PONIŻEJ FRAGMENT KSIĄŻKI. "HISTORIA OBJAWIEŃ MARYJNYCH. TOM III" DO KUPIENIA W CAŁOŚCI POD TYM LINKIEM: ksiegarnia.niedziela.pl
Gdyby ktoś nas zapytał o sytuację Kościoła we współczesnym świecie, nasze odpowiedzi różniłyby się od siebie, ale z pewnością we wszystkich pojawiłyby się słowa mówiące o mniejszym lub większym kryzysie, który ogarnął dzisiejsze chrześcijaństwo. Wielu ludzi odeszło od Kościoła, świat odwrócił się od przykazań i promuje zasady będące zaprzeczeniem tradycyjnej moralności. Być może ktoś z nas napomknąłby o skandalach stawiających Kościół w bardzo niezręcznej sytuacji. Podróżujący po świecie opowiedziałby o pustych świątyniach i religijnej obojętności krajów zachodnich. Ktoś zwróciłby uwagę na bolesny fakt wyrzeczenia się przez całe narody swego maryjnego dziedzictwa. Kiedyś Anglia była „wianem Matki Bożej”, a dzisiaj? Rosja była „Domem Maryi”, a obecnie? Portugalia była „Królestwem Najświętszej Maryi Panny”, a współcześnie? Jeszcze w latach trzydziestych XX w. Francja była najbardziej maryjnym krajem na świecie, a dziś stoi na czele cywilizacji budowanej bez Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Coś niedobrego stało się po zakończeniu drugiej wojny światowej. Nie miejsce tu i czas, by rozwijać ten temat, dość powiedzieć, że w 1945 r. rozpoczął się kryzys, który dosięgnął też naszego pokolenia i który wydaje się szczególnie niebezpieczny. Aby to potwierdzić, wcale nie musimy odwoływać się do kościelnych statystyk czy przytaczać faktów z naszej historii. Lepiej przypomnieć sobie wypowiedzi samego nieba. W całej historii Kościoła nie było chyba kryzysu duchowego, na który by tak bezpośrednio zareagował Bóg. W 1947 r. posłał na ziemię swoją Matkę, by za Jej pośrednictwem wskazać nam drogę ocalenia.
Dynamika zła
Nie przebrzmiały jeszcze echa drugiej wojny światowej, a już można było dostrzec gołym okiem spustoszenia, jakie pociągnęły za sobą lata wojny rozpętanej przez Hitlera. Najstarsze pokolenie pamięta jeszcze tamte dni. Nie chodzi tu jedynie – a może nawet przede wszystkim – o ogrom strat określanych wspólnym mianownikiem „materialnych”. Naszą uwagę powinno przykuć jeszcze poważniejsze spustoszenie – to „duchowe”. Zniszczone miasto można odbudować, gorzej z odbudową ładu moralnego. Tym bardziej że w odróżnieniu od rzeczywistości materii świat ducha jest nasycony dynamiką, którą niełatwo sterować i którą mało kto potrafi wyhamować. Gdy zaczął się czas upadania wartości duchowych, okazał się on początkiem procesu, który współcześnie doprowadził do powstania – użyjmy słów Ojca Świętego Jana Pawła II – „cywilizacji śmierci”, „cywilizacji bez Boga”, „życia tak, jakby Boga nie było”. Człowiek zaczął postępować tak, jakby miał prawo stwarzać nowy katalog wartości i sam wybierać, co jest dobre, a co złe. Dobrym stało się to, co łatwe, przyjemne, co zapewnia szybki sukces. Złem wszystko, co stawia wymagania i co ogranicza ludzką wolność.
Reklama
Po wojnie proces negacji wartości duchowych stał się faktem i zaczął nabierać tempa. Trudno, by w takim świecie Maryja była szanowana i miłowana. Przecież była pokorna, a pokora stała się wadą. Przecież była uboga, a bieda stała się przekleństwem. Nie dorobiła się majątku, nie zdobyła doczesnej sławy, nie była człowiekiem sukcesu.
Nadchodziła epoka niemaryjna, nieświęta, niemądra, skazana na klęskę.
Ale można ją było zatrzymać, cofnąć, usunąć z mapy życia następnych pokoleń. Niebo wskazało drogę: jest nią silne moralnie i mocne apostolsko duchowieństwo. To kapłani i osoby zakonne miały stać się autorytetem dla zagubionych ludzi. To oni mieli wyciągnąć rękę do zbłąkanych owiec i pokazać, że trzymają w niej niebieską busolę, która pewnie wskazuje kierunek. Oznaczało to dwie rzeczy. Po pierwsze, duchowieństwo samo powinno oprzeć się owemu kryzysowi. Po drugie, musiało stać się świadkiem prawdziwych wartości.
Po ludzku zadanie to było niezwykle trudne. Dlatego niebo przyszło z pomocą. Dlatego w 1947 r. Maryja objawiła się w Montichiari.
