kinezyterapii, hipoterapii, dogoterapii, terapię zajęciową. Prowadzimy też konsultacje psychologiczne i logopedyczne, grupową rehabilitację społeczną. Od kiedy mamy basen i grotę solną, zapraszamy do korzystania z obu tych obiektów. Najnowsza jest stymulacja polisensoryczna, czyli tzw. sala doświadczania świata, a ostatniego lata zaczęliśmy też hortiterapię wylicza ks. Kogut. Całe zaplecze rehabilitacyjne służy nie tylko osobom, które przyjeżdżają do nas na turnusy. W ramach Zakładu Rehabilitacji Leczniczej, który ma podpisaną umowę z NFZ, codziennie pomagamy chorym z okolicy. Bez naszego ośrodka w praktyce nie mieliby szans na rehabilitację. To często ludzie starsi, spracowani i zniedołężniali, którzy nie pojadą nigdzie dalej, a tak mają nowocześnie wyposażony ośrodek na wyciągnięcie ręki.
Wsparcie dzienne
Intencją abp. Kowalczyka było zorganizowanie we wsi miejsca dla dzieci z okolicy. Od początku zależało mu na tym, żeby miały one gdzie odrobić lekcje, nadrobić zaległości, zjeść coś ciepłego, pobawić się... Wracał do tego tematu często, dlatego przy ośrodku nastawionym głównie na rehabilitację dzieci chorych pojawiła się Placówka Wsparcia Dziennego, która działa popołudniami przez 5 dni w tygodniu. Codziennie przychodzi tu ok. piętnaścioro dzieci wyjaśnia Ksiądz Dyrektor. Dopełnieniem placówki jest Ośrodek Interwencji Kryzysowej, wspierający ofiary przemocy domowej, osoby borykające się z życiowymi traumami, takimi jak: śmierć kogoś bliskiego, utrata pracy czy kłopoty wychowawcze. Działa tu także telefon zaufania.
Biskup z pługiem w herbie
Po drugiej stronie drogi, niemal naprzeciw kompleksu budynków ośrodka, znajduje się inny dom, zwracający naszą uwagę wielkością to Izba Pamięci Jana Pawła II, dwupoziomowe muzeum stworzone z eksponatów będących własnością prymasa Kowalczyka (m.in. papieska sutanna i piuska, ofiarowane abp. Kowalczykowi przez bł. Jana Pawła II na Mikołaja, buty narciarskie i gogle Błogosławionego oraz wiele innych pamiątek). Na piętrze wystawiono eksponaty związane z prymasem Kowalczykiem, m.in. pióro, którym pierwszy po wojnie nuncjusz apostolski w Polsce podpisywał konkordat. Sporo tu też cennych dokumentów i książek. Abp Kowalczyk prywatny księgozbiór przekazał już gminno-parafialnej bibliotece w Jadownikach Mokrych. Ta Izba Pamięci to dowód wdzięczności i dumy w Jadownikach nie urodził się dotąd nikt znamienitszy od Księdza Prymasa. Kiedy tu przyjeżdża, spaceruje, rozmawia z ludźmi, zachowuje się jak zwyczajny człowiek, który z sentymentem wraca do miejsca swojego dzieciństwa wyjaśnia ks. Kogut. Ludzie Prymasa znają i lubią, wielokrotnie słyszałem, jak o tym mówili. Imponuje im to, że nie zapomniał, skąd pochodzi. Ujęło wszystkich, że w swoim herbie biskupim umieścił pług symbol swego pochodzenia dodaje Ksiądz Dyrektor. Mało tego, Ksiądz Prymas wraz ze swoją siostrą przekazał dla podopiecznych Ośrodka rodzinny dom wraz z ogrodem.
* * *
Abp Józef Kowalczyk prymas Polski komentuje: Ludzie ciągle wstydzą się niepełnosprawności swoich dzieci, czują się często zagubieni, pozostawieni sami sobie. Spotkałem w Jadownikach młode małżeństwo z malutkim dzieckiem z zespołem Downa. Przyjechali, żeby szukać pomocy dla synka, ale sądzę, że znaleźli także pomoc dla siebie. Bo spotkali tam rodziców mających także niepełnosprawne dzieci i uczyli się od nich jak radzić sobie z codziennością. Cieszy mnie też, że do Ośrodka przychodzą zdrowe dzieci, żeby bawić się z chorymi rówieśnikami. To uczy na całe życie innego spojrzenia na człowieka niepełnosprawnego. Uczy wrażliwości i empatii.