Reklama

Wiara

W drodze ze św. Jakubem

Piesze wędrówki są przyjemną formą obcowania z naturą i doskonałym sposobem na dotarcie w odległe tereny i na mało uczęszczane szlaki. Czy wystarczy jednak spakować plecak, wziąć wygodne buty i wyruszyć? Z Andrzejem Koflukiem, przewodnikiem PTTK, wiceprezesem Stowarzyszenia „Przyjaciele Dróg św. Jakuba w Polsce”, człowiekiem, który odbył pieszą pielgrzymkę z Wrocławia do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela rozmawia Anna Buchar.

Niedziela wrocławska 29/2013, str. 6, 7

[ TEMATY ]

pielgrzymka

Santiago de Compostela

droga św. Jakuba

Archiwum Andrzeja Kofluka

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANNA BUCHAR: - Kiedy rozpoczął Pan swoją pielgrzymkę i jak długo trwała?

ANDRZEJ KOFLUK: - Wyruszyliśmy z moim przyjacielem Stanisławem Ozdobą 6 kwietnia 2010 r. zaraz po Świętach Wielkanocnych. Nasza podróż trwała dokładnie 102 dni. Trudno podać konkretną liczbę kilometrów, ale przeszliśmy ich ok. 3, 5 tys. Dziennie przechodziliśmy ok. 35 km. Podążaliśmy wyznaczonym szlakiem codziennie, za wyjątkiem jednego dnia. Nocowaliśmy wówczas w Pradze u Dominikanów. Był to dzień pogrzebu Pary Prezydenckiej. Żałobę katastrofy smoleńskiej nieśliśmy do 6 czerwca, kiedy to dotarliśmy do miejscowości Etienne we Francji. Tego dnia ks. Jerzy Popiełuszko został błogosławionym. Wówczas ściągnęliśmy z naszych plecaków kiry żałobne i cieszyliśmy się z beatyfikacji.

- Jaką trasę obraliście?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Trasę rozpoczęliśmy z Wrocławia z kościoła pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego przy ul. Horbaczewskiego. Nie podążaliśmy jednak szlakiem królewskim (wiedzie on m.in. przez Zgorzelec, Paryż, Bordeaux i jest to krótsza trasa). Szliśmy drogą odrobinę dłuższą, prowadzącą przez Alpy. Z Wrocławia maszerowaliśmy w kierunku Środy Śląskiej. Stamtąd, przez Legnickie Pole, Lubań, Zgorzelec, Görlitz, Zittau i doszliśmy do Czech. Następnie przez Niemcy, Szwajcarię, Austrię, Francję i Hiszpanię aż do Santiago. Po drodze nawiedzaliśmy sanktuaria, widzieliśmy przepiękne klasztory i kościoły romańskie, gotyckie, barokowe. Mieliśmy okazję obcować z cudowną przyrodą i architekturą. Jednak najwspanialsi byli ludzie, których spotykaliśmy po drodze.

- Jak długo przygotowywał się Pan do tej wędrówki?

- Było to moje odwieczne marzenie. Mój tryb życia związany jest z przemieszczaniem się, zawsze interesowały mnie sprawy duchowe i sprawy związane z turystyką. A pielgrzymka jest czymś, co łączy te dwie rzeczy.

- W jaki sposób wpłynęła ona na Pańskie życie?

- Pozwoliła mi z jednej strony, tak jak mawiał Jan Paweł II, wypłynąć na głębię. Dzięki niej mogłem oddać się medytacji, kontemplować. Poza tym ta wyprawa nauczyła mnie ćwiczyć uważność, zacząłem zauważać te rzeczy, które Stwórca daje nam w obfitości. Stałem się bardziej uważny. Z reguły jest tak, że przechodzimy obok czegoś, nie wykorzystując możliwości, jakie dostajemy od Boga i stajemy się zgorzkniali. Tym razem było inaczej. Nie martwiłem się niewykorzystaną szansą, ponieważ wiedziałem, że na pewno otrzymam drugą. Jesteśmy niepojętnymi uczniami, ale mamy możliwość słuchania tego, co Stwórca ma nam do powiedzenia.

- Co zabrał Pan ze sobą w tę długą podróż?

Reklama

- Razem z moim współtowarzyszem Stasiem otrzymaliśmy krokomierz. Niestety, nie posłużył nam długo, gdyż podczas wędrówki zepsuł się. Poza tym zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak m.in.: plecak, śpiwór i namiot. Mieliśmy coś w rodzaju małego eremu, Stasiu miał swój namiot, ja swój, żyliśmy zgodnie z naturą. Rozbijaliśmy się późno wieczorem, a wcześnie rano wstawaliśmy i poza lekko zgniecioną trawą, ślad po nas nie zostawał.