Szybko dodajmy, że objawienia w Montichiari nie mówią tylko o duchownych. Mówią też o zwykłych ludziach, ludziach świeckich. Wprawdzie trudno przecenić rolę świętego kapłana czy zakonnika i zjednoczonej z Bogiem siostry zakonnej we wzroście duchowym zwykłych katolików, ale świecki chrześcijanin przełomu wieku XX i XXI otrzymuje od Matki Najświętszej tak piękny drogowskaz, że może to przede wszystkim laicy powinni pochylić się głęboko nad orędziem z Montichiari i odkryć niezwykłe wezwanie Maryi…
Ale o tym za chwilę…
Rok objawień
Reklama
Wspomnieliśmy już, że kryzys Kościoła i wzrost zagrożenia ateizmem rozpoczęły się wraz z zakończeniem drugiej wojny światowej. Czas dodać, że na progu nowej epoki Bóg wielokrotnie ostrzegał świat przed błędnie wybraną drogą. Rok 1947 pełen był Maryjnych objawień. Poza słynnym włoskim Tre Fontane (dzielnica Rzymu) i francuskim L’Île Bouchard Matka Boża niosła światu orędzie w holenderskim Vorstenbosch, we włoskich Varzi, w Montopoli, Grottammare i Casanova, w Urucânia w Brazylii, w słowackiej Tyromestice, w niemieckich Tannhausen, Monachium i Forstweiler, w Stockport leżącym opodal angielskiego miasta Manchester, we francuskim Pieskop, w Kayl (Luksemburg) i w Hasznos na Węgrzech. Wszędzie wzywała do nawrócenia i do umacniania Kościoła w obliczu podwójnego zagrożenia: komunizmu i fałszywie pojętej demokracji.
Ale najtrwalsze przesłanie pozostawiła w 1947 r. w Montichiari.
Włoskie Jasne Góry
Montichiari, niewielka miejscowość leżąca u podnóża włoskich Alp. Dla nas, Polaków, nazwa ta budzi najpiękniejsze skojarzenia, jej tłumaczenie brzmi bowiem „Jasne Góry”. Dziś z tamtejszego sanktuarium rozchodzi się po świecie sława Maryi wzywanej pod tytułem „Róży Duchownej”, zaś nazwa miasteczka nabrała nowego sensu: mówi o nadziei na „jasne dni”, jeśli człowiek podejmie trud wspinaczki na szczyty zjednoczenia z Bogiem. Samo miejsce wybrane przez Matkę Najświętszą na objawienia opowiada też wiele o sytuacji Kościoła: jest on chory i wymaga leczenia, a ludzie świeccy mają się nim zaopiekować… Wskazuje na to choćby fakt, że na miejsce objawień Matka Najświętsza wybrała szpital, a za wizjonerkę obrała osobę świecką – Pierinę Gilli, pielęgniarkę.
Była wiosna 1947 r., Pierina Gilli, trzydziestosześcioletnia, skromna kobieta, ujrzała w podległej jej nadzorowi sali szpitalnej niezwykłego gościa z nieba. Stanęła przed nią Matka Najświętsza ubrana w fioletową szatę, ze łzami w oczach i z trzema mieczami wbitymi w serce. Może przyszła właśnie do szpitala, aby prosić o pomoc? Czyżby w Montichiari miano wyjąć z Jej obolałego serca te trzy głęboko wbite ostrza? W jaki sposób?
Reklama
Liczba trzy zdominowała objawienia w Montichiari. Najpierw mamy trzy miecze. Pierwszy, jak później wyjaśniła Matka Boża, to ból spowodowany niegodnym sprawowaniem Mszy św. i przyjmowaniem Komunii św. w stanie grzechu. Drugi oznacza niewierność powołaniu kapłańskiemu i zakonnemu. Trzeci symbolizuje wyparcie się wiary przez duchownych.
Wizja jest smutna, a Maryja ogranicza się do wypowiedzenia trzech słów. To „Modlitwa. Ofiara. Pokuta”.
Pozostawia nam trzy wezwania. Czy odwołują się one do trzech ran zadanych Jej sercu? Czyżby właśnie modlitwa, ofiara i pokuta miały moc przywrócić świętość naszym kapłanom i zakonnikom? A Matce radość?
Róże bez cierni i Fatima
Kiedy w dniu 13 czerwca Pierina ponownie ujrzała Matkę Najświętszą, oglądana przez nią wizja była zaprzeczeniem pierwszej. Maryja miała na sobie jasną szatę, uśmiechała się, a w miejscu mieczy znajdowały się trzy róże. Nie zadawały ran, były ozdobą, jakby znakiem, że choroba minęła, choć może po ranach pozostały blizny; kwiaty je ukrywają. A może cierpienie zamieniło się w radość? Może to, co było przyczyną bólu, jest teraz powodem wesela? To bardzo prorocze przesłanie, jakby wizja przesunięta w czasie, wypchnięta z szeregu dat, by ustawić się w nieznanej nam przyszłości. Matka Boża z trzema różami na piersiach zapewnia: Nadejdzie dzień, kiedy modlitwa, pokuta i ofiara zaowocują świętością kapłanów i osób zakonnych! Będzie to dzień radości i triumfu!
Trzy róże, a każda inna. Jedna była koloru białego, druga czerwona, trzecia złota. Dlaczego róże? Co oznaczają te kolory? Pierwsza mówi o czystości i wierności w wierze, druga opowiada o dawaniu siebie i o trwaniu przy Bogu, jeśli trzeba aż po męczeństwo. Trzecia śpiewa o świętości… Gdy ludzie Kościoła będą jak te trzy kwiaty, Serce Maryi wypełni radość…