Pan Janek, dziś ponadczterdziestoletni mężczyzna, jeszcze jako nastolatek marzył o byciu dobrym kierowcą, ale - jak mówi - „pioruńsko” bał się prowadzić.
- Gdy widziałem przejeżdżający samochód czy urządzenie, które się obracało, spinałem się, miałem wręcz twarde ścięgna ze strachu.
Wydawało się, że nigdy nie siądzie za kółkiem. Dziś jest jednym z lepszych kierowców: niesamowitą frajdę sprawia mu jazda nie tylko autem, ale także motocyklem. Z pasją motoryzacyjną związany jest jego zawód.
- To wszystko zawdzięczam Bogu - mówi z przekonaniem. - Zachwyceni książką „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a Kempis zaczęliśmy z kolegami modlić się, pleniąc równocześnie u siebie złe zachowanie. Wtedy stało się coś dziwnego. Nagle okazało się, że jestem w stanie pracować na maszynach, których dotychczas się bałem i - mimo lęków - zrobić prawo jazdy. Łyknąłem bakcyla.
- Uczyłem się i modliłem. Teraz lubię wszystko, co się kręci: od kół rowerów, które sam składam, po ciężarówki. Wsiadam i jadę...
Nic na siłę!
Reklama
Gdy pan Irek ze Strzegomia (dziś 36 lat) miał 22 lata, nawrócił się. Kilka lat później postanowił pójść na studia. Zaczął się modlić: „Panie, co mam robić?”.
- Marzyłem o studiowaniu psychologii - wspomina - a ponieważ te studia były drogie, zdecydowałem się na kolegium teologiczne. Myślałem, że one zbliżą mnie do Boga, ale wkrótce odkryłem, że teologię odbieram jako naukę, która ma niewiele wspólnego z osobistą relacją ze Stwórcą. Mając taki dylemat, pytałem Pana Boga, czy to praca dla mnie - kontynuuje. - „Wiesz, po co tam jesteś” - w sercu słyszałem taką odpowiedź. Uczyłem się dalej. Podczas praktyk nauczycielskich zacząłem odczuwać, że moim powołaniem jest bycie katechetą. Po pięciu latach pracy w tym zawodzie mogę z przekonaniem powiedzieć, że to moja droga. Z uczniami staram się dzielić moją wiarą, którą umacniam podczas spotkań wspólnoty. We wspólnocie dzielę się tym, co odkrywam dzięki pracy zawodowej. Zawsze, gdy pytałem na modlitwie o rozwiązanie jakiegoś problemu, Jezus mnie umacniał. Równocześnie staram się patrzeć, jakie są owoce mojej pracy: czy uczniowie są zmęczeni, czy moje słowa ich poruszają, czy raczej są im obojętne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bóg odpowiada
Pan Irek podkreśla, że to, co dla niego najlepsze w życiu, poznaje przede wszystkim dzięki modlitwie. Często pyta Boga, czego Bóg od niego chce i czy chce tego, co on zamierza zrobić.
Bóg odpowiada - nieraz od razu, nieraz po kilku dniach czy tygodniach, niekiedy po dwóch latach - ale odpowiada. Przez myśli, uczucia, przekonania, Słowo Boże, innych ludzi.
Pan Irek podkreśla, że w rozeznawaniu bardzo ważne są czyste intencje.
- Kiedyś zrodził się pomysł, by wraz z uczniami pojechać na rekolekcje - opowiada. - Zadowolony z tego planu, zacząłem brać wszystko na swoje barki, bo bardzo mi zależało, by pomysł zrealizować. Gdy modliłem się w tej intencji przed Najświętszym Sakramentem, zrozumiałem, że mam oddać Jezusowi moje pragnienie wyjazdu. Oczywiście, samo pragnienie zorganizowania rekolekcji nie jest niczym złym. W tym wypadku chodziło o jego oczyszczenie. O wyrzeczenie się ludzkich egoistycznych pragnień, nastawionych na efektowność, na moją chwałę: przekonania, że to ja kogoś zachęciłem, a on przyszedł, bo jestem taki fajny. Gdy zawierzyłem wyjazd Jezusowi, prosząc, by wszystko poukładało się tak, jak On chce, Jego odpowiedź była niesamowita. Tego samego dnia uczniowie przejęli inicjatywę - wszystko się poukładało, a ja nie musiałem samotnie nosić tego na barkach.
Pani Irek mówi, że kiedy wyrzeka się pragnienia, by w danej czynności szukać własnej chwały, wtedy otrzymuję od Boga czyste intencje.
- To, że moi uczniowie przychodzą do mnie, by powiedzieć o swoich pragnieniach czy problemach jest dla mnie owocem, znakiem, że słowo na lekcjach nie jest puste, że w jakiś sposób Bóg się mną posługuje - podkreśla.
- Gdy rozeznaję, staram się być szczery przed Bogiem. Gdy widzę, że coś mi nie idzie, że nie mam posłuchu, proszę, by przekonał mnie do tego, jak On chciałby to rozwiązać.
Trudne czekanie
- Do jednego z najtrudniejszych należało rozeznanie, kiedy się ożenić - kontynuuje pan Irek. - Z moją dziewczyną znam się od kilku lat. Dla mnie to już był czas, w duszy wręcz krzyczałem do Boga: „Kiedy wreszcie, bo ja już nie mam siły!?”. Ale równocześnie wiedziałem, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment. Uspokoiły mnie słowa z Pisma Świętego: „Do Pana Boga należy czas i miejsce”. Chociaż to nie była odpowiedź konkretna, łatwiej było mi nadal pytać: Kiedy będzie dobry czas? Kiedy będziemy gotowi?