- Jakie trudności napotkały Pana podczas wędrówki?

- Byliśmy przez Pana Boga korygowani. Gdy mieliśmy oczekiwania względem czegoś, to nie zawsze się to spełniało. Natomiast jeśli przyjmowaliśmy z radością to, co nam dobrego Pan Bóg przysłał, to się zdarzały takie „mikro” cuda. Śmialiśmy się też, że św. Jakub dba o swoich pielgrzymów, ponieważ kwiecień był bardzo ulewny i bywało tak, że cały czas byliśmy mokrzy, nawet kładąc się spać - a mimo to nie mieliśmy kataru. Było to niezwykłe. Czasami tylko przychodziły rozczarowania. Jak człowiek ma za duże oczekiwania i coś wypada nie po jego myśli, to tylko te niespełnione oczekiwania mogły sprawiać w jakimś sensie ból. Owszem pojawiały się bąble, ale nie skupialiśmy się na tym. Nic złego nas nie spotkało, nie mieliśmy ani kontuzji ani nawet zakwasów. Czuliśmy się dobrze, tylko czasem zmęczenie wdawało się we znaki. Mój współtowarzysz schudł ponad 17 kg. Żartobliwie mówimy, że Stasiu ustanowił nową „dietę cud” - tracił 1kg na 200 km.

- Czy mogliście liczyć na pomoc ludzi napotkanych na swej drodze?

- Zdarzały się takie sytuacje, np. w Ratyzbonie była kobieta o imieniu Ania. Zabrała nas spod kościoła im. św. Jakuba i przenocowała u siebie w domu - nas, kompletnie obcych dla niej ludzi. To jest bardzo niespotykane dzisiaj, taka wiara w ludzi.

Reklama

- Jakie uczucia towarzyszyły Panu podczas wędrówki?

- Nie zagadywałem Boga, starałem się Go słuchać. Codziennie modliliśmy się, odmawialiśmy zarówno Różaniec, jak i oczywiście modlitwy poranne. Dawaliśmy sobie naprawdę dużo czasu na to, aby słuchać, a nie rozmawiać ze sobą. Akurat tak się złożyło, że świetnie się ze Stasiem dobraliśmy i dawaliśmy sobie wolność - wolność słuchania. To była dla nas duża frajda, taka możliwość wyciszenia się. Trochę gorzej było w Hiszpanii, tam panuje spory hałas. Najwięcej osób spotkaliśmy już w samej Galicji, gdy pokonywaliśmy ostatnie 100 km. Poza tym czułem takie rzeczywiste „umieranie”. Umieranie w innym znaczeniu. Człowiek jest zmęczony fizycznie, rzeczywistość go otaczająca w pewnym znaczeniu maleje, ale wzmacnia się w nim duchowość.

- Jak Pana rodzina zareagowała na pomysł z podróżą?

- Zupełnie dobrze to przyjęli. Nie stresowali się. Oni wiedzą, że chodzenie jest moją pasją i że mam już w tym doświadczenie. Od zawsze marzyłem o pielgrzymce do Santiago. Jest coraz więcej chętnych Polaków na podróże w to cudowne miejsce - nie jestem wyjątkiem. Zostałem także wiceprezesem stowarzyszenia „Przyjaciele Dróg św. Jakuba w Polsce” i zajmuję się tymi właśnie „Jakubowymi” drogami.

- Co poczuł Pan docierając na miejsce?

- Oczywiście radość. Santiago to dla mnie taki kościół stacyjny, ponieważ życie toczy się dalej. Poczułem, że skończyłem z pomocą św. Jakuba pewien etap swojego życia. Żyjemy w czasach, w których wierzy się w ubezpieczenia. Bardzo często się na nich zawodzimy, bo np. firma ubezpieczeniowa pada. A taką „firmą” wiarygodną jest sam Pan Bóg. To on daje największe ubezpieczenie, najbardziej nas zabezpiecza. Dzięki zawierzeniu Bogu, szczęśliwie dotarliśmy do Santiago de Compostela.

* * *

Św. Jakub Apostoł jest patronem pielgrzymów i podróżników. Już w IX w. w północnej części Półwyspu Iberyjskiego oraz we francuskich Pirenejach zaczęły powstawać drogi, którymi z całej Europy zmierzali pielgrzymi do grobu św. Jakuba Starszego w Santiago de Compostela w Hiszpanii. Symbole tych pielgrzymek - charakterystyczna biała lub żółta muszla, zazwyczaj na błękitnym tle, rozsiane są po całym Starym Kontynencie.

2013-07-17 10:06

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Lubuska Droga św. Jakuba

Powstał portal www.lubuskadsj.pl dofinansowany przez Narodowe Centrum Kultury w ramach programu Kultura w sieci, projekt: „Lubuska Droga św. Jakuba”.

W ramach przygotowań do ogólnoświatowego Jubileuszowego Roku Jakubowego (trwającego od 01.01.2021 do 31.12.2021 r.) przy wsparciu abp. Stanisława Gądeckiego Przewodniczącego KEP oraz bp. Tadeusza Lityńskiego diecezji zielonogórsko-gorzowskiej powstał portal www.lubuskadsj.pl dofinansowany przez Narodowe Centrum Kultury w ramach programu Kultura w sieci, projekt: „Lubuska Droga św. Jakuba”.
CZYTAJ DALEJ

Czy Gizela Jagielska stanie się ofiarą? Próba wybielenia sprawczyni zabójstwa z Oleśnicy

2025-05-06 10:59

[ TEMATY ]

aborcja

Oleśnica

Ordo Iuris

Adobe Stock

Sprawa zabójstwa 9-mięcznego nienarodzonego chłopca w szpitalu powiatowym w Oleśnicy jest wciąż obecna w przestrzeni publicznej, w tym medialnej - informuje o tym Ordo Iuris.

Sposób potraktowania małego pacjenta w szpitalu w Oleśnicy – 9-miesięcznego nienarodzonego chłopca cierpiącego na łamliwość kości - wciąż obecny jest w relacjach medialnych. Magda Nogaj z wrocławskiej edycji serwisu wyborcza.pl przeprowadziła wywiad z dr Gizelą Jagielską – lekarką, która uśmierciła chłopca.
CZYTAJ DALEJ

80 lat od kapitulacji Festung Breslau

2025-05-06 17:11

ks. Łukasz Romańczuk

6 maja 2025 roku przypadła 80. rocznica kapitulacji Festung Breslau. W miejscu pamięci i wyzwolenia jeńców z obozu Burgweide, znajdującego się na wrocławskich Sołtysowicach, odbyły się uroczystości upamiętniające tamte wydarzenia. - Spotykamy się dziś, aby uczcić pamięć ofiar i ocalałych z obozu pracy Burgweide, które funkcjonowało w czasie jednej z najciemniejszych kart historii niemieckiej okupacji i II wojny światowej - mówił Martin Kremer, konsul generalny Niemiec we Wrocławiu.

W czasie przeznaczonym na przemówienia głos zabrał Kamil Dworaczek, dyrektor wrocławskiego oddziału IPN. Rozpoczął on od zacytowania fragmentu z Księgi Powtórzonego Prawa: “Źle się z nami obchodzili, gnębili nas i nałożyli na nas ciężkie roboty przymusowe”. - Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że jest to fragment relacji jednego z robotników przymusowych przetrzymywanych tutaj w obozie Burgweide. Ale jest to fragment z Pisma Świętego, z Księgi Powtórzonego Prawa, który opowiada o losie Izraelitów w niewoli egipskiej. Później czytamy oczywiście o ucieczce, o zyskaniu wolności, w końcu w kolejnym pokoleniu dotarciu do ziemi obiecanej. I tych analogii między losem Izraelitów w niewoli egipskiej a losem Polaków i innych robotników przymusowych w III Rzeszy jest więcej. Jest też jedna istotna różnica. Polacy nie musieli podejmować ucieczki, tak jak starotestamentowi Izraelici, bo to do nich przyszła Polska. Nowa Polska i Polski Wrocław, które może nie do końca były ziszczeniem ich marzeń i snów, ale przestali być w końcu niewolnikami w Breslau - zaznaczył Kamil Dworaczek, dodając: - Sami mogli decydować o swoim losie, zakładać rodziny, w końcu zdecydować, czy to tutaj będą szukać swojej ziemi obiecanej. I ta ziemia obiecana w pewnym sensie zaczęła się dokładnie w tym miejscu, w którym dzisiaj się znajdujemy. Bo to tutaj zawisła 6 maja pierwsza polska flaga, pierwsza biało-czerwona w powojennym Wrocławiu. Stało się tak za sprawą pani Natalii Kujawińskiej, która w ukryciu, w konspiracji uszyła tę flagę kilka dni wcześniej. Pani Kujawińska była jedną z warszawianek, która została wypędzona przez Niemców po upadku Powstania Warszawskiego. Bardzo symboliczna historia.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